Ale se dziś piwo walnąłem. Przedziwne, cudaczne,
fikuśne, pokręcone jak moje włosy na jajach, albo nawet włosy na jajach murzyna
(oni mają jeszcze bardziej pokręcone). Jest to piwo z serii „nawet nie próbuj poprawnie
wymówić jego nazwy, bo sobie jęzor połamiesz”. Gips murowany. Ja nawet nie
próbowałem tego powiedzieć. Zapewne zabrzmiało by to, jak bełkot urżniętego w
trupa obszczymurka albo jeszcze gorzej.
Yggdrasil wg Browaru Waszczukowe to Malt Øl – takie wiejskie, norweskie
piwo, poniekąd trochę spokrewnione z fińskim Sahti, co to Pinta ma w swojej ofercie. A dlaczego jest takie
wyjątkowe? Co najmniej z kilku powodów. Poza groźnym wikingiem na etykiecie,
który wygląda jakby za chwilę miał komuś spuścić łomot, piwo to zawiera w
składzie jagody jałowca oraz ziele krwawnika. Nie pytajcie mnie co to jest ten
krwawnik, zapytajcie wujka gugla, bo
ja nie wiem. Prócz tego piwo było filtrowane przez te same gałązki jałowca, z
których pochodziły jagody wrzucone do kadzi (ta sama metoda, co w Sahti). No i na koniec gwóźdź programu –
drożdże górnej fermentacji typu Kveik (nie mylić z tym Kwejkiem). Słowo „górnej”
nabiera tutaj zupełnie nowego znaczenia, bowiem piwo fermentowało sobie w
granicach 40-45°C!!! Zapewne większości z Was nic to nie mówi, ale piwowarom
domowym w tym momencie na bank gałka mocno zbielała. To dwukrotnie wyższa
temperatura niż tradycyjnie stosowana przy górnej fermentacji! Taka kurde sytuacja.
Yggdrasil to naprawdę kuriozalny trunek. Z jednej
strony nieco słodkawy, z drugiej delikatnie gorzki, a z trzeciej lekko
kwaskowy! Piwo jest dość gęstawe, lekko zawiesiste i bardzo mętne. Dominuje w
nim oczywiście słodowość, ale nie jakaś nachalna, czy uporczywa. Powiedziałbym
nawet, że ciecz jest dosyć rześka w smaku, jak na 16,5° Blg. Są tu ciasteczka,
chlebek, miodek oraz biszkopty. Po chwili pojawia się też wyraźny jałowiec,
jakieś zioła, (pewnie ten krwawnik), chmiel, trawa, a całość zwieńczona jest
lekkim kwaskiem i niezwykle przyjemnym owocowym sznytem. Są to czerwone owoce o
ile mnie kubki smakowe nie robią w konia. Finisz natomiast został okraszony
bardzo niewielką goryczką o chmielowo-ziołowym nastawieniu. Wysycenie jest
niskie i nieinwazyjne. Całość sprawia bardzo dobre wrażenie. Oba kciuki w górę :)
Piwo ładnie wygląda w szkle. Może nie tak ładnie jak
golutka Selena Gomez na Twoim kompie, ale też jest na co popatrzeć. Jego barwa
to mariaż koloru typowego miodu oraz soku z pomarańczy. Wieńczy je umiarkowanie
wysoka czapa kremowej i drobnej piany, która jest dość trwała i tworzy
przepiękne firany na ściankach.
W aromacie też atakuje mnie cała feeria miłych dla
nosa zapachów. Co ciekawe, wcale nie przeważają tutaj nuty słodowe, lecz
owocowe! Tak, cudnie pachnie mi czerwonymi owocami, spod znaku poziomki, dzikiej
róży, czerwonej porzeczki i granatu. Na dalszym planie mamy jałowiec, akcenty
leśne, chmiel oraz zioła. Po tym wszystkim w oddali dopiero zaczyna majaczyć
niewielka słodowość, niuanse chlebowe oraz mokre zboże. W tle ponownie pojawia
się subtelny kwasek, który kojarzy mi się z rabarbarem! Mówiłem, że to
dziwaczne piwo. Dziwaczne, ale niezwykle przyjemne. Takie, którego nie
zapomnisz po pierwszym lepszym Żubrze, czy Harnasiu. Takim, które zapamiętasz
na bardzo długo. Co najmniej tak długo jak golutką Selenę na Twoim kompie… ;)
Piwo fajnie się pije, a jeszcze lepiej wącha.
Dziwoląg z niego totalny, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że mi nie smakuje.
Pełnia jest tu dosyć wysoka, treściwość średnia, za to balans jest idealnie
wymierzony, w punkt kontruje słodową podbudowę. Goryczka jest niewielka, ale i
nie musi być. Słodyczy wbrew pozorom nie ma tu zbyt dużo.
Szczególnie podoba mi się tutaj ta subtelna
kwaskowatość, która wnosi sporo rześkości i lekkości w smaku. Najbardziej jednak
intryguje mnie wyraźna owocowa strona tegoż napitku, której zupełnie się tutaj
nie spodziewałem. Czyżby to była zasługa polskiej Sybilli i Marynki?
Reasumując jest to świetne piwo o nieco zaskakującym
profilu. Mimo niemałych parametrów pije się je gładko i szybko. Bez wątpienia
kojarzy się z czymś dzikim, odległym i nieznanym. Szczerze polecam.
OCENA: 8/10
CENA: ok 9ZŁ
ALK. 6,6%
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.04.2017
BROWAR WASZCZUKOWE//BROWAR RZEMIEŚLNICZY JAN
OLBRACHT
Owocowość zapewne od kveikowych drożdży. Te przypuszczenia wynikają z opinii piwowarów domowych, którzy przetestowali już te drożdże. Sam jeszcze na nich piwa nie piłem ;)
OdpowiedzUsuńTeż słyszałem tą opinię.
Usuń