Miałem dzisiaj ochotę na coś ciężkiego i mocnego.
Ekstra, super zajebistego. Coś co porządnie skopie mi dupsko, tak że przez
tydzień nie będę mógł usiąść. Po wejściu do mojego królestwa (czyli piwnicy) po
jednej setnej sekundzie namysłu capnąłem Imperial Smoky Joe z AleBrowaru
(zazwyczaj spędzam tam kilka minut).
Nie jest to żadna świeżynka, ale nie o to tu chodzi.
Chodzi o to, że jest to imperialna wersja słynnego torfowego Stoutu od AleBrowaru, który już od
dobrych kilku lat jest mokrym snem całej rzeczy beer geeków. Wszystkiego jest tu więcej – alkoholu, ekstraktu (24%)
no i słodu whisky rzecz jasna. Asfalt
ludzie, asfalt! Całość ma ryć beret jak pług sześcioskibowy, orać zwoje jak
ekstazy jakieś, czy pigułka gwałtu. W sensie pozytywnym oczywiście ;>
Imperialny Smoky już po otwarciu znacznie zwiększył
moje tętno. Od razu poczułem co jest grane. Nie będę Wam tu pierniczył o
czarnym jak noc kolorze, o ładnej, bujnej, trwałej i beżowej pianie, bo zwyczajnie
szkoda na to czasu. Wyglądem człek se nie użyje i kropka.
Czas chwycić diabła za rogi. Pierwszy kontakt,
pierwszy łyk. Ależ to złożone i bogate. Ależ gęste i lepkie. Jak olej z tedeika. Aż chyba siorbnę sobie łyczek
Castrola z mojej beemki ;p Jest
słodko, likierowo i owocowo. Są rodzynki, suszone śliwki, figi oraz wiśnie. Torfowe
klimaty też są bardzo wyraźne, ale chyba nie dominują zupełnie. One raczej
współgrają z całą resztą – czekoladą, pralinami, palonym słodem i łagodną kawą.
Wszystko w najlepszym wydaniu, eksportowym wręcz. Najwyższa światowa półka! Pięknie
to smakuje. Jest też i goryczka. Lekko palona, lekko kawowa. Krótka, ale dość wyrazista.
Szlachetna niczym dama z dobrego domu, co to nie bluzga i nie rzuca ‘kurwami’. Same
plusy, same superlatywy. Nawet alkoholu nic nie czuć! Ani grama.
Tak się rozsmakowałem, że w oka mgnieniu pół piwa
wypiłem, a przecież muszę jeszcze obwąchać to cudo. No to wącham, niucham i
pociągam nozdrzami jak Ogar jakiś albo Basset (takie psy). W zapachu także
poezja. Inaczej tego nazwać nie można. Intensywne suszone owoce (śliwka,
rodzynki, figi, wiśnie) tworzą bardzo zgrabny duet ze słodem whisky – bakelit, zjarane kable, smoła i
asfalt mocno dają po nosie. Aż mnie ciarki przechodzą! Mrrrr… to lubię! :D Na
drugim planie mamy świeżo parzoną kawę, drogie praliny, czekoladę deserową oraz
palone słody. W tle natomiast majaczy odrobina nafty, przypalonego karmelu i
lekki powiew amerykańskiego chmielu (zwiewne cytrusy i tropiki). Całość kojarzy
mi się z jakimiś czekoladkami wypełnionymi owocami w likierze. Genialny,
bezkompromisowy i wszechstronny to aromat!
Piwo ideał. Klasa światowa. Majstersztyk, cudo. Imperial Whisky Stout z AleBrowaru to piwo
idealne w każdym calu. Nieziemsko bogate w doznania, o dużej pełni i treściwości,
a jednocześnie fajnej i szlachetnej goryczce. Fakt, balans jest lekko
przesunięty w stronę słodyczy, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Piwo nie
zamula i wchodzi bardzo gładko i szybko. Alkohol został wyśmienicie ukryty.
Normalnie jakby go zakopano sto metrów pod ziemią i przykryto grubą warstwą asfaltu!
Nie mam pojęcia jak oni to zrobili. Owocowy-torfowy charakter Joe’ego to
perfekcyjny mariaż, podkreślony czekoladowo-kawowym zacięciem. Teatr marzeń. Spektakl
doskonały. Jestem spełniony, szczęśliwy i trochę też zażenowany – czemu miałem tylko jedną
butelkę do cholery?!
OCENA: 10/10
CENA: ok 13ZŁ
ALK.9,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.12.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.12.2016
ALEBROWAR//BROWAR GOŚCISZEWO
Komentarze
Prześlij komentarz