Przejdź do głównej zawartości

WIELKI TEST MÓZGOTRZEPÓW



W pewien chłodny listopadowy wieczór, ja i czterech moich ziomali, spotkaliśmy się u mnie na kwadracie celem spożycia alkoholu. Nie jakieś tam zwykłe żłopanie piwska do meczu kopanego, czy innego MMA. Otóż tego wieczoru miał miejsce Wielki Test Mózgotrzepów!!! 9% alko and more A co? Jak się bawić, to się bawić. Drzwi wyje…, okno wstawić ;p

Oficjalnie strong lagery, w żargonie żulerskim mózgotrzepy lub mózgojeby. Są to jasne i bardzo mocne piwa o wyraźnie narzucającym się charakterze słodowym i alkoholowym. Ich jedynym celem jest dostarczenie do organizmu procentów, z czego doskonale zdają sobie sprawę wszyscy stali bywalcy osiedlowych monopolek (pozdro Wiesiek). Walory smakowe są tutaj na ostatnim miejscu. Tak to przynajmniej wygląda w teorii.

SPRAWY TECHNICZNE


Tym razem ekipa Wielkiego Testu składała się z pięciu osób:
·         Damian – amator Żubra w puszce (w butelce zresztą też). Nigdy nie rusza się z domu bez swojego ulubionego czteropaka.
·         Marcin – lubi wszystko co jest mokre i ma procenty. Najbardziej oczywiście piwo. Prywatnie najlepszy kumpel Damiana (tuż po Żubrze rzecz jasna).
·         Karol – też za kołnierz nie wylewa. Człowiek światły i oczytany, ale na piwo nie trzeba go dwa razy namawiać.
·         Piotrek – człowiek o inteligencji kury nioski z chowu klatkowego, ale w sumie też spoko gościu.
·         Ja – pomysłodawca, organizator oraz moderator całego zamieszania. Stroni od alkoholu, poza piwem. Piwo to jego paliwo.



Łącznie mieliśmy 10 piw do spróbowania i ocenienia. Każde z nich miało co najmniej 9 voltów, więc to naprawdę były grube ryby. Idzie się upić już od samego patrzenia ;) Wyjątek od tej reguły stanowił Kaper, który miał tylko nieznacznie mniej, bo 8,7%. Oczywiście nie wiedzieliśmy co w danej chwili testujemy, a punktację opieraliśmy jak ostatnio, czyli na dziesięciostopniowej skali. Kryterium była ogólnie pojęta pijalność oraz smak i aromat.
Przewagę w tym zestawieniu miały jak widać puszki, co w sumie nie jest dziwne. Połowa z tych trunków, to marki własne warzone na specjalne zamówienie sieci handlowych.


 

WYNIKI


Po wypiciu dziesięciu próbek i podleczeniu średniej wyszło nam co następuje:

1. Kaper (Grupa Żywiec) - 6,8 pkt
2. Stern Extra Strong (Van Pur) - 6,4
3. Goldbrayner Super Mocne (Van Pur) - 5,8
4. Książ Czarny Specjał (Carlsberg Polska) - 5,4
5. Jabłonowo 23 Super Mocne (Browar Jabłonowo) - 5,2
6. Van Pur 10% (Van Pur) - 5,0
6. Barley Super Mocne (Van Pur) - 5,0
8. Donner Super Mocne (Van Pur) - 4,6
9. Pilsener Super Mocne (Van Pur) 4,0
10. Karpackie 9% (Van Pur) - 3,2
 

WNIOSKI


Czy nie odnosicie przypadkiem wrażenia, że grupa Van Pur wyrasta nam tu na czołowego producenta marketowych mózgotrzepów? Tak mili państwo, Van Pur rządzi tu i dzieli mili państwo! 7 na 10 piw powstało w którychś z pięciu browarów tego producenta. Taka sytuacja! 


Nasz zwycięzca – koncernowy Kaper. Szok, niedowierzanie i zgrzytanie zębów! Przecież oceniałem go kiedyś, cholernie dawno temu, gdy blog dopiero raczkował. Pamiętam go jednak doskonale, bo był okrutnie podły i alkoholowy. Egzemplarz testowy natomiast to zupełnie inne piwo – mocno słodowe, ale też z wyraźnym chmielowym zacięciem i zauważalną goryczką. Alkohol czuć było tylko nieznacznie, ani przez chwilę nie uprzykrzał on życia pijącego. Albo to piwo totalnie zmieniło się na przestrzeni lat, albo moje kubki smakowe zostały już zupełnie pozbawione czucia przez te potężne dawki IBU, które od tamtej pory przewinęły się przez moje gardło.
Sterna i Goldcośtam nigdy nie kosztowałem, więc się nie wypowiem na ich temat. Znałem za to poniekąd Książa, z którym zetknąłem się góra dwa razy. Pomijając z dupy wziętą nazwę (to piwo jest czarne? – really?!), miejsce tuż za podium to chyba całkiem niezła lokata.
Prywatnie, osobiście za faworyta miałem wyrób z jabłonowskiej warzelni. Piwo to znałem bardzo dobrze, bo i oceniałem nie tak dawno na blogu. Poza degustacją blogerską też obróciłem kilka butelek, głównie z racji niewielkiego, ale jednak podobieństwa do Barley Wine. Dlatego, że wszystkie egzemplarze były już po terminie, tym samym mocno utlenione do postaci suszonych owoców. No, cóż mój miszcz jak widać zawiódł, choć może bliżej prawdy będzie jak powiem, że moi kompani go nie docenili.
Oczywistą oczywistością jest natomiast, że nigdy nie kalałem swoich zmysłów nic niemówiącymi Pilsenerami, Donnerami i innymi Barleyami (nie mylić z Barley Wine). Ale Karpackie ‘dziewiątka’ to akurat parę(naście) razy zdarzyło mi się obalić. Dla pewnych osób to piwo legenda, będące niezbędnym narzędziem, które niezwykle skutecznie może zryć nam beret. Za czasów studenckich zawsze zastanawialiśmy się, które bardziej wali alkoholem – Karpat, czy Wojak Wszechmocny, przez niektórych żartobliwie określany jako „wszechmogący”. W Wielkim Teście Mózgotrzepów Karpackie poległo jednak z kretesem. Piwo okazało się być totalną padaką. Słynny Karpat sięgnął dna. Alkohol tak dawał po nosie, że nawet nie dało się tego wąchać. Smak był tak ohydny i podły, że do dziś wywołuje u mnie spazmy i odruch wymiotny.


Wracając jeszcze do Van Pura, to już na długo przed naszym testem zastanawiałem się, czy aby na pewno te 7 piw, to będą całkiem różne piwa - chyba tylko kompletny frajer mógłby tak sądzić. No i kurna miałem rację. Pite już po teście piwa (gdy mieliśmy już wyniki) utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
Karpackie oczywiście jest jedno i jedyne w swoim rodzaju (omijać szerokim łukiem). Tutaj nie mam żadnych wątpliwości. Jestem też w zasadzie pewien, że Barley, Donner oraz Pilsener (nie znoszę tej nazwy), to te same piwa z różną etykietą. Mają identyczną barwę, smak i aromat – oczywiście totalnie nie polecam! Nie ulega również najmniejszej wątpliwości, że słynna ‘dziesiątka’ z Van Pura nie ma w tym gronie żadnego dublera. Jest to tak cholernie ciężkie i toporne piwo, że klękajcie narody. Wyraźnie odróżnia się od pozostałych pobratymców, nie sposób go z nikim pomylić. Początkowo myślałem, że Stern i Goldbrayner to też klony, ale jednak nie. Stern jest o dwa tony jaśniejszy, zdecydowanie bardziej rześki i chmielowy (tak!). Jak najbardziej zasłużona druga lokata. 

Już wszystko było w zasadzie jasne. Z zasłużonym bananem na gębie rozsiadłem się na kanapie dumny, że odkryłem spisek Van Pura. Wtem jeszcze jedna opcja uderzyła mi do łba – a może ten Goldcośtam, tworzy spółkę z tymi trzema, co to udają każdy inne piwo? Rach, ciach, pach. Szybkie porównanie i już byłem pewien, że to strzał w dziesiątkę. Tak więc summa summarum uchowało nam się tutaj nie trzy, a cztery klony! Czyli z siedmiu piw od Van Pura Stern jest tylko jeden, podobnie jak „10%” oraz Karpackie. Reszta to jedno i to samo piwo. Jak mawiał klasyk: „ten sam ch.., tylko w innym opakowaniu”.  


Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe Wielkie Testy – zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>

Komentarze

  1. I w takim wpisie widzę właśnie misję! Nie tak jak ostatnio dywagacje jak powinien pachnieć i smakować słód wędzony owczymi odchodami (na marginesie - nie mam zielonego pojęcia jaki powinien mieć takowy słód aromat i smak więc przyjmuję to co jest. Wychodzę z założenia, że ktoś wcześniej podjął się tytanicznej pracy i dokonał organoleptycznej analizy słodów wędzonych odchodami różnych istot. I że efektem tych prac jest wybór właśnie owcy). Aktualnie mamy śmiałą i odważną próbę przybliżenia nieznanych mi wcześniej obszarów piwowarstwa. Dziękuję za to bo sam do odważnych nie należę i widząc na półce sklepowej piwo nazywające się Pilsener na 100% go nie kupię. Na takiej samej zasadzie jak na początku lat 90 nie kupiłbym sprzętu firmy Pawasonic albo Thompsonic.
    Gratuluję odwagi i życzę dalszych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Następne Wielkie Testy są już w planach...

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. proponuje zrobic test wypijcie po 6 jednego rodzaju i ocencie nastepnego dnia po 6 sternach mozna sie poczuc jak prawdziwy zul xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak