Przejdź do głównej zawartości

LILITH z BROWARU GOLEM



Dzisiaj przytargałem na kwadrat choinkę. Sztuczną z marketu. Imitacja jodły kaukaskiej – ładne drzewko. Zjeździłem całą Częstochowę, by kupić to cudo. Wszystkie OBI, Castoramy i Praktikery. Nawet w Żabce byłem, ale choinek nie mieli. Tak mi pani powiedziała.
Montaż trzech elementów i stojaka zajął mi dwie minuty, natomiast rozginanie oraz równomiernie układanie wszystkich gałązek (jest ich multum) dobre ponad pół godziny! Reszta już należy do mojej żony. Ja się do bombek i światełek nie wpierdzielam.
Naprawdę się przy tym narobiłem, zmachałem się. W związku z czym zachciało mi się piwa. Wierzcie mi, nie planowałem dzisiaj moczyć gęby, no ale przecież nową choinkę koniecznie trzeba było oblać! Wszystko co nowe trzeba oblewać, aby długo nam służyło. Choinkę na przykład oblewa się, by nie zwiędła po trzech dniach, by chociaż do Trzech Króli wytrzymała. Chyba dobrze zrobiłem, co nie? ;p
Świąteczne drzewko postanowiłem oblać ruskim stałtem z Browaru Golem. Do tej pory piłem od nich tylko jedno piwo – debiutanckiego Dybuka. Był bardzo dobry. Czy Lilith jest w stanie mu dorównać?


Z początku ciężko powiedzieć, bo mimo czarnej barwy, są to dwa zupełnie inne piwa. Lilith w smaku pokazuje pazurki już od pierwszego łyku (łyka?). Piwo jest naprawdę ciężkie, okrutnie palone i mega wyraziste. Kawa, kawa i jeszcze raz kawa. Świeżo parzona, bardzo mocna, tęga i bardzo gorzka. O śmietance, albo cukrze możesz tylko pomarzyć. To jest kawa dla prawdziwych twardzieli, co mają cojones jak arbuzy. Jak się do tej kawy już przyzwyczaisz, to wyczujesz jeszcze olbrzymią ilość palonych słodów, sporo gorzkiej czekolady i nieco popiołu. Niestety w to wszystko miesza się wyraźna alkoholowa nuta, która ciągnie się, aż do finiszu. Alko drażni i piecze, zostawiając w ustach naprawdę niefajne odczucie. Do gry włącza się także konkretna kawowo-ziołowa goryczka, niestety podszyta wspomnianym etanolem. Goryczka jest długa, mdła, toporna i wysoce alkoholowa. Fuck! Ale żem se piwo otworzył...
Lilith może nie smakuje wybornie, ale wygląd ma całkiem wporzo. Ciecz jest czarna jak smoła i gęsta jak syrop przeciwkaszlowy. Piana nie jest zbyt obfita, ale za to dość zwarta i puszysta. Kolor też ma zacny – niemalże zupełnie brązowy, co nawet w RISach jest rzadkością.

Wyraźnie alkoholowe w smaku piwo na szczęście w aromacie wódą już tak nie wali. Choć oczywiście coś tam z lekka nos trąca. Ale takie lekkie trącanie przy takim woltażu, to ja jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Ogólnie rzecz biorąc RIS od Golema nie pachnie jakoś mocno intensywnie. Dominuje tu oczywiście wyraźna kawa i palone słody. Na drugim planie możesz doszukać się gorzkiej czekolady, pralinek z alkoholem oraz lekkich tonów suszonych owoców – czarnej porzeczki oraz śliwki węgierki. W tle cały czas pałęta się likierowa nuta, która jak już pisałem nie uprzykrza życia tak bardzo, jak to miało miejsce w smaku. Sumarycznie nie najgorzej się to wącha, ale daleki jestem od jakichś piwnych uniesień.
Lilith to dość gęste i pełne w smaku piwo. Słodyczy tu nie uświadczysz, nawet nie próbuj szukać. Ciecz jest do bólu wytrawna, a mocarna i alkoholowa goryczka nieźle wykrzywią Ci  facjatę. Skopią ci dupsko, że przez miesiąc nie siądziesz na stołku. Goryczka jest naprawdę zadziorna, tępa i ordynarna. Coś jak opozycja ostatnio w naszym Sejmie ;)
Słaby balans, zupełnie nieułożona goryczka oraz wyraźny spiryt na języku, to trzy główne grzechy tegoż napitku. Grzechy poważne i niewybaczalne, które skutecznie uprzykrzają konsumpcję. Gdyby nie to, byłby z tego świetny RIS.
Piwo wypiłem, ale naprawdę z niemałym trudem. To piwo dla prawdziwych hardcorów, co to wódę z gwinta walą :p
Aż dziw bierze, że opinie innych o tym piwie są tak pozytywne.
OCENA: 5/10
CENA: 11ZŁ (Skład Piwa)
ALK. 10%
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.2018
BROWAR GOLEM//BROWAR CZARNKÓW

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

Okocim IPA z Mango i Pigwą

  Książęce IPA jest z nami od początku 2018 roku. Żywiec IPA dwa miesiące krócej. Okocim IPA natomiast dopiero od kilku dni. Jestem w ciężkim szoku, że to tak długo trwało. Z „wielkiej trójcy” koncernów to właśnie Carlsberg Polska miał i wciąż ma najsłabszą ofertę piwną. Przynajmniej dla beergeeka , tudzież szanującego się piwosza. W zasadzie oprócz niezłej pszenicy i dobrego portera, to wieje nudą jak cholera. Niby mieli kiedyś serię „Piwo Sezonowe”, czy „Kasztelan Specjały”, ale to trwało chwilę i poza koźlakiem i świątecznym nic bym nie polecił. No i mamy 2025 rok i oto w końcu - niemal na białym koniu - pojawia się IPA marki Okocim. Oczywiście z „wkładką” owocową, bo jakże to mieli zrobić uczciwą ipkę opartą tylko na chmielach? Przecież tego nikt by się chwycił ;> W składzie mamy sok z mango, z pigwy oraz z jabłek. Niestety na samym końcu składników znalazły się… aromaty! Jakże by inaczej. W sumie to nawet się nie zdziwiłem tym faktem. Z chmieli do kotła dali polską S...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada...

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymaw...

WIELKI TEST PIW W ZIELONYCH BUTELKACH

Oj, dużo Harnasi musieli wyduldać osiedlowi żule przez czas, który minął od ostatniego Wielkiego Testu w gronie moich najlepszych znajomych. Prawie półtora roku trzeba było czekać na to, jakże fajne wydarzenie, ale jak to zwykle bywa nie zawsze każdemu pasowały terminy. No, ale jak już się spotkaliśmy to i się działo ;) Szesnaście różnych piw, ale o co najmniej jednym wspólnym mianowniku. Ilość bodajże rekordowa spośród naszych testów, ale przecież rynek pod tym względem nie zawodzi. Zielone butelki są wszędzie, bo przecież te piwa są takie chmielowe ;) Do sedna zatem. SPRAWY TECHNICZNE Tak jak było wcześniej, tak i teraz – anonimowe próbki, piwa odpowiednio schłodzone, dziesięciopunktowa skala i później średnia arytmetyczna naszych ocen. Pod uwagę braliśmy przede wszystkim poziom nachmielenia, jak również rześkość, pijalność oraz poziom i jakość goryczki. No i oczywiście wady, które niekiedy też miały miejsce. Przy okazji wyjaśniłem testerom czym jest ”zapach skunksa...

Łomża Jasne (zielona butelka) vs Łomża Jasne (brązowa butelka)

  Na blogu było już porównanie Perły Chmielowej i Namysłowa Pils w brązowych i zielonych butelkach. Pora więc uczynić to samo z piwem Łomża Jasne, które zrobiło się szalenie popularne w ostatnich latach. Mimo różnych flaszek, teoretycznie są to te same piwa, ale jak pokazała praktyka, rzeczywistość może być zgoła odmienna. Nie ma tu jakiejś wielkiej historii z tym związanej. Mniej więcej od pół roku w Żabce można nabyć Łomżunie Jasną w brązowej butelce zwrotnej. Dotychczas jak sądzę, była ona dostępna tylko wokół komina. Taka sytuacja ma miejsce także w przypadku Perły Chmielowej. Z jakiegoś powodu jednak Van Pur postanowił to zmienić. Dzięki czemu w całym naszym kraju cebulactwem płynącym, możesz kupić także brązową butlę. To koniec opowieści „Z mchu i paproci”. Degustację porównawczą czas zacząć. Łomża Jasne (zielona butelka) Złociste i klarowne piwo okryło się średnio obfitą pianą. Dość drobną, puszystą i umiarkowanie trwałą. Łomża z zielonej flaszki smakuje całkiem ...