Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2016

RAISA

Spoko, jestem, żyję. Sorki za tak długą (jak na moje standardy) przerwę w aktywności bloga. W ostatni łykend wakacji postanowiłem odpocząć nad wodą. Całe trzy dni bez neta i laptopa. Nic tylko plaża, woda, grill oraz zimne piwo ;> Były też tańce, hulanki i swawole, ale ten temat wolałbym przemilczeć… Czas jednak w końcu wrócić do normalnego trybu życia. No, a jak wiadomo nie samą pracą człowiek żyje. Jakiegoś dobrego piwka też od czasu do czasu trzeba się napić. Ostatnio jak byłem w piwnicy stwierdziłem, że „dziwnym trafem” obrodziło mi tam w ciężkie i mocne piwa typu RISy i portery bałtyckie. W sumie nie dziwota, wszak jestem wielkim fanem tego typu napitków. Wręcz mam zboczenie zawodowe (może bardziej hobbistyczne) w tym temacie. Dziś więc na wokandzie ląduje RAISA z Browaru Maryensztadt ze Zwolenia. Trudniejszej nazwy nie mogli już chyba wymyślić. Okazuje się, że formalnie jest to pierwsze piwo na blogu z tego przybytku. Nie wiem, czy się chwalić, czy żalić, ale taka jest pra

FORTUNA RABARBAR

Moje marzenia się spełniły. Moje modlitwy zostały wysłuchane, a fantazje stały się rzeczywistością! W końcu mamy prawdziwe lato. O to właśnie chodziło! Temperatura dochodzi lub nawet lekko przekracza 30 stopni. I to nie przez jeden dzień, który jest jakimś szczęśliwym trafem. Cała końcówka wakacji i początek września obfitować będą   w takie oto klimaty. Żyć nie umierać. W końcu czuję, że są kurna wakacje i jest lato :D Po cichu cały czas liczyłem na taką właśnie aurę, toteż zostawiłem sobie jedno wybitnie pasujące na tę okazję piwo – Fortuna Rabarbar. Ot, piwo smakowe jakich wiele. Nafaszerowane sokiem z rabarbaru i cytryny. W składzie prócz słodu pilzneńskiego (standard) znalazła się także pszenica (szacun), słód pszeniczny (spoko), aromat naturalny (na cholerę?), cukier (o w mordę!) oraz naturalny koncentrat czarnej porzeczki (WTF?). No to lecimy z koksem, bo pić mi się chce jak prawiczkowi seksu ;) Rabarbarowy wynalazek z Fortuny wygląda dosyć zwyczajnie. Jest piana i to

WEST COAST IPA CIESZYŃSKIE

Fajny jest żywot piwnego blogera (nie zawsze, ale czasem). Budzisz się rano, idziesz do pracy, wracasz, a w domu czeka już na ciebie paczuszka. Zaglądasz do środka, a tam piwa. Browarki! Jedno, dwa lub trzy w porywach do dziesięciu. I to wszystko za free ! Za frajer jak to mówią niektórzy. Taki właśnie los spotkał mnie kilka dni temu. Wielkie dzięki Browarze Zamkowy Cieszyn! :> Jedynym piwem z owej przesyłki, którego jeszcze nie piłem jest West Coast IPA Cieszyńskie. Piwo jest zwycięzcą Konkursu Piw Pracowniczych tegoż browaru. Fajnie tam mają jak widać. Nawet jako szary pomywacz, czy kosiarz trawników może być o Tobie głośno i możesz zrobić karierę. Wystarczy, że Twoje piwo wygra taki konkurs. Później piwo oparte na Twojej recepturze będzie dostępne w całej Polsce! Szacun dla Kamila Morawskiego – zwycięzcy pierwszej edycji Konkursu Piw Pracowniczych browaru w Cieszynie! Wpierw jak głosi tradycja będzie o wyglądzie. Tuż po przelaniu mocno zmarszczyłem brwi. West Coast , a

MR. HARD

Dziś na tapecie piwo szczególne i wyjątkowe. Prawdziwy rarytas, klasyk wśród rodzimych piw. Coś jak Ford Mustang   w świecie motoryzacji, Barbie wśród lalek, jak muzyka Beethovena, czy obrazy Leonarda da Vinci. Nie ma chyba w piwnym krafcie osoby, która nie słyszałaby o słynnym Mr. Hard z Pracowni Piwa. Trunek powstał już dość dawno temu. Tak dawno, że wówczas jeszcze zdecydowana większość obecnie istniejących browarów nie była nawet w planach ich właścicieli. Na szczęście Pan Twardowski to nie jednorazowy wybryk, tylko piwo, które co jakiś czas pojawia się na rynku, ciesząc michy wszystkich kraftopijców. Mr. Hard to pierwszy w kraju Barley Wine . Nie ma tu żadnych ekscytujących dodatków, marsjańskich przypraw, czy chmieli uprawianych w tajnych bazach po ciemnej stronie Księżyca. Tylko woda, słód, jeden amerykański, jeden brytyjski chmiel i drożdże. Po prostu wino jęczmienne. Proste, niemalże klasyczne, szablonowe, wręcz konserwatywne. Potrafi jednak powodować szybsze bicie serca,

BYDGOSKI APACZ

„Tydzień z Browarem Osowa Góra” się właśnie kończy. Sześć piw to i tak dużo. Co prawda mógłbym jeszcze jutro coś dziabnąć, ale w niedzielę to ja raczej nie degustuję piw (a nuż ksiądz coś wyczuję ;) ). A tak na poważnie, to zazwyczaj mam za dużego kaca po sobotnich melanżach, by w niedzielę mieć sprawny aparat węchowy oraz kubki smakowe w formie. Na zakończenie zostawiłem sobie amerykańca. Bydgoski APAcz się zowie. Nie trzeba być synem Einsteina, by wyczaić o jaki styl chodzi. To już druga APA z tego browaru po Singlu , który mówiąc delikatnie nie spełnił moich oczekiwań. Tym razem mamy mieszankę jankeskich chmieli, więc powinno być lepiej. Obym się nie zawiódł na koniec.  Bydgoski APAcz prezentuje się wybornie. Mógłbym tu napisać o bardzo obfitej, śnieżnobiałej, drobnej, puszystej i sakrucko trwałej pianie, ale nie będę Was zanudzał Mógłbym pisać o wyśmienitym lacingu , ale po co? Mógłbym napisać o ładnym złocistym kolorze, ale także nie będę Was nudzić. W skrócie w

BLONDYNA

Schodzę dzisiaj do piwnicy, patrzę, a tam Blondyna! Leży sobie cichutko w kącie i czeka. Czeka, aż ktoś się nad nią zlituje i zabierze ją na powierzchnię (piwnica jest poniżej poziomu gruntu). Hej Blondyna, kto cię dyma jak mnie nima? - rzuciłem przelotnie. Blondyna jednak milczy wyraźnie onieśmielona moim sarkastycznym tekstem. Ech… nie martw się – mówię – dzisiaj jest twój wielki dzień. Po czym wziąłem Blondynę pod pachę i wyszedłem na zewnątrz co, by się jej lepiej przyjrzeć. Urocze to dziewczę trzeba przyznać. Smukła talia, fajny biust, długie nogi, jędrna pupa, duże usta i cudowne niebieskie oczy. Blondyna jak z obrazka. Belgian Blond się zwie. Wiem, bo miała napisane na ubraniu. Swoją drogą niezbyt ciekawym – takim kremowo-żółtawym, dość monotonnym i nudnym można rzec. Nie szata jednak zdobi człowieka – pomyślałem sobie. Najważniejsze jest przecież wnętrze.  Czym prędzej zatem dobieram się do jej wnętrza. By zdjąć z niej odzienie wystarczy jeden mały przyrząd –

SINGIEL

Wróciłem niedawno z roboty… z pracy znaczy się. Pogoda w dalszym ciągu mnie wkur… Dzisiaj na przykład słupki rtęci pokazują 19 kresek. Rzygać mi się chce jak patrzę na termometr. Lato w pełni, a tu taka wiocha. I jak w tym kraju się kurna opalić?! Jak tu założyć krótkie spodenki, jak ci zaraz jajka zmarzną? Na szczęście mam takie cudowne hobby, po którym każdy stres staje się mniejszy - jestę blogerę :D Piwnym blogerem. W takim dniu jak dzisiaj nie pozostaje mi zatem nic innego, jak wypić jakieś dobre piwo i się trochę wyluzować. Nie zapomnieć, bo wtedy to musiałbym wychlać co najmniej osiem dobrych piw. Skoro trwa tydzień z Browarem Osowa Góra, to nie będzie dzisiaj żadnej Pinty, czy Wąsosza. Będzie za to Singiel. Klasyczna APA single hop Mosaic . Na moje skołatane nerwy powinna się nadać.  Najsampierw trza piwo obejrzeć, rzucim okiem, okularem, czy co tam się ma pod ręką. Singiel wygląda zwyczajnie, po prostu piwnie. Złoto-bursztynowa barwa, do tego biała, drobna

DYMY OSOWEJ

Jedziemy dalej z koksem. Dla tych, co nie wiedzą, bo nie wytrzeźwieli jeszcze po długim łykendzie - to już trzecie piwo żłopane w ramach cyklu „Tydzień z Browarem Osowa Góra”. Jak na razie nie jest źle – jeden bardzo udany trunek, a drugi raczej przeciętny, ale do wypicia. Dzisiaj natomiast mam w rękawie bardzo dobrze zapowiadające się piwo – Rauchbock . Wiadomo, nowa fala to to nie jest, ale z reguły piwa wędzone mi smakują. Zaraz, zaraz, ktoś tu chyba leci sobie w kulki. Koźlak o ekstrakcie 14 Ballingów?! Alko zaledwie 5,5%? Wolne żarte. Gdyby BJCP wiedziało o tym piwie, to jej członkowie dostaliby białej gorączki ;p Co prawda piłem już nieraz takie pseudokoźlaki, ale zazwyczaj mnie one nie urzekały. Zaniżanie parametrów przy tym stylu jest po prostu nie na miejscu.  Po Dymach Osowej spodziewałem się naprawdę dużo, choć było to zanim uważnie przeczytałem etykietę. Po pierwsze lubię koźlaki. Może nie jakoś ekstremalnie, ale wolę to niż jasne lagery, czy zwykłe Pa

WITEK

Muszę Wam coś wyznać. Mam dzisiaj kaca. Lekkiego, ale jednak. Wczorajszy Dubbel , wielozbożowy lager, porter bałtycki oraz ‘korposikacz’ zrobiły swoje. Delikatnie suszy mnie w gardziołku, ale to nic. Nic, bo za chwilę się nawodnię. Browar Osowa Góra przyjdzie mi z pomocą. Mam jeszcze siedem piw od nich. Do wyboru, do koloru. Dziś z racji efektu dnia wczorajszego wybieram rześkiego Witbiera o wdzięcznej nazwie Witek. Nazwa w dechę. Może trochę prostolinijna, ale pasuje jak stringi do zgrabnej kobiety lub jak ‘reformy’ do grubej, starej baby. Kto co woli. Jak zawsze czytam etę. Pierdzielą coś na niej o nucie kolendry i skórce pomarańczy curacao . Patrzę na skład i albo od wczoraj oślepłem, albo ktoś coś tu przeoczył. Nie ma tam ani słowa o kolendrze i rzeczonej skórce. WTF?! Nie wyobrażam sobie Witbiera bez tych przypraw! Mam nadzieję, że to tylko zwykłe niedopatrzenie. Może ktoś był na kacu jak ja i po prostu dał plamę? Zaraz się przekonam… Otwieram i przelewam. P

