Z pewnością nie można tu jeszcze mówić o deptaniu kogoś po
piętach, ale nie sposób nie zauważyć, że nasze rodzime koncerny piwowarskie
próbują odpędzić od siebie - odbierające im klientów - mniejsze browary.
Nie ma tu oczywiście mowy o jakiejś wyraźnej rywalizacji, czy równorzędnej
konkurencji bowiem, póki co trzej najwięksi gracze, moim zdaniem mogą spać
spokojnie. Skoro mogą, to czemu zatem nie śpią? Widocznie coś jest na
rzeczy.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że konkurencja na
rynku piwnym z miesiąca na miesiąc się zwiększa, a browarom robi się coraz
ciaśniej. Dość powiedzieć, że w samym tylko 2014 roku zadebiutowało 39
inicjatyw piwowarskich (21 kontraktowców i 18 browarów rzeczywistych). To
absolutny rekord w nowożytnej historii naszego kraju! Mimo rekordu powszechnie
uważa się, że rynek nie jest jeszcze w pełni nasycony i przez najbliższych
kilka lat jeszcze nie będzie (o jak dobrze!). Ponoć jest jeszcze sporo
miejsca dla nowych browarów i ja w to wierzę. Rzecz jasna nie obejdzie się bez
zamknięcia mniej rozgarniętych przedsiębiorstw, ale to przecież normalne, że w
każdej wojnie są ofiary. Tak samo dzieje się we wszystkich branżach – niektóre
inicjatywy upadają, ale w ich miejsce natychmiast pojawiają się kolejne. No,
ale do rzeczy.
W moich dywagacjach posłużę się pewnymi uogólnieniami. Gdy
będę pisał o koncernach to mam na myśli tzw. „wielką trójcę”, czyli Kompania
Piwowarska, Grupa Żywiec i Carlsberg Polska. Za browary rzemieślnicze
uważam stosunkowo nowe inicjatywy, które warzą piwa nowofalowe w bardzo małych
ilościach (tu też zaliczam browary kontraktowe i niektóre restauracyjne).
Natomiast reszta to tzw. browary regionalne (tak, Łomża i Perła również).
Tak jak mówiłem powyżej, konkurencja jakoś specjalnie nie
zagraża wielkiej trójcy, a jeśli już, to na razie w niewielkim stopniu. Od
2005 do 2013 roku ich udziały w rynku spadły łącznie tylko o około 6%, głównie
na rzecz marek własnych dyskontów, które przekonują do siebie bardzo niską
ceną. Mimo, że słupki im trochę pikują, to nadal kontrolują oni ponad 80%
rynku.
Browary regionalne dosyć mozolnie przekonują do siebie
„piwnych januszy”, ale wydaje mi się, że rzemieślniczym projektom przychodzi to
już o niebo lepiej. