Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

V.I.P. MOCNE Z BIEDRONKI - RÓŻNICE MIĘDZY PUSZKĄ A BUTELKĄ

Ludzie ratunku! „Bieda-piwo” z biedry wkracza na salony! Kto nigdy w życiu nie pił V.I.P.a z Biedronki niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Żadnych chętnych? Tak myślałem.  V.I.P. Mocne to piwo kultowe . Jest bezczelnie tanie, mocne (nieźle dmucha w kaszkiet) i można je kupić w każdym z tysięcy sklepów największej sieci handlowej w tym kraju. Stosunek ceny do procentów jest w V.I.P.ie tak korzystny, że wywołuje spazmy i inne orgazmy wśród głodnej alkoholu klienteli. Zna je każdy, a kto nie zna, ten musi poznać . Mi też kilka razy zdarzyło się mieć z nim kontakt. W czasach liceum człowiek nie miał zbyt wiele hajsu, więc musiał sobie jakoś radzić… Ale nie o tym miało być, nie o tym. Odkąd pamiętam na biedronkowej półce zawsze dumnie stały puszki z V.I.P.em. Jednak ku mojemu zdziwieniu jakiś czas temu obok puszek pojawiły się także butelki! Biorę jedną do łapy i czytam: „Wyprodukowano przez – Zakłady Piwowarskie Głubczyce S.A.”. O żesz w mordę – pomyślałem. Przecież pucha

HAPAN

Chapnę sobie dzisiaj Hapana. Jest to drugie kooperacyjne piwo Browaru Wąsosz i fińskiego Humalove. Gdybym nie miał takiej sklerozy pewnie pamiętałbym ich pierwsze wspólne piwo, no ale jak widać mam. Jak głosi etykieta Hapan to Polish Fruit Sour Saison . I co takie gały robicie? Trzeba było chodzić na anglika, to byście nie musieli teraz świecić oczami ;) Po prostu jest to Saison z dodatkiem owoców (agrestu i brzoskwini) zakwaszony bakteriami Lactobacillus helveticus i chmielony polską Sybillą. Proste nie? W sumie Hapan to fajne piwo. Piwo, które prócz procentów dostarcza także porcję wiedzy. Mnie na przykład nauczyło, że hapan po fińsku znaczy kwaśny. Piwo, które uczy! Świetna sprawa. Hapan nie chciał współpracować przy nalewaniu. Drobna piana nie była zbyt wysoka, mimo że lałem dość agresywnie. Do tego bardzo szybko zaczęła znikać. Kilka minut i już było po sprawie! Piwo zostało odziane w wyraźnie mętny, pomarańczowo-złoty odcień. Jedźmy dalej. Smak jest rześki jak p

DEER BEARD

Szanowni Państwo przedstawiam Wam piwo Deer Beard z Browaru Deer Bear. Zapewne nie każdy jest poliglotą i nie włada tak biegle językiem Anglosasów, jak włodarze tegoż browaru. Z związku z tym pozwolę sobie co nieco wyjaśnić o co tutaj kaman. Browar nazywa się Deer (jeleń) Bear (niedźwiedź), a piwo Deer Beard (broda). Słowa deer nie należy też mylić z dear (drogi, kochany). Trochę to pomotane, ale da się ogarnąć. Deer Bear to browar kontraktowy warzący w niedalekim dla mnie Wąsoszu. Jego debiut miał miejsce już w zeszłym roku, ale szczerze powiem, że nie śledzę ich kariery i nie wiem ile już piw (i kasy) mają na koncie. W każdym bądź razie Deer Beard (nadążacie) to ich pierwszy/debiutancki trunek. Fajnie, że w końcu go dorwałem. Broda Jelenia to żytnia IPA, jakich wiele na rynku. Ale na tymże właśnie rynku chyba nie ma ipy podrasowanej dodatkiem pędów sosny i skórki pomarańczy bergamotki. Czy może jest? Otwieram i przelewam. Piwo pieni się jak szalone. Jest ciemno złote lu

WSZYSTKO CO POWINIENEŚ WIEDZIEĆ O LEŻAKOWANIU PIWA

Piwny Janusz: Stary, twierdzisz że piwo można leżakować jak wino? Ja: Oczywiście kolego! Piwny Janusz: Nie pierdziel. Niemożliwe. To nie zepsuje się jak data wyjdzie? Ja: Spokojna twoja rozczochrana. W dupie żeś był i gówno żeś widział. Pij sobie dalej te korposiuśki . Zaraz wszystko wyjaśnię. Piwem interesuję się od ponad dziesięciu lat . Od ponad czterech prowadzę tego bloga. Na pewno nie jest mistrzem w tym temacie, no ale powiedzmy, że trochę wiedzy liznąłem ;) Jak wiecie szczególnym umiłowaniem darzę wyraziste portery bałtyckie oraz inne mocarne i tęgie trunki. Ślinię się jak dzieciak na sam widok czarnego jak smoła RISa, czy Baltic Portera . Od kilku lat natomiast zgłębiam temat leżakowania piwa , głównie porterów właśnie. Mam sporego hopla na tym punkcie. Postanowiłem zatem napisać mały przewodnik odnośnie tego tematu, w którym chciałbym przekazać Wam moją dotychczasową wiedzę i moje spostrzeżenia. Do dzieła. Allee o soo chooziii…??? W rzeczy sa

TYSKIE NIEPASTERYZOWANE CHMIELONE NA ZIMNO

Nowe Tyskie Niepasteryzowane Chmielone Na Zimno. Chwalo to w tych internetach i chwalo. Może nie wszyscy, ale większość. Czyżby blogerom się już we łbach poprzewracało? Co prawda jeszcze nikomu Kubotów z nóg nie zerwało, ale ludzie mówią, że to dość dobre piwo. Ja jednak ludziom nie ufam. Sam muszę się przekonać, by mieć swoje zdanie. Kompania Piwowarska w stosunku do pozostałych koncernów wciąż pozostaje w tyle. Nie ma w ofercie ani jednego piwa, którego bez żenady mógłby się napić typowy beer geek . Ba, nie ma nawet porteru bałtyckiego w ofercie. A inni mają. No, a teraz wypuścili nowy wariant Tyskiego. Naprawdę piwo niepasteryzowane to obecnie szczyt błyskotliwości i wyczucia trendów! Jak kurna oni na to wpadli? Spryciarze jedni! ;> Nie dość, że niepasteryzowane, to jeszcze chmielone na zimno. Wow ! To musi być sztos. Może do tej pory nie wiedzą, że Carlsberg Polska wpadł na to już ponad dwa lata temu…. Na początku nowy Tyskacz był oferowany tylko w Biedrze , ale teraz możn

PSZENICZNIAK

Dawno nie piłem pszeniczniaka, typowego niemieckiego Hefe-weizena . Ciągle wlewam w siebie tylko te RISy, ipy-sripy , albo inne nowofalowe wynalazki, nad którymi muszę mlaskać i cmokać. Już mnie gęba boli od tego cmokania. Dlatego dzisiaj postanowiłem to zmienić. Czas wrócić do klasyki, do korzeni jak to mówią. Bawarskie Weizeny należały kiedyś do moich ulubionych piw. W sumie to nadal je lubię. W czasach, gdy nie   było w naszym kraju piw nowofalowych człek jarał się na przykład takim oto pszeniczniakiem. Na samą myśl, że możesz się napić czegoś innego niż korposiki, ślinka ciekła do samej ziemi. A dziś się tym beer geekom na tyle w mózgach poprzestawiało, że co niektórzy wręcz gardzą piwami bez jankeskich lupulin w składzie. Ja nie gardzę, bo jestem człowiek sentymentalny i bardzo szanuję tradycję oraz wszelakie dziedzictwo kulturowe. Tak więc dziś tematem przewodnim jest Pszeniczniak z Browaru Osowa Góra. Klasyczne piwo pszeniczne w stylu Hefe-weizen .  Napitek nalewa

