Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2016

DIGGLER

Skłamałbym i zapewne poszedłbym za to do piekła, gdybym mówił, że nie lubię Kingpina. Bardzo mi podchodzą te piwa Michała Kopika, są jakieś takie inne, pomysłowe, oryginalne i niesztampowe. Może nie w każdym z nich jest tyle szaleju, co w wytworach na przykład Bazyliszka, czy Piwnego Podziemia, ale i tak chłopaki mają u mnie szacun na dzielni ;) Najnowszym dziełem kingpinowskiej ekipy, które już miało swoją premierę jest Diggler. W środku butelki opatrzonej tą tajemniczą nazwą siedzi sobie cichutko porter angielski. Aby nie było mu zbyt nudno do piwa dodano także orzechy laskowe (stąd przydomek Hazelnut ), a całość podchmielono głównie angielskimi chmielami, nie zapominając także o koledze zza oceanu, który zowie się Citra.  Piwo pieni się niesamowicie obficie. Piana barwy ecru rośnie i rośnie, nie znając litości. Zbudowana jest ze średniej wielkości pęcherzy, a do jej żywotności nie sposób się doczepić. Niespiesznie opadając zostawia umiarkowanie liczne, ale nader urodziwe

MALINOWY BERET

To, że Browar Na Jurze jest jednym z wiodących producentów piwnych 'kwachów' wiadomo już od dawna. To, że ich konikiem są kwaśne owocowe wywary również wie niemal każdy. Jak do tej pory bardzo mocno urzekło mnie Owocowe Love Czarne z sokiem z czarnej porzeczki, czarnego bzu oraz aronii. Nie mniej udane było wiśniowe Cherry Lady i Kwas Pruski w stylu Berliner Weisse , który co prawda owocowy nie jest, ale za to genialnie kwaśny i baaaardzo stylowy. Mojej uwadze umknęło gdzieś Owocowe Love Czerwone, którym nie miałem jeszcze okazji się raczyć, aczkolwiek wiem, że zbierało dobre noty. Dzisiaj natomiast na tapecie ląduje Malinowy Beret – Sour Ale zaprawiony własnoręcznie wyciśniętym sokiem z malin (to się ceni) i świeżym rabarbarem na etapie gotowania. Do jego zakwaszenia posłużono się rzecz jasna bakteriami fermentacji mlekowej Lactobacillus delbruecki. Całość brzmi dumnie i zachęcająco, pora więc spróbować.  Rzeczony specjał nalał się z dość obfitą pianą o lekko róż

ŚWIĘTO PORTERU BAŁTYCKIEGO - WIELKI TEST

Porter Bałtycki to nasz piwowarski skarb Polski, czarne złoto piwowarstwa, nasza wizytówka w piwnym świecie . To wyraziste, ciemne, treściwe i mocarne piwo co prawda warzone jest w niemal każdym kraju basenu Morza Bałtyckiego (a nawet na Ukrainie i Węgrzech), jednakże to polskie portery uznawane są za najlepsze, o czym   świadczą częste medale na międzynarodowych konkursach piwnych. Nasz rodzimy porter stał się na tyle popularny na krajowym podwórku, że doczekał się swojego święta. Za sprawą zapalonego piwowara i znanego miłośnika tego stylu piwa, Marcina Chmielarza (Masona) 16 stycznia 2016 roku miała miejsce pierwsza edycja Święta Porteru Bałtyckiego . Ja również należę do grona wielkich entuzjastów i orędowników Baltic Portera , wobec czego nie mogłem tego dnia spędzić ot tak zwyczajnie. Długo myślałem nad tym, jak uczcić ten szczególny dzień, do głowy przychodziły mi różne rzeczy – nocleg w piwnicy pośród moich siedemdziesięciu paru sztuk porteru bałtyckiego, kąpiel w wannie

KOMES PORTER BAŁTYCKI

Tak, to już dziś. Pierwsza edycja Święta Porteru Bałtyckiego! W tym dniu koniecznie musisz napić się jakiegoś Baltic Portera i nie waż mi się brać od ust żadnego Żubra, czy innego Tyskacza! ;p Do całej akcji przyłączyło się kilkadziesiąt knajp w całym kraju ( tu masz listę), oferując większą niż zazwyczaj liczbę porterów bałtyckich lanych z kija jak i z butelki. Ja jako wielki fanatyk i piewca tego stylu piwa jestem z tego faktu niezmiernie dumny i cholernie podekscytowany. Nasz piwowarski skarb polski, czarne złoto piwowarstwa w końcu ma swoje święto! :D Długo się zastanawiałem jak uczcić ten szczególny dzień. Koniec końców namówiłem paru znajomych na wspólną degustację krajowych porterków w domowym zaciszu wraz z ich punktową oceną i wyborem najlepszego. No, ale co wrzucę na bloga? – myślałem. Mam w zanadrzu prawdziwą petardę, piwo absolutnie genialne, ale chyba jeszcze trochę pozwlekam z jego wypiciem. Tymczasem na wokandzie ląduje Komes Porter, czyli jeden z najbardziej znany

PO GODZINACH - CHERRY MILK STOUT

Pomorski Browar Amber idzie całkiem słuszną drogą, kontynuując swoje dzieło pod tytułem Po Godzinach. Jak do tej pory bowiem ów przybytek poza co najwyżej trzema piwami, nie miał nic szczególnego do zaoferowania typowym beer geekom . Pierwsze trzy piwa z limitowanej serii Po Godzinach zaliczyłem, lecz po drodze podarowałem sobie Marcowe oraz India Pale Lager . Uznałem je po pierwsze za zbyt nudne, a po drugie za mało wnoszące do menu zaprawionego w boju piwosza, który to de facto z niejednego Polmosu wódkę pił... kurde, to nie ten blog... Miało być: z niejednej kadzi piwo pił! ;p Ostatnim ich wypustem z limitowanej serii Po Godzinach jest nader obiecujący Cherry Milk Stout. Jak sama nazwa wskazuje jest to Stout mleczny z dodatkiem laktozy (a jakże), jęczmienia prażonego i soku z wiśni. Brzmi to bardzo obiecująco, zwłaszcza mając na uwadze, że jak do tej pory żaden rzemieślnik na to nie wpadł (poprawcie mnie jeśli się mylę).  Wiśniowy mleczny Stout z Browaru Amber pi

MANDARIN

Wczoraj rzuciłem pytaniem na fanpejdżu, które piwo powinienem skonsumować w pierwszej kolejności. Do wyboru mieliście sześć pozycji (niektóre nowe, niektóre nie). Najczęściej wymieniane było Quatro od Pinty, choć nie wszyscy byli za jego natychmiastową konsumpcją (ktoś tam zalecał jego leżakowanie). Nie sposób się z tym nie zgodzić, wszak to bardzo mocarne piwo. Wobec tego postanowiłem posłuchać tego „głosu rozsądku”, a zdecydowałem się na specjał, któremu z pewnością dłuższy pobyt w czeluściach mojej piwnicy nie wyjdzie na dobre. Mandarin z Browaru Kingpin jest na rynku już od jakiegoś czasu i odkąd się pojawił miałem na niego wielką ochotę. AIPA z liśćmi zielonej herbaty sencha brzmi naprawdę interesująco, zwłaszcza że jak do tej pory niewiele browarów było na tyle odważnych, by skrzyżować piwo z herbatą (Olimp, Revolta, Raduga, Fabrica Rara, ktoś jeszcze?). Fabrica Rara de facto się w tym specjalizuje, ale łatwiej w naszym kraju kupić kilogram uranu niż ich piwo... Rzecz

CIĘŻKI ŻYWOT PIWNEGO BLOGERA

Komuś nie będącemu w temacie, patrzącemu zupełnie z boku, wydaje się, że piwni blogerzy to mają super zajefajne życie, którego może pozazdrościć niejeden człek na tym padole. Łoją piwa od rana do wieczora (bo przecież to ich hobby) w tych swoich koszulkach z napisem: „jestę blogerę”, znają osobiście włodarzy wszystkich browarów, a w miejscowym pubie mają zawsze zaklepaną miejscówkę, spory rabat i do tego obsługiwani są poza kolejnością. Można do tego dołożyć cotygodniowe wyjazdy na piwne festiwale/festyny, tematyczne eventy , czy piwne premiery. Nie można oczywiście zapominać o tysiącach przesyłek piwnych, które podsyłają nam browary, po to by łagodniej ich traktować w naszych bezlitosnych recenzjach. Źródło: www.love-makeup-fashion.pl  Powiem Wam jak to jest naprawdę. Oczywiście piwo pić musimy – taki fach, chciałoby się rzec. Ale kurna wyobraźnie sobie ile trzeba mieć czasu, ile trzeba się namęczyć, ile wątroby zniszczyć i ile mamony wydać, by skosztować tych wszystkic

