Dziś na tapecie piwo szczególne i wyjątkowe. Prawdziwy rarytas, klasyk wśród rodzimych piw. Coś jak Ford Mustang w świecie motoryzacji, Barbie wśród lalek, jak muzyka Beethovena, czy obrazy Leonarda da Vinci. Nie ma chyba w piwnym krafcie osoby, która nie słyszałaby o słynnym Mr. Hard z Pracowni Piwa. Trunek powstał już dość dawno temu. Tak dawno, że wówczas jeszcze zdecydowana większość obecnie istniejących browarów nie była nawet w planach ich właścicieli. Na szczęście Pan Twardowski to nie jednorazowy wybryk, tylko piwo, które co jakiś czas pojawia się na rynku, ciesząc michy wszystkich kraftopijców.
Mr. Hard to pierwszy w kraju Barley Wine. Nie ma tu żadnych ekscytujących dodatków, marsjańskich
przypraw, czy chmieli uprawianych w tajnych bazach po ciemnej stronie Księżyca.
Tylko woda, słód, jeden amerykański, jeden brytyjski chmiel i drożdże. Po
prostu wino jęczmienne. Proste, niemalże klasyczne, szablonowe, wręcz
konserwatywne. Potrafi jednak powodować szybsze bicie serca, a u niektórych
niekontrolowany ślinotok. Czy specjał ten wart jest swojej horrendalnej ceny i
owianej nim legendy? Czy obecnie wyróżnia się czymś na tle kilkunastu krajowych
barli łajnów, a jego wyjątkowość to
zwykły bullshit? Zaraz się przekonam.
Otwieram i przelewam. Rzeczony napitek wygląda bardzo
zacnie. Piana jest niewysoka, ale drobna i puszysta, koloru ecru. Opada w średnim tempie. Barwa piwa
jest przecudna! Wyraźnie rubinowo-wiśniowa z lekkim przebłyskami miedzi. Do
tego jest klarowna. Całość wygląda nader apetycznie. Rzadko ma się okazję
oglądać takie piwa.
Czas chwycić diabła za rogi. Ciecz jest dość gęsta,
lepka i słodkawa. Typowo słodowe klimaty dominują. Towarzyszy im morze karmelu,
opiekanego pieczywa, podsyconego lekkim muśnięciem toffi. Nieco w głębi
pojawiają się suszone owoce oraz nuty likieru owocowego, który jest jedynym
świadectwem obecności alkoholu w tym piwie. Etanol jest bardzo szlachetny i
ułożony, lekko piecze i grzeje w przełyku, ale nic ponadto. W tle i na finiszu
spotykamy chmielowo-ziołową goryczkę, która jest umiarkowanie mocna, krótka i
niezalegająca. Bardzo sprawnie kontruje słodową podbudowę. Wyjątkowo smaczny i
złożony to napitek. Wybitnie degustacyjny. Grzechem byłoby go wypić „na
hejnał”.
A w aromacie? Mhmmm… Prawdziwe Bizancjum. Zapach
jest okrutnie intensywny i cudownie obezwładniający. Ponownie dominuje w nim
słodowa nuta. Potężna, gładka i bogata. Lekko opiekana, mocno karmelowa, po
części też tostowa, ale jest tu coś jeszcze. Coś słodkiego, jakby cukier
kandyzowany lub melasa. W tle siedzą cichutko rodzynki i suszone śliwki,
podsycone alkoholem, który już nie jest tak świetnie ukryty jak w smaku. Nie
mniej jednak jakoś szczególnie nie przeszkadza. Wywołuje skojarzenia z
likierem, podobnie jak to miało miejsce w smaku. Bardzo fajnie się to wącha.
Lepsze to nawet niż ulubiony rosołek mamusi.
Mr. Hard to niezwykle złożone, wielowymiarowe,
mocne, solidne i dziarskie piwo dla
prawdziwych twardzieli. 25% ekstraktu nie w kij dmuchał. Ciecz jest gęsta i
powoli snuje się po przełyku. Mimo wyraźnej dominacji słodowych klimatów piwo
nie jest za słodkie. Wszystko dzięki sprawnej i wyczuwalnej goryczce, która doskonale
wywiązuje się ze swej roli. Pełnia smaku także w najwyższej formie. Pan Twardowski powala paletą doznań oraz
ich intensywnością. Wszystko fajnie do siebie pasuje i zna swoje miejsce w
szeregu.
Faktycznie piwo jest bardzo smaczne, ale trzeba je
pić z rozwagą. Mała buteleczka 0.33L, a już robi szum w głowie ;>
Mogę zrobić mały ukłon w stronę legendy, lecz mam
świadomość, że w tym kraju istnieją już (choć nie jest ich wiele) lepsze Barley Wine. Wciąż jestem pod dużym
wrażeniem, ale papy z dachu mi nie zerwało. Klapki także pozostały na swoim
miejscu. Po prostu coś co kiedyś było szczytem ekstrawagancji i splendoru,
dzisiaj stało się rzeczą codzienną. Tak jest niestety ze wszystkim.
OCENA: 8/10
CENA: ok 20ZŁ
ALK.10%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.03.2017
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.03.2017
PRACOWNIA PIWA
Hmmm... a które BW masz na myśli? Pytam, bo chętnie spróbuję ;)
OdpowiedzUsuńChoćby ABW Grand Prix z Pinty, czy Hard Bride z AleBrowaru. Lepsze też było któreś od Doctorków leżakowane w beczce, ale nie pamiętam już które dokładnie.
OdpowiedzUsuńOk - ABW od Pinty faktycznie świetne, ze sznytem chmieli nowofalowych. Ale Hard Bride?? O kurczę, chyba musiały mi się trafiać wyjątkowo słabe warki, bo w życiu bym ich nie zestawił z dwoma poprzednio wymienionymi piwami :/ Męczący alkohol, stosunkowo mało ciała, baza słodowa wyczuwalna przeciętnie, w ciemno mógłbym pomylić z Imperialną, ewentualnie Potrójną IPA...
OdpowiedzUsuń