WĘGLISZEK

Skoro ostatnio stałem się szczęśliwym posiadaczem ośmiu różnych piw (szał w trampkach) z Osowej Góry, to czemu by nie zrobić cyklu „Tydzień z…” – pomyślałem. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tylko jest jeden problem – tydzień ma kurna tylko siedem dni i za cholerę się nie wydłuży. Problem robi się większy, bo zazwyczaj ‘tydzień z jakimś browarem’ trwa u mnie od poniedziałku do piątku. Które zatem z piw wybrać? Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał kłopot z nadmiarem napoju z pianką ;) Kujawski Browar Regionalny Osowa Góra to nowa inicjatywa, która zadebiutowała pierwszym piwem w kwietniu tego roku. Jest to browar fizyczny, mieszczący się na rubieżach Bydgoszczy, na osiedlu Osowa Góra. Za sterami tego przybytku siedzi Piotr Andres, który jest piwowarem domowym od ośmiu lat. Ponoć jego konikiem są piwa belgijskie. Dzisiaj zamierzam właśnie sprawdzić jak radzi sobie z tym tematem. Bohaterem pierwszego dnia cyklu „Tydzień z Browarem Osowa Góra” jest Węgliszek w stylu Belgian Sp

BABSKIE

O złośliwości aury panującej tego lata pisałem już w poprzednim poście. Nie zamierzam się tu wkurzać i ponownie przytaczać moich argumentów. Na cholerę ciśnienie ma mi skakać. Skoro pogoda ma mnie w dupie, to ja ją też. Dzisiaj wytaczam więc ciężką artylerię. Prawdziwe działo armatnie wśród piw – RISa. Mam ich kilka na stanie, ale wybór padł na ruskiego Stouta z Browaru Spółdzielczego. Babskie się zwie. Nie mam jednak pojęcia dlaczego. Przecież baby… pardon , kobiety zazwyczaj nie gustują w mocarnych i wyrazistych trunkach. Może dlatego, że to wiśniowy RIS? Naprawdę nie wiem. A właśnie – „ wild cherry RIS” brzmi dopisek. Piwo to bowiem przez pół roku leżakowało sobie z wiśniami. W tym czasie przypadkowo również zdziczało. Był to efekt niezamierzony o czym browar informuje z tyłu etykiety (wielkie propsy). Chwalę sobie takie postępowanie i rozumiem je. Jeśli piwo nadawało się do picia, to czemu mieliby je wylewać? A to, że akurat skwaśniało, to tylko zwiększa jego oryginalność

CORNELIUS TROPIC

Wiecie co? Wkur… mnie to lato! Pogoda jest w kratkę. Jeden lub dwa dni ciepła, a za chwilę jesienne chłody typu 18°C. Poza tym deszcz. Wg moich obliczeń od początku lipca średnio pada u mnie co drugi dzień, a bywało nawet pięć dni pod rząd pluchy. Osobiście lubię ciepło, wręcz gorąc. Fajnie jest, gdy żar leje się z nieba,   a ja siedzę w cieniu i piję chłodne piwo. Naprawdę nie rozumiem dlaczego tak wiele osób nie znosi upałów (upał = ponad 30 Celsjuszów). Dziś jest jeszcze spoko (ok 23 stopnie), ale jutro na przykład szlag mnie trafi na miejscu, bo meteorolodzy przewidują zaledwie 1 4 °C!!! Zajebiście. Póki więc chłód do mnie nie zawita postanowiłem wypić jakieś typowo letnie piwo. Takie jakieś lekkie i sesyjne. Wybór padł na nowość z Corneliusa. Lekkie piwo pszeniczne w wersji tropik, czyli z dodatkiem soków z owoców tropikalnych. Niestety czytając skład niechcący natrafiłem także na aromaty, stabilizator oraz barwnik. Cóż Cornelius nigdy browarem craftowym nie był i tym piwe

BLACK WIDOW

Browar Baba Jaga bardzo rzadko gości na tym blogu. Toteż cieszę się podwójnie, że dzisiaj wypiję jedno z najbardziej pożądanych piw z tego przybytku. Ba! Dla wielu osób Black Widow to jedno z najbardziej pożądanych piw w ogóle. Ja też dość długo na nie polowałem. W internetach panuje opinia, że Czarna Wdowa z Baby Jagi to jedno z trzech najbardziej torfowych polskich piw (kolejne dwa to Biohazard i Nafciarz Dukielski ). Wobec takiego stanu rzeczy moje ślinianki natychmiastowo biorą się do pracy. Dla fanów słodu whisky piwo to stanowi nie lada gratkę. Każdy amator (w tym ja) rozgrzanego asfaltu i smoły nie może przejść obojętnie obok Extra Whisky Stoutu od Baby Jagi. Jedni lubią kwasek i sól w piwie, a inni bandaże i naftę. Co zrobić? Jak śpiewał Czesław „Dziwny jest ten świat…” Po przelaniu piwo wygląda obłędnie! Czarna barwa i ta niebiańska, obfita   piana. Zbita, drobna, puszysta i gęsta niczym bita śmietana. Jestem niemal pewien, że można by ją było jeść widelcem! Norm

ZŁODZIEJSKIE

Tematem niniejszego wpisu jest Popieprzone ARA. Fajna nazwa stylu piwa. Lubię popieprzone filmy, lubię popieprzone książki, lubię też popieprzone pomysły, ale najbardziej to lubię dobrze popieprzone flaki (taka zupa). Taaa, nie ma nic lepszego niż dobrze doprawione flaczki ;) OK. No, ale co z tym popieprzonym piwem? Kto go tak okrasił tym pieprzem? Ano sprawcą całego zamieszania jest dobrze mi znany Browar Spółdzielczy z Pucka i Browar Gzub. Dobrze kombinujecie cwaniaczki – jest to piwo kooperacyjne. Złodziejskie było piwem festiwalowym tegorocznego Craft Beer Camp, więc nie ma lipy. Teraz do rzeczy. Co to jest ta cholerna ARA? Nie jestem jakiś totalnym bezmózgiem, ale   poza wielką papugą nic nie przychodzi mi do głowy. Na szczęście na etykiecie jest wyjaśnienie – American Rye Ale . To nie prościej byłoby nazwać je żytnie APA, albo Rye APA?  Kooperacyjne dzieło Browaru Spółdzielczego i Gzuba nalewa się z sympatyczną czapą białej, mieszano ziarnistej piany, która jest bar

PIWO MIESIĄCA - LIPIEC 2016

Znowu miesiąc przeleciał mi przed oczami. Nawet nie wiem kiedy. Czmychnął szybciej niż kot spod kół samochodu. Latek przybywa, ale rozumu chyba już nie ;p Ja jednak nie o tym, a o kolejnym Piwie Miesiąca. W lipcu, tak jak i w każdym miesiącu nie brakowało piw dobrych i bardzo dobrych . Wybitnych i urywających co nieco, nie było już tak dużo, ale wiadomo – im lepszy napitek, tym rzadszy . No, ale dobra. Bez owijania w bawełnę, bez nawijania makaronu na uszy powiem Wam, że tak naprawdę walka o tytuł Piwo Miesiąca Lipiec 2016 toczyła się pomiędzy dwoma zawodnikami . Jednym z Pinty i jednym z Widawy. Jeden to względnie jasny trunek, drugi to zupełnie czarny specjał. Dwa bardzo smaczne, ale różne piwa . Dwa zupełnie odmienne światy i weź się tu chłopie zdecyduj. Wybierz, a potem nie żałuj swojej decyzji. Nie ma co się oczywiście nad tym spuszczać, bo to przecież nie wybór Prezydenta RP. Nikt mnie winić za to nie będzie. Przeczytałem uważnie obydwie recenzje. Z otchłani pam