KRASNALE Z BRAM

Browar Piwoteka już nas przyzwyczaił do piwnych nowinek, tudzież wariacji i nieszablonowych pomysłów na piwo. Wystarczy rzucić okiem lub raczej nosem na Stout z dodatkiem śledzia... Jednym z ostatnich (o ile nie ostatnim) napitków z tego przybytku jest niecodzienne podejście do tematu piwa świątecznego. Piwowar łódzkiej Piwoteki Marcin Chmielarz (nazwisko to se chyba na Allegro zamówił ;p) miast walić szuflę korzennych przypraw, sypnął do Irish Red Ale'a suszonych owoców, znanych skądinąd z wigilijnego kompotu z suszu. Na deser natomiast okrasił ów wywar goździkiem, cynamonem i skórką pomarańczy, by było ciekawiej. Co wyszło z tego eksperymentu możecie przeczytać poniżej.  Krasnale z Bram powitały mnie bardzo wysoką pierzynką piany o barwie ecru i mieszano ziarnistej strukturze. Jej żywotność jest średnia, podobnie jak lacing , który niby jest obecny, ale żadnego szału nie robi. Piwo jest dość mętne, a jego kolor to coś na kształt brązu, tudzież ciemnej miedzi. Bio

SAINT NO MORE 2015

Patrząc na słupki rtęci jakoś nie specjalnie mam ochotę na lekkie i sesyjne napitki. Mój organizm zdecydowanie potrzebuje czegoś większego kalibru. Dzisiaj wybór padł na tegoroczną edycję Saint No More z AleBrowaru, który to od kilku już lat serwuje nam za każdym razem inną wersję tegoż napitku. Mówiąc inaczej – nazwa piwa ta sama, w środku jednak coś zupełnie innego. Edycja A.D. 2015 kryje w sobie dodatkowo piwną kooperację w postaci Kjetila Jikuna, znanego w Polsce jako głównego piwowara i założyciela słynnego norweskiego browaru rzemieślniczego - Nøgne Ø. Kilka miesięcy temu ów jegomość porzucił swoje ukochane dziecko (które trafiło w ręce koncernu), a sam założył nowy browar na greckiej Krecie o nazwie Σ ολο.  Temat tego wpisu to Double Black IPA, dodatkowo okraszona słodem żytnim, ciemnym kandyzowanym cukrem i opiekanym jęczmieniem. Aż się prosi, aby go spróbować. Otwieram i przelewam. Niezbyt agresywne nalewanie poskutkowało całkiem obfitą pianą o jasno beżowej barwi

CIECHAN PORTER 22°

Po Sylwestrowych szaleństwach, noworocznym afterku i po wyleczeniu kaca w końcu można wypić coś typowo pod bloga. Jako, że ostatnio chwyciły mrozy, więc postanowiłem się jakoś rozgrzać, bo z natury nie lubię zimy, zimna, śniegu i całego tego badziewia... Wybór padł na ichniego porterka z Ciechana, który funkcjonuje sobie na rynku już dawna. Aż dziw bierze, że do tej pory jeszcze nie zaliczyłem tego mocarza z Ciechanowa! Zwłaszcza bacząc na moje portero-bałtyckie zboczenie, objawiające się między innymi uporczywym leżakowaniem owych specjałów, a nawet ślinieniem się na sam widok butelki z napisem Baltic Porter ;) Historia bałtyckich mocarzy z Ciechanowa jest taka, że onegdaj browar ten dysponował lżejszym porterem ‘osiemnastką’ . Później do jego grona dołączył większy brat o ballingu 22 ° . Ostatecznie jednak z tego pierwszego zrezygnowano, a ostał się tylko ten mocniejszy. Ehmm... jest jeszcze leżakowany 2/3/4 lata Porter Grudniowy, ale to jeszcze inna para kaloszy... Już