Zaglądam dzisiaj do jakże cennej dla mnie piwnicy,
patrzę, a tam cichutko jak mysz pod miotłą siedzi sobie Madagaskar z Browaru
Setka. Szczerze to o nim już troszkę zapomniałem, leżało tam już z półtora
miesiąca. Może gdybym był bardziej ogarnięty wziąłbym ową butelczynę na X Degustację Sweet Stoutów Bractwa Piwnego, z której to kilka dni temu
pisałem relację. Chociaż sam nie wiem... piwo dostałem w prezencie od Pawła
Galeji z Krotoszyna (pozdro), więc ciężko byłoby się rozstać z prezentem. Druga
sprawa, że trunki z Setki są u mnie ciężko dostępne, a to kolejny powód dla
którego ucieszyłem się z tego niby drobnego, ale dla mnie cennego daru.
Madagaskar to Milk Stout, choć nie taki do końca
klasyczny. Oprócz laktozy macherzy z Browaru Setka dodali do niego wanilię
madagaskarską oraz kardamon. Całość nachmielili hamerykańskim
Chinookiem. Od razu napomnę, że nie jestem wielkim wielbicielem stoutów
mlecznych, ale przyznam, że brzmi to dosyć interesująco.
Zaczynam tradycyjnie od wyglądu. Wiem, że tego widać na
fotce, ale w rzeczywistości od razu rzuciła mi się w oczy dość jasna jak na stout
barwa. Okej, jest ciemna, a nawet bardzo ciemna, ale do koloru czarnej dziury
(tej z kosmosu) to jej sporo brakuje. Ciemno brązowa ciecz patrząc pod światło
generuje niewielkie burgundowe refleksy. Całość wygląda jak jakiś Dark Lager,
no ale niech już tam będzie.
Rzeczony trunek okrył się bardzo obfitą czapą beżowej, grubo
pęcherzykowej piany, która niezbyt piknie wygląda. Jest rzadka i dziurawa jak
stary durszlak, w dodatku jej żywotność pozostawia wiele do życzenia. Lacing
również marginalny. Nieciekawie to wszystko się zaczyna.
Biorę pierwszy, a potem drugi łyk. Kurka wodna! Toż to jakiś
Christmas Ale, a nie żaden stout. Kardamon wyczuję nawet w
najmniejszym stężeniu, choć w tym wypadku nie muszę się aż tak bardzo skupiać –
jest go tu całkiem sporo, przez co pojawiły się u mnie konotacje z piwem
świątecznym. Delikatnie piernikowo-kardamonowe klimaty chwilę później łączą się
z subtelną dozą wanilii i ciemnym, ale raczej mało palonym słodem. Tuż za nim
kroczy laktozowa słodycz, wsparta na niewielkiej i ulotnej nucie mlecznej
czekolady. Tłem sunie przyjemny lekki kwasek, chlebek razowy, a także odrobina
chmielowych wtrętów. Goryczka znikoma jak opady deszczu na Saharze. Całość
wyraźnie słodka, choć nie przesadzona. Wysycenie niskie, poprawne. Jak na ten
styl, to dziwnie to wszystko smakuje, choć nie mówię wcale, że źle. Po prostu
inaczej.
W aromacie jest bardzo podobnie. Pierwsze uderzenie to
wyraźna fala kardamonu, wanilii i piernika. Przy drugim akordzie pojawiają się
opiekane słody, a wraz z nimi zwiewna czekolada, tosty i przypieczona skórka od
chleba. Na finiszu majaczy subtelny kwasek podbity lekkim chmielem i
tropikalnym owocem, coś jakby grejpfrutem. Nader urozmaicony to zapaszek jak na
Milk Stouta, ale jak pisałem już wcześniej, przyprawowe dodatki zrobiły
z tego piwa dziwną świąteczno-stoutową hybrydę. Wyszła z tego taka ni pies, ni
wydra, coś na kształt świdra ;)
Piwo jest bardzo sesyjne, lekkie i gładkie w smaku. Chyba
mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest delikatnie wodniste. Pełnia smaku
nie powala, choć do samej pijalności nie sposób się przyczepić. Dzięki lekkiej
fakturze i niskiemu nasyceniu ciecz wchodzi jak woda. Laktozowa słodycz
wyraźna, ale nie przesadzona. Zarówno smak jak i zapach są dość wielowątkowe,
ale trochę brakuje mi tu paloności i większego nacisku na „czarne klimaty”.
Madagaskar z Setki to dosyć dziwne i luźne podejście do
tematu. Spróbować można, ale zachwycać się nie ma nad czym.
OCENA: 6/10
CENA: nieznana
ALK.4,9%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.04.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.04.2016
BROWAR SETKA//BROWARY REGIONALNE WĄSOSZ
Komentarze
Prześlij komentarz