No cóż, czas kończyć ten długi i szalony tydzień.
Jeszcze nigdy w historii bloga cykl „Tydzień z…” nie trwał pełne 7 dni.
Zazwyczaj było to pięć dniówek, czasem nawet cztery, ale walić browary od
poniedziałku to niedzieli, to już jest niezła przeginka ;) To już podchodzi
nawet pod alkoholizm (no, ale kto powiedział, że piwny bloger to nie alkoholik?).
Jeśli śledzicie cykl na bieżąco, to wiecie, że żadne
z piw dupy nie urwało, a dwa były naprawdę słabe. Reszta natomiast prezentowała
się co najmniej dobrze. Tak się składa, że na zakończenie całej tej telenoweli
ostał mi się Dunkel Weizen. Kiedyś, w czasach przed piwną rewolucją, na te
słowa serce biło mi zdecydowanie szybciej. Zawsze lubiłem piwa pszeniczne, a
ciemne pszeniczne odpowiednio bardziej (if
You know what I mean). Ten bawarski sznyt pamiętam do dzisiaj i zawsze z
miłą chęcią sięgnę po ‘ciemną pszenicę’. Po prostu jestem człek sentymentalny,
co to nie odwraca się od swoich korzeni, pamięta skąd się wywodzi i kim był.
To, że swoją przygodę z piwem zaczynałem od Warki czerwonej też pamiętam…
(niestety).
Z zewnątrz piwo wygląda dosyć poprawnie. Jest wysoka
i dość drobna piana koloru cappuccino, tudzież jasno beżowego. Pianka opada w
średnim tempie, choć na Weizena, to
raczej szybciej niż wolniej. Samo piwo
nosi miedziane wdzianko z ładnymi burgudnowymi refleksami jak się spojrzy pod
światło. Mętność jest obecna, ale stosunkowo niewielka, patrząc na styl, z
którym mamy do czynienia.
Biorę łyka do dzioba i nie wierzę… zepsuli to piwo!
Smak jest pusty jak moja sakiewka tuż przed wypłatą. Wiem, że to ‘dwunastka’,
ale pszeniczniak ten jest naprawdę okrutnie płaski w smaku, wręcz wodnisty.
Wtóruje mu sakrucko niskie wysycenie, kompletnie nie w stylu! Poza tym nie
czuję ani krzty banana, czy goździka. W ogóle słodowość tego piwa jest bardzo
niska. Majaczy mi tu jakiś chlebek, skórka od chleba, może odrobina karmelu,
ale to wszystko jest cholernie stonowane. Zupełnie jakbym pił same wysłodziny.
Prawie jak woda z kranu… No tragedia jakaś! Po co to w ogóle pić?!
W zapachu rozgrywa się drugi akt tego dramatu z
elementami tragedii. Pustka, subtelny karmel, znowu pustka, chlebek razowy,
ponownie pustka, przypieczona skórka chleba, tosty, no i znowu pustka. A czy
wspominałem już może o pustce?! ;> Pytacie o banany, albo goździki? Nawet
mnie nie wkur… Ten aromat woła o pomstę do nieba. Naprawdę smak i zapach są
siebie warci. Tworzą zgraną parę, bo się cholernie dobrze dogadują. Tworzą
idealną parę. Pustka z pustką równa się nicość…
Nie mam zamiaru już dłużej podnosić sobie ciśnienia,
pisać o jakiejś pełni, treściwości i tego typu bzdurach. Piwo jest zupełnie do
dupy. Jako takich wad sensorycznych nie ma, ale jest tak totalnie wyprane ze
smaku i aromatu, że głowa mała. Niestety powtórka z Black IPA.
OCENA: 3/10
CENA: 5ZŁ (Targi PIWOWARY)
ALK. 5,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 13.11.2017
BROWAR STAROPOLSKI
Komentarze
Prześlij komentarz