Schodzę dzisiaj do piwnicy, patrzę, a tam
Blondyna! Leży sobie cichutko w kącie i czeka. Czeka, aż ktoś się nad nią
zlituje i zabierze ją na powierzchnię (piwnica jest poniżej poziomu gruntu).
Hej Blondyna, kto cię dyma jak mnie nima? - rzuciłem przelotnie. Blondyna
jednak milczy wyraźnie onieśmielona moim sarkastycznym tekstem. Ech… nie martw
się – mówię – dzisiaj jest twój wielki dzień. Po czym wziąłem Blondynę pod
pachę i wyszedłem na zewnątrz co, by się jej lepiej przyjrzeć. Urocze to dziewczę
trzeba przyznać. Smukła talia, fajny biust, długie nogi, jędrna pupa, duże usta
i cudowne niebieskie oczy. Blondyna jak z obrazka. Belgian Blond się zwie. Wiem, bo miała napisane na ubraniu. Swoją
drogą niezbyt ciekawym – takim kremowo-żółtawym, dość monotonnym i nudnym można
rzec. Nie szata jednak zdobi człowieka – pomyślałem sobie. Najważniejsze jest
przecież wnętrze.
Czym prędzej zatem dobieram się do jej wnętrza. By
zdjąć z niej odzienie wystarczy jeden mały przyrząd – może być otwieracz,
ostatecznie nawet śrubokręt. Po chwili jasnowłosa ukazuje mi się w całej
krasie. Okazało się, że wraz z sukienką spadła jej też peruka i Blondyna
okazała się być rudą, mówiąc metaforycznie. Kolor jej włosów przypominał bowiem
bursztyn, miedź, a nawet rdzę. Tak się przy tym wkurwiła, że z ust zaczęła się
jej toczyć piana – drobna i obfita o lekko kremowym odcieniu. Sporo jej było i
długo nie chciała zniknąć, toteż aby dobrać się do jej seksownych warg musiałem
nieco tej piany spożyć. Mówi się trudno.
W końcu nadszedł ten moment. Zbliżam swoją ohydną
mordę do jej facjaty i następuje kontakt. Blondyna smakuje słodko, słodowo,
nieco też ciasteczkowo. Coś jak biszkopty lub herbatniki. Po chwili docierają
też do mnie subtelne nuty chmielu i przypraw, choć tych jest naprawdę niewiele.
Robię krótką pauzę, po minucie jadę dalej z koksem. Wczuwam się, mlaskam i
wywijam ozorem. Mam wrażenie obcowania z jakimiś owocami. Europejskimi owocami,
może nawet polskimi. Majaczą tu ulotne cienie brzoskwiń, białych winogron i
takich dużych żółtych śliwek (renklody głupcze). W tle pojawia się też odrobina
karmelu i miodu. W posmaku zaś poczułem lekko goryczkowe klimaty o
chmielowo-ziołowych naleciałościach. Goryczka była krótka, szlachetna i
sympatyczna. Dosyć przyjemnie było obcować z taką Blondyną, która smakuje
wielowątkowo i bogato. Podobało mi się, choć orgazmu nie dostałem. Fajna z niej
sztuka, ale trzeba mieć świadomość, że na mieście są lepsze dupy do wyrwania.
Na koniec tych igraszek postanowiłem sobie Blondynę
powąchać. A co mi szkodzi, pomyślałem. Wygląda ładnie, to może i pachnie jakoś
ładnie. W rzeczy samej. Gdy tylko zbliżyłem nos do jej skóry natychmiast
poczułem całą feerię aromatów. Są owoce (te same co w smaku), ponownie pojawia
się też słód. Dużo słodu, ciastek, biszkoptów i tego typu pierdół. Szukam
dalej, schodzę niżej… Tu wdzięcznie pobrzmiewa wyraźna nuta karmelu, cukru
kandyzowanego oraz miodu. Ach, jak słodko pachnie ta dziewczyna! Słodko i
intensywnie. Nie spodziewałem się tego. W tle natomiast następuje lekkie
muśnięcie chmielu, przypraw i niestety alkoholu. Niegrzeczna dziewczynka. Taka
młoda, a już pije! Wstydź się! – skarciłem dziewczę. Na szczęście chyba
niewiele wypiła, bo etanol zbytnio się nie narzucał. Sumarycznie pachniała
całkiem spoko, choć z kapci mnie nie wyrwała. Kuboty wciąż są na miejscu ;)
Nie będę marudził – lepsza taka Blondyna niż żadna.
Fajnie mi się z nią obcowało. Miała taką gładką teksturę (skórę znaczy się), a
jej smak i zapach był złożony i nieźle zbalansowany jak na kobietę o imieniu Belgian Blond. Sumarycznie jednak jest
to słodka istota o pięknym wyglądzie (pomijając perukę) i miłej aparycji. Z
chęcią zaliczyłbym ją jeszcze raz :D
Odnoszę jednak wrażenie, że mogła dać z siebie
jeszcze więcej, bowiem leżąc sobie w piwnicy spodziewałem się po niej nieco
więcej fajerwerków. Może z biegiem czasu jeszcze dorośnie, dojrzeje i stanie
się bardziej ponętna? Kto wie.
OCENA: 7/10
CENA: nieznana
ALK.6,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.10.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.10.2016
KUJAWSKI BROWAR REGIONALNY OSOWA GÓRA
Komentarze
Prześlij komentarz