JAGIEŁŁO PILS

Końcówka lata obdarowała nas przepiękną pogodą. W dalszym ciągu możemy cieszyć typowo wakacyjnymi temperaturami. Dzięki temu w dalszym ciągu mam ochotę na lekkie i pijalne napitki. W ostatnich dwóch postach była mowa o pilsach, więc postanowiłem pociągnąć ten wątek jeszcze dalej. Mam w zanadrzu jeszcze jednego pilsa, tym razem od Jagiełły. Spoko, spoko, koleś już dawno wącha kwiatki od spodu. Chodzi o Browar Jagiełło z Lubelszczyzny dawno prz eze mn ie nie eksplorowany. Odk ąd piłem coś od niech w iele wody w Wiśle upłyn ę ło, wiele dziewi c zaszło w ciążę i wiele łapówek przyjęli nasi pos łowie. Nigdy nie byłem fanem Jagiełły . Kiedyś mieli takie małe śmieszne buteleczki. Teraz jak widzę są chyba tylko typowe półlitrówki, oklejone wcale nie najgorszą szatą graficzną. Do tego dochodzi firmowy kapsel. Widać, że zaczęli zwracać uwagę na opakowanie ( zobaczcie jak wcześniej wyglądały ich piwa). Mam nadzieję, że pociągnęło to za sobą również poprawę tego, co znajduje się w butelce. 

BYDGOSKIE SESYJNE

Znowu będzie o pogodzie. Kto bardziej wrażliwy, niech zacznie czytać od końca, albo niech zmarszczy freda ;p Cudownie piękna aura do Polski zawitała. Aż chcę się żyć. Słupki rtęci dochodzą do 30 kresek, a ja czuję się jak ryba w wodzie. Jajka się pocą, ale to nic. Ważne, że w takie dni bardziej legalnie niż zwykle mogę pić piwo. Żona raczej już nie krzyczy: znowu żłopiesz to piwsko?! Wiadomo, że trzeba się nawadniać, dużo pić. Ale ja wody nie tykam, bo to nie ma żadnego smaku. Generalnie to jestem zdania, że woda to jest dla zwierząt. My ludzie, pijemy piwo ;) Tak więc dziś nawodnię się pilsem o wszystko mówiącej nazwie Bydgoskie Sesyjne. Miałem je zdegustować w ramach „Tygodnia z Browarem Osowa Góra”, ale tydzień ma tylko siedem dni, a piw miałem osiem. Czas to nie guma od majtek, że się rozciągnie.  Przelewam tego pilsa i oglądam. Piwo jak piwo – jasno złota barwa, spora czapa białej i puszystej piany o drobnych pęcherzach. Fajnie, że piana jest trwała. Opada naprawdę wo

BROWAR LEŻAJSK W NATARCIU

Moi drodzy czytelnicy dziś zajmiemy się piwem koncernowym. Skoro piwny celebryta Kopyr może na swoim słynnym blogu recenzować piwo za trzy złote, to ja mogę nawet za dwa pisiont ;p Kto biednemu zabroni? No kto? Jak widzicie mowa tu o dwóch stosunkowo nowych piwach z Grupy Żywiec, konkretnie z Browaru Leżajsk. Chwała Bogu napisali miejsce produkcji, bo inaczej to trzeba by było zatrudnić do pracy szare komórki, albo dzwonić do tajnych informatorów ;) Jedno piwo to Leżajsk Chmielowe Pils, drugie Leżajsk Pszeniczne Klarowne. Z pierwszym sprawa jest jasna jak słońce – piwo jest pilsem, a przynajmniej ma takowego udawać. Drugie to niemiecki Weizen , tyle że filtrowany, stąd brak osadu i klarowna barwa. Czyżby zrzyna z Carlsberga i jego Kasztelana ? ;> Tak się składa, że ze dwa lub trzy razy piłem już te piwa. Oba. Obydwa. I powiem wam szczerze, że byłem dość pozytywnie zaskoczony. Powiem inaczej – nie byłem rozczarowany, a to już coś. Piwa nawet mi smakowały, jak na konce

KPT. JACK

Lato wróciło! :D Ponownie można smażyć cycki na plaży. Koniecznością życia codziennego jest szukanie cienia, wygodnego hamaka oraz zimnego piwa. Jakiegoś lekkiego i sesyjnego, co byśmy nie spadli z tego hamaka. Dlatego dziś moim łupem padł Summer Ale z Browaru Jana o nazwie Kpt. Jack. Za każdym razem kiedy to wymawiam słyszę w głowie słynny tekst piosenki „ Heyo Captain Jack …” Ach, to były czasy…, różowe lata dziewięćdziesiąte. Wiem, gimby nie znajo. No, nie ważne. Ważne jest to piwo. Zwycięskie piwo w kategorii Summer Ale VII Częstochowskiego Konkursu Piw Domowych . Specjał ten został uwarzony w nagrodę dla Konrada Oczkowskiego przy jego udziale w Browarze Jana w Zawierciu. Szacun dla tego gościa – warzy piwa od niedawna, a już takie sukcesy. Jest to bardzo sesyjne piwko na amerykańcach podrasowane z lekka skórką pomarańczy, cytryny oraz limonki. Zapowiada się dobrze. W sumie to piłem je w Czewie na prapremierze, więc wiem co mówię.  Po przelaniu do szkła piwo wygląda do

IMPERIAL SMOKY JOE

Miałem dzisiaj ochotę na coś ciężkiego i mocnego. Ekstra, super zajebistego. Coś co porządnie skopie mi dupsko, tak że przez tydzień nie będę mógł usiąść. Po wejściu do mojego królestwa (czyli piwnicy) po jednej setnej sekundzie namysłu capnąłem Imperial Smoky Joe z AleBrowaru (zazwyczaj spędzam tam kilka minut). Nie jest to żadna świeżynka, ale nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że jest to imperialna wersja słynnego torfowego Stoutu od AleBrowaru, który już od dobrych kilku lat jest mokrym snem całej rzeczy beer geeków . Wszystkiego jest tu więcej – alkoholu, ekstraktu (24%) no i słodu whisky rzecz jasna. Asfalt ludzie, asfalt! Całość ma ryć beret jak pług sześcioskibowy, orać zwoje jak ekstazy jakieś, czy pigułka gwałtu. W sensie pozytywnym oczywiście ;> Imperialny Smoky już po otwarciu znacznie zwiększył moje tętno. Od razu poczułem co jest grane. Nie będę Wam tu pierniczył o czarnym jak noc kolorze, o ładnej, bujnej, trwałej i beżowej pianie, bo zwyczajnie szkoda na to

Z WIZYTĄ NA BRACKIEJ JESIENI

Pierwszy łykend września to tradycyjnie już termin Brackiej Jesieni. W zeszłym roku nawet mi się tam spodobało, więc tym razem także postanowiłem swoje nogi skierować w stronę Cieszyna. Spokojnie – nie była to piesza pielgrzymka, lecz przejazd samochodem. Aż taki wysportowany to ja nie jestem ;) Skoro już pojawiłem się w sobotę na Brackiej Jesieni, to podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i wrażeniami. Wybaczcie mi jednak niemal zupełny brak zdjęć . Nie to było celem mojej podróży. Znacie mnie, więc wiecie, że nie pojechałem tam uganiać się za piwnymi celebrytami i robić sobie z nimi słit focie . Nie pojechałem także degustować tysięcy próbek piwa, gorączkowo ganiać z notesem od stoiska do stoiska i robić notatek. Ja na piwne festiwale jeżdżę, by trochę odpocząć, wyluzować się, pogadać z piwowarami, no i oczywiście napić się piwa . Celem moim jednak nie jest ich skrupulatne ocenianie pod względem sensorycznym. Wystarczy, że robię to w domu. Tak więc tegoroczna edycj