Co zrobić, gdy za oknem plucha, zimno, a wiatr
piździ niemiłosiernie? Oczywiście spożyć jakieś mocne i esencjonalne piwo ;)
Łukasz i Marcin z Doctor Brew są mistrzami w
robieniu mocarnych piw. Z pod ich sprytnych rączek wyszło już niejedno
urywające pewną część ciała barli łajno,
czy RIS. Często, gęsto leżakowane w beczce po-czymś-tam. Są też mistrzami w
przeginaniu pały, jeśli chodzi o chmielenie na goryczkę, ale dzisiaj nie o tym.
Dzisiaj będzie o jednym z wyżej wymienionych piw,
gdzie jednak chmiel i goryczka nie są na pierwszym miejscu. W piwie tym
goryczka nie ma za zadanie orać kubków smakowych jak nowy Zetor i wywracać ozor
na lewą stronę. Choć oczywiście jakaś niemrawa to też ona nie jest. Rzeczone
Barley Wine to 24° Plato i ponad dyszka alko,
nigdzie nie leżakowało poza stalowymi tankami w browarze. Jedziem z koksem!
Pisząc wstęp jeszcze przed spróbowaniem piwa
zastanawiałem się, czy aby mam rację z tą goryczką. Teraz jestem już po kilku
haustach, więc mogę odetchnąć. Goryczka jest wyraźna, ale w rzeczy samej nie
trzeba po niej „pluć krwią”. W pierwszej chwili po przełknięciu czuć lekką
słodową słodycz oraz chmiel. Jednak już po paru sekundach do głosu dochodzą gorzkie
lupuliny o przyjemnym grejpfrutowo-ziołowym zacięciu. Goryczka jest mocna, ale
bez przeginki. Choć odrobinę zalega, to jednak generalnie sprawia dosyć
szlachetne wrażenie. W posmaku na wierzch wychodzą nuty czerwonych owoców, okraszone
sporą dozą karmelu, opiekanego słodu, subtelnej żywicy i przypieczonej skórki
chleba. Całość smaczna i ułożona. Wysycenie niskie, ale pasuje tu jak ulał.
Piwa spróbowałem tuż po przelaniu do szkła, bowiem
wyglądało niezmiernie apetycznie. Naprawdę dużo większy ślinotok wywołuje u
mnie miedziane, czy też ciemno bursztynowe piwko niż ciecz o typowo złocistym
odcieniu. Barley Wine od Doctorków jest właśnie takim pięknym miedzianym
trunkiem, co prawda lekko zmętnionym, ale kto by się tym przejmował? Piwo
zostało odziane w dość sporą pierzynkę zwartej i drobnej piany o ładnym
kremowym zabarwieniu. Pianka jest żywotna jak japońskie staruszki. Opadając
zostawia wyraźny lejsing na szkle.
Smak faktycznie jest spox, ale aromat zdecydowanie skopałby mu dupsko. Ależ to cudnie
pachnie! Tak świeżo, tak rześko i przede wszystkim tak owocowo! Czerwone owoce
aż huczą w tym szkle. Liczi, mango, poziomka, czereśnia, a nawet truskawka. Ona
tu jest i tańczy dla mnie ;p Słód egzystuje dopiero na drugim planie. Tuż za
nim biegnie przyjemna karmelowość, zwiewna żywica, jakieś ciastka i ciasteczka,
biszkopty. Sporo tu tego. Wszystko jednak jest ułożone jak książki w Bibliotece
Narodowej. Każdy element zna swoje miejsce, nie wywyższa się i nie robi
awantur. Prawdziwe bogactwo doznań. A alkohol? Jaki kuźwa alkohol? Czy ktoś coś
wspominał o alkoholu? Zero procentów! Totalnie nic nie czuć :D
Piwo jest bardzo pełne w smaku, wypełnia każdy
zakamarek jamy ustnej, nawet dziury w zębach Ci wypełni. Jest dosyć gęstawe, treściwe,
lepkie i bardzo złożone. Niemalże skomplikowane jak szwajcarski zegarek. Finisz
jest wyraźnie gorzki i wytrawny, ale na szczęście nie przegięty. Czyżby
Doctorki poszli po rozum do głowy? W rzeczy samej balans jest tu odpowiednio
ustawiony. Piwo nie jest ani za słodkie, ani zbyt gorzkie.
Naprawdę widzę tu kawał dobrej roboty. Bardzo to
smaczne, wielowątkowe i ułożone. A wchodzi prawie tak samo szybko jak Nałęczowianka
jakaś. Tyle tylko, że lepiej kopie. Zdecydowanie lepiej ;p
OCENA: 8/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 10,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.06.2017
DOCTOR BREW//BROWAR BARTEK
Komentarze
Prześlij komentarz