Browar Fortuna jaki jest każdy widzi. Głosy będą
zapewne różne, ale moim zdaniem jest to jeden z najbardziej kreatywnych
przybytków, jeśli o chodzi o tzw. segment browarów regionalnych. Oczywiście nie
wszystko im zawsze wychodzi, ale przynajmniej coś próbują. Nie tak dawno
pisałem nawet o nich artykuł z cyklu „Polskie Browary”, w którym to chwaliłem
niektóre wyroby z Miłosławia.
Ich najnowszym nabytkiem jest Miłosław Klonowy Milk
Stout, który to jest drugim piwem opatrzonym szyldem „Miłosław warzy śmiało”. Śmiałym
składnikiem jest tutaj oczywiście syrop klonowy, tak więc sama nazwa w zasadzie
mówi nam już wszystko. Nawet nie trzeba czytać składu, by wiedzieć z czym mamy
do czynienia.
Miłosław Sosnowe APA nawet mi podeszło, a jak będzie
z mlecznym stałtem?
Pisząc te słowa właśnie sobie popijam rzeczonego Milk Stouta. Piwo jest bardzo gładkie w
smaku, aksamitne i dość słodkie. Ma trochę ciała, chociaż nie powiedziałbym, że
jest tu aż 17,3 ballingi. Przeważa w nim mleczna czekolada wspierana przez
kakao rozpuszczalne i tanie pralinki. Na dalszym planie mamy nuty łagodnej kawy
ze śmietanką, trochę karmelu, nieco cukru kandyzowanego i akcenty prażonych
słodów. Samej paloności jednak jest tu bardzo mało. Wysycenie jest bardzo
niskie, co skutecznie podbija pijalność oraz gładkość. Piwo całościowo sprawia
wrażenie ułożonego i wygładzonego. Coś jak facjata Ibisza po licznych zabiegach
„kosmetycznych”. Wszystko jest tu takie grzeczniutkie, by nie powiedzieć
stonowane.
Nowy Miłosław w szkle prezentuje się bardzo zacnie. Na
czarnym jak noc piwie rośnie olbrzymich rozmiarów beżowa piana, przy czym opada
ona naprawdę w ślimaczym tempie. Pierzynka jest drobna, zwarta i sztywna niczym
bita śmietana na torcie urodzinowym Lady Gagi. Lacing jest obecny, ale nie jakoś strasznie okazały.
Piwko już mi się fest ogrzało, więc pora na małe
wąchanko. Niestety ze szkła nic mi tu nie bucha. Zapach jest naprawdę nikły.
Nikły i słodki, czego oczywiście można się było domyśleć. Mamy tu trochę
mlecznej czekolady, karmelu, cukru brązowego i być może tego syropu klonowego.
Nie będę Wam tu ściemniał, bo tak naprawdę nie wiem jak pachnie, czy smakuje
owy syrop. Wiem tylko, że słodkie jest to badziewie. W tle pojawiają się
łagodne nuty kakao, starych bombonierek, opiekanego słodu i laktozy. Szału ni
ma, choć jakiejś tragedii także nie uświadczyłem. Aromat, podobnie jak smak,
jest dosyć stonowany. Wszystko jest tu wygłuszone i jakieś takie niewyraźne.
Mam wrażenie jakbym wąchał piwo przez kartkę papieru, czy jakąś inną barierę.
Cóż… piwo nie jest złe, ale dobrym też bym go nie
nazwał. Pełnia jest w porządku – ciecz skrupulatnie wypełnia każdy zakamarek jamy
ustnej, jest stosunkowo gęsta, a nawet nieco oleista. Pijalność również jest
całkiem w porządku. Piwo pije się umiarkowanie szybko i to nawet mimo wyraźnej
słodyczy. O balansie, czy samej goryczce jednak nie wspomnę, bo Klonowy Milk
Stout jest w pewnym sensie jednowymiarowy. Nawet niuanse kawowe są tutaj
słodkawe (zapewne to skutek laktozy i/lub syropu klonowego).
Summa
summarum śmiały dodatek nie wpłynął jakoś szczególnie na to
piwo, a jeśli już to raczej tylko w sensie negatywnym. Brakuje mi tu jakiegoś
pazura, jakieś kontry, czy czegoś takiego, co tchnęłoby trochę życia w to nudne
– bądź, co bądź – piwo.
OCENA: 5/10
CENA: ok 6ZŁ
ALK. 6,6%
TERMIN WAŻNOŚCI: 22.09.2017
BROWAR FORTUNA
Komentarze
Prześlij komentarz