Przejdź do głównej zawartości

KONSTANCIN PORTER



Znacie mnie. Wiecie, że jestem zdrowo pieprznięty na punkcie porterów bałtyckich i ruskich stałtów. Ostatnio stanąłem dosłownie na głowie, aby być w posiadaniu nowości z Browaru Czarnków, tudzież Kamionki. Chodzi o piwo Konstancin Porter. O piwie napiszę za chwilę, bo wpierw muszę wyjaśnić zawiłości związane w producentem (zakładam, że nie każdy kuma tutaj czaczę). Otóż Browar Czarnków powstał w XIX wieku w miejscowości o wiadomej nazwie. W 2011 roku jego właścicielem została spółka „Browar Gontyniec”, która rozpoczęła też budowę własnego browaru w Kamionce. W między czasie firma ta zakupiła podwarszawski Browar Konstancin, w sumie tylko po to, by sprzęt tam zainstalowany wywieźć do Kamionki i tam zamontować w nowo wybudowanym browarze. Jakiś rok lub dwa lata temu firma ta zmieniła nazwę na „Browar Czarnków S.A.” (z siedzibą w Kamionce). Tak to w skrócie wyglądało. Obecnie z tego co mi wiadomo marki piwa Gniewosz oraz Noteckie powstają w Czarnkowie, a piwa Konstancin w Kamionce.
Wracając do rzeczonej nowości, napaliłem się na tego portera jak szczerbaty na sucharka. Trzymając już piwo w dłoni, z bananem na gębie zacząłem uważnie studiować etykietę. 24°Blg - bardzo dużo jak na ten styl, nawet więcej niż ustawa BJCP przewiduje. 8,3% alko – przy takim ekstrakcie niezbyt wiele, więc pewnie będzie słodko, bardzo słodko! W składzie prócz tradycyjnych słodów mamy takie cymesy jak: słód wędzony (szacun), suszona śliwka (podwójny szacun), słód carared (nice), jęczmień prażony (gitara), słód barwiący (a na cholerę mi to badziewie?) oraz uwaga…. drożdże górnej fermentacji!!! OMG! Cóż oni uczynili?! Jak oni mogli mi to zrobić?! Teraz przez co najmniej tydzień nie będę mógł zasnąć. 


Z technicznego punktu widzenia nie jest to porter bałtycki, choć wszystkie znaki na niebie, ziemi i etykiecie na to wskazywały. Oczywiście do sądu nie pójdę, bo zgodnie z prawem nigdzie na butelce nie ma słowa „bałtycki”, ale mieszkając nad Wisłą i patrząc na tak wysokie parametry, każdy kumaty beer geek dałby się pociąć w talarki, że to nasz piwowarski skarb Polski. A tu taki zonk :/

Mam pomysł – udam, że nie wiem nic o drożdżach i traktuję to piwo jak tradycyjnego baltic portera. Zaczynam je smakować. Pierwszy łyk, potem drugi. Kurde mocne jest. Tęgie jest. Gęste jak syrop jakiś. Bardzo gładkie, oleiste i aksamitne jak kozaki mojej żony. Czarne jak smoła, totalnie nieprzejrzyste jak rasowy RIS (słód barwiący się kłania). W ustach mam sporo słodyczy, a jednocześnie dużo bardzo mocnej kawy, palonych słodów i cholernie gorzkiej czekolady. Uff… dużo tego. Jest ostro, wyraziście i bezkompromisowo. Nieco w głębi spotykam na swej drodze gorzkie kakao, opiekany karmel, akcenty czekolady deserowej, niuanse suszonych owoców, a także nuty ciasta tiramisu oraz brownie. Wszystko jednak niknie pod naporem solidnej - jak japońskie samochody - goryczki, która naprawdę nieźle daje popalić. Goryczka o ziołowo-kawowo-palonym profilu jest niebywale mocna, ale zarazem dość krótka i szlachetna. Robi co trzeba i spiernicza w krzaki. Nasycenie jest średnie, optymalne. Alkohol jest nawet nieźle ukryty - coś tam łaskocze w przełyku, ale głównie to grzeje w kiszkach. W ustach natomiast prawie go nie czuć. Bardzo charakterne piwo, które nie bierze jeńców. Wow!

Tak wyrazistym i niebywale zadziornym jak na porter smakiem, zostałem mocno zbity z tropu, ale przyszedł w końcu czas zapuścić kichawę do szkła. Trochę się dziwię, bo aromat jakoś mocno nie bucha mi w twarz. Piwo sprawia wrażenie łagodnego i ułożonego, ale przecież smak wydaje się być zupełnym tego zaprzeczeniem. Konstancin Porter pachnie głównie czekoladą deserową, lekką kawą oraz prażonym słodem polanym sowitą dawką karmelu. W tle odnalazłem jeszcze ślady suszonych owoców (bardzo przyjemne), cukru trzcinowego, melasy i ulotnej lukrecji. Alkohol także gdzieś tam się pałęta, trochę nawet gryzie w nozdrza, ale nie jest to jakieś ekstremalnie traumatyczne odczucie. Dość porterowy to zapaszek. Sumarycznie całkiem niezły, choć mocno odstaje do tego, co piwo prezentuje w smaku. Tam jest totalny diabeł, a tu łagodny baranek ;)
Jasna Twoja mać! Cóż za dziwne piwo. Trunek o dwóch twarzach. Bardzo pełne w smaku, gęste, solidne, tęgie, mocarne i okrutnie wyraziste. Słodko-gorzkie, aksamitne z zabójczą dozą goryczki i rozgrzewającym, lekko alkoholowym finiszem. Balans nieźle zdaje tu egzamin, podobnie jak sporych rozmiarów treściwość oraz pijalność, która też nie jest najgorsza. Mam jednak wrażenie, że całość jest jeszcze nieułożona. Zapach zaś to druga strona medalu z dominantą słodkich, łagodnych, typowo porterowych i zaokrąglonych klimatów.
Piwo jest naprawdę mocno agresywne i zadziorne. Pod paroma względami przypomina mi pite niedawno Lilith od Golema. Powiem Wam coś jeszcze – nieźle wali w dekiel. Piłem bardzo powoli, a i tak szumi we łbie ;)
OCENA: 7/10
CENA: nieznana
ALK. 8,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 11.2017
BROWAR CZARNKÓW//BROWAR KAMIONKA

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak