Przejdź do głównej zawartości

ZAWIERCIE TRIP cz.II - BROWAR NA JURZE



Jak już wiecie 14 grudnia byłem w gościach w Browarze Jana w Zawierciu. Pooglądałem, zdjęć napstrykałem, piwa popiłem. Jednak to nie koniec atrakcji, które czekały na mnie tamtego dnia. Tak się składa, że dzięki uprzejmości pani Anny Bugała udało mi upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Bowiem prosto z Browaru Jana udałem się do Browaru Na Jurze :)
Rzutem na taśmę, dosłownie dzień przed wyjazdem dogadałem się mailowo z panią Anną, która od wielu lat pełni tam rolę głównego technologa/piwowara.

Zwiedzanie zaczęliśmy od długiej rozmowy przy gorącej herbatce. Nasza pogawędka miała oczywiście miejsce w firmowej „Karczmie u Stacha”, na której skupię się jednak na koniec wpisu, bo na pewno warto temu lokalowi poświęcić kilka zdań. 


Na początek krótki łyk historii. Browar Na Jurze to rodzinne przedsiębiorstwo Ewy i Stanisława Piątek, które powstało w 1997 roku na bazie dawnej mleczarni. Browar szczyci się własnym, głębinowym ujęciem wody oraz używaniem do produkcji tylko naturalnych składników. Moce produkcyjne wynoszą ok 20 tys. hl rocznie, więc jest to raczej niewielki browar. Pani Ania wielokrotnie powtarzała mi, że jest to firma typowo rodzinna. Prócz właścicielki, która obecnie zajmuje się głównie papierologią, pracują tu także jej dzieci – Monika, Joanna oraz syn (imienia nie znam). Za warzenie piwa odpowiedzialna jest głównie Asia oraz oczywiście pani Ania. Bardzo byłem ciekaw czyim dziełem są piwa z tymi różnymi dziwnymi dodatkami. Otóż jak mi powiedziano poszczególne piwa są efektem kreatywności różnych osób, ale szczególnie Moniki. Jak komuś wpadnie do głowy jakiś szalony pomysł, to jest on wówczas konsultowany z resztą załogi, a po akceptacji przez wszystkich następuje jego realizacja. Wspomniany syn o nieznanych mi personaliach, bodajże wykonuje jakieś prace biurowe. 




Główna technolog w zasadzie mówiła mi to, co sam mogłem sobie wygooglować z neta, więc postanowiłem zadać jej kilka niewygodnych pytań ;) Poruszyłem na przykład kwestię warzenia kwachów, z których przecież browar ten słynie. Większość browarów nie chce nawet słyszeć o bakteriach Lacto w swojej instalacji, natomiast moja rozmówczyni otwarcie powiedziała, że nie boją się zakażeń. W miarę możliwości starają się oczywiście fermentować i leżakować kwaśne piwa w tych samych tankach, ale jeśli trzeba to kwachy zajmują też inne zbiorniki. Źródłem sukcesu jest tutaj odpowiednia sztuka mycia i wyjaławiania tych zbiorników (węże, złączki i zawory do kwachów są oddzielne). Polega ona na starej szkole dezynfekcji za pomocą dymu siarkowego, który w przeciwieństwie do jakiejkolwiek cieczy dotrze do każdego zakamarka. Ot i cała historyja. Nie zmienia to jednak faktu, iż mimo sprawdzonej formy sterylizacji, załoga Browaru Na Jurze to odważni ludzie. Pani Ania przyznała, że nie zawsze piwo wychodzi zgodnie z ich założeniami, ale nie wiem, czy ma to związek z warzeniem kwachów w różnych tankach, czy może raczej z tym, że nie każda nowość jest w celach testowych wpierw warzona w warunkach domowych (Sic!)




Po ponad półgodzinnej pogawędce w końcu udaliśmy się do browaru sensu stricto. Bardzo cieszę się i dziękują pani Ani za poświęcony mi czas, bo widać było wyraźnie, że nie miała ona go zbyt dużo. Dosłownie musiałem za nią biegać między tankami, by nie zgubić jej z oczu. Dzięki czemu w zasadzie nie miałem chwili, by w spokoju zrobić jakieś sensowne zdjęcie. Nie zdążyłem się nawet dobrze rozejrzeć, a już było po zwiedzaniu :( Na szczęście browar w tym czasie pracował pełną parą (w przeciwieństwie do Jana), więc cudem udało mi się chociaż zajrzeć do kadzi zacierno-warzelnej, do której wartkim strumieniem sypał się słód. Zapach zacieranego słodu, zawsze wprawia mnie w błogi nastrój. Uprosiłem jeszcze mojego „przewodnika”, by choć na chwilę zajrzeć do leżakowni.

Ciasno tam jak cholera i bardzo zimno, bo jest to pomieszczenie klimatyzowane, a tanki nie mają płaszczów chłodzących. Co ciekawe warzelnia i fermentownia to jedno i to samo pomieszczenie. Generalnie w całym browarze jest raczej mało miejsca i trzeba nie lada sprytu, by sprawnie i szybko się tam poruszać. Tak się składa, że w momencie mojej wizyty swoich piw w Zawierciu doglądał Paweł Masłowski z Pinty, z którym także zamieniłem kilka słów. Niestety nie udało mi się dowiedzieć, co też nowego szykują słynni kontraktowcy.





Mimo, że browar jest w ciągłym użytku, to trwa w nim spory remont. Niedawno dostawiono nową halę magazynową (ocieplany blaszak), a miejsce dawnego magazynu to obecnie istny plac budowy. Pomieszczenie to przechodzi gruntowny remont, gdyż niedługo stanie tam nowa linia rozlewnicza, bo ta obecna mówiąc oględnie, nie jest już szczytem współczesnej myśli technologicznej. Natomiast tam, gdzie teraz napełnianie są butelki i kegi będą dostawione nowe tanki fermentacyjne, bądź fermentacyjno-leżakowe (nie pamiętam, co dokładnie mówiła moja rozmówczyni). Tak więc browar się rozwija, inwestuje i powiększa. Nic tylko się cieszyć :D


Po szybkim przemarszu pomiędzy tankami udaliśmy się jeszcze na chwilę do biura pani Ani, gdzie uścisnąłem rękę synowi założycieli browaru. Następnie zostałem oddany w ręce wspomnianej już Moniki, która oprowadziła mnie po mniejszych i większych salach „Karczmy u Stacha”, a także dodała od siebie kilka faktów odnośnie funkcjonowania browaru. Na dole restauracji tuż przy wejściu znajduje się bar ze wszystkich butelkowymi piwami, jakie w danej chwili są w ofercie browaru. Sam bar to jednak pikuś, przy całej reszcie. Ten lokal rodzi naprawdę niesamowite odczucia! Ma się wrażenie jakby człowiek cofnął się w czasie do średniowiecza, epoki Króla Artura i rycerzy Okrągłego Stołu. Ogromnych rozmiarów, stalowe, rzemieślniczo wykonane żyrandole; działający piec chlebowy; ręcznie rzeźbione stoły i krzesła z dech grubszych niż moje przyrodzenie; a w niektórych salach kamienne sklepienia, które wnoszą typowo jaskiniowe klimaty. Coś pięknego i wspaniałego. Wszystko jest tu dopracowane w najmniejszych szczegółach. W pewnej części restauracji panuje nieco nowocześniejszy wygląd, który też jest całkiem wporzo. W największej sali jest specjalnie wydzielone miejsce dla orkiestry, czy innych grajków, bowiem organizowane są tu na przykład wesela, komunie, chrzciny, różne koncerty i inne uroczystości. Koniecznie tu zajrzyjcie, gdy będziecie kiedyś w Zawierciu. Warto.
Na piętrze natomiast już od dłuższego czasu budowana jest baza hotelowa oraz SPA (będzie również piwne SPA!). Kompleks robi naprawdę olbrzymie wrażenie, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz.










Jak pewnie żeście się już spostrzegli z browaru wyszedłem ‘o suchym pysku’. Nie poczęstowano mnie żadnym piwem. Nie ubolewałem jednak jakoś strasznie z tego powodu, wszak byłem kierowcą. Ogólnie rzecz biorąc wizytę w Browarze Jana uznaję za dość udaną. Rozmawiałem z dwiema ważnymi tam postaciami i dowiedziałem się kilku pikantnych szczegółów. Doceniam poświęcony mi czas i to jeszcze w trakcie sporego remontu, gdzie dookoła – prócz pracowników browaru – krzątają się jeszcze budowlańcy.
Browarze Na Jurze wielkie dzięki! :)

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

Okocim IPA z Mango i Pigwą

  Książęce IPA jest z nami od początku 2018 roku. Żywiec IPA dwa miesiące krócej. Okocim IPA natomiast dopiero od kilku dni. Jestem w ciężkim szoku, że to tak długo trwało. Z „wielkiej trójcy” koncernów to właśnie Carlsberg Polska miał i wciąż ma najsłabszą ofertę piwną. Przynajmniej dla beergeeka , tudzież szanującego się piwosza. W zasadzie oprócz niezłej pszenicy i dobrego portera, to wieje nudą jak cholera. Niby mieli kiedyś serię „Piwo Sezonowe”, czy „Kasztelan Specjały”, ale to trwało chwilę i poza koźlakiem i świątecznym nic bym nie polecił. No i mamy 2025 rok i oto w końcu - niemal na białym koniu - pojawia się IPA marki Okocim. Oczywiście z „wkładką” owocową, bo jakże to mieli zrobić uczciwą ipkę opartą tylko na chmielach? Przecież tego nikt by się chwycił ;> W składzie mamy sok z mango, z pigwy oraz z jabłek. Niestety na samym końcu składników znalazły się… aromaty! Jakże by inaczej. W sumie to nawet się nie zdziwiłem tym faktem. Z chmieli do kotła dali polską S...

WIELKI TEST PIW W ZIELONYCH BUTELKACH

Oj, dużo Harnasi musieli wyduldać osiedlowi żule przez czas, który minął od ostatniego Wielkiego Testu w gronie moich najlepszych znajomych. Prawie półtora roku trzeba było czekać na to, jakże fajne wydarzenie, ale jak to zwykle bywa nie zawsze każdemu pasowały terminy. No, ale jak już się spotkaliśmy to i się działo ;) Szesnaście różnych piw, ale o co najmniej jednym wspólnym mianowniku. Ilość bodajże rekordowa spośród naszych testów, ale przecież rynek pod tym względem nie zawodzi. Zielone butelki są wszędzie, bo przecież te piwa są takie chmielowe ;) Do sedna zatem. SPRAWY TECHNICZNE Tak jak było wcześniej, tak i teraz – anonimowe próbki, piwa odpowiednio schłodzone, dziesięciopunktowa skala i później średnia arytmetyczna naszych ocen. Pod uwagę braliśmy przede wszystkim poziom nachmielenia, jak również rześkość, pijalność oraz poziom i jakość goryczki. No i oczywiście wady, które niekiedy też miały miejsce. Przy okazji wyjaśniłem testerom czym jest ”zapach skunksa...

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst...

OKO W OKO - Zwierzynieckie vs Zwierzyniec Pils

Będąc ostatnio na Lubelszczyźnie myślałem, że wyhaczę sobie nową Perłę AIPA, ale się nie udało. To znaczy specjalnie jakoś nie szukałem, bo byłem tylko w Lewiatanie i Stokrotce. W zamian wziąłem Zwierzynieckie i Zwierzyniec Pils. Owszem, obydwa możemy kupić tak naprawdę w całym kraju. Pilsa widziałem w wielu sieciach handlowych, a Zwierzynieckie bywa w Lidlu, tyle że w „konserwie”. Już od dawna chciałem te piwa ze sobą porównać, bo jestem ciekawy różnic oraz podobieństw (te etykiety są chyba celowo kolorystycznie tak samo zestawione, żeby janusze się mylili). Generalnie to jedno i drugie piwo już kiedyś pojawiło się na blogu. Zwierzynieckie nazywało się wówczas Zwierzyniec , a ze Zwierzyńcem Pils na razie nic nie pokombinowano. Co ciekawe, obydwa piwa wypadły niezbyt dobrze, bo dostały 4/10. Czy po wielu latach będzie podobnie? Czy piwa będą smakowały tak samo, jak kiedyś? Zwierzynieckie Piwo wygląda ładnie – jest jasno złote z dość obfitą, średnioziarnistą pianą. Niestety owa...

WIELKI TEST PIW NIEPASTERYZOWANYCH

Był wieczór. Była zima. Był luty i było zimno, ale nie było śniegu. Na kwadrat wjechało mi kilkoro znajomych z tortem, szampanem i „czymś mocniejszym”. Tak, dwa dni wcześniej miałem urodziny. Nie powiem które, bo i tak zabrakłoby Wam palców do liczenia. Podpowiem tylko, że „trójka” z przodu już jakiś czas temu wskoczyła ;) Przyjąłem gości z wielką uciechą, no ale przecież w gościach nie można siedzieć o suchym pysku. No to tak na rozgrzewkę żeśmy zrobili test – Wielki Test Piw Niepasteryzowanych! A co było dalej, to już pozostanie naszą słodką tajemnicą ;p Planowałem to już od bardzo dawna, ale Bóg mi świadkiem, naprawdę ciężko jest zebrać odpowiednią ekipę. Moja ekipa do Wielkich Testów oczywiście nie jest stała jak możecie zobaczyć po zdjęciach, ale można powiedzieć, że trzon „testerów” pozostaje raczej niezmienny. Cóż ciekawego jest w piwach niepasteryzowanych? W sumie to nic. Wydaje mi się, że boom na tego typu napitki już dawno minął. Obecnie chyba już mało kto daje się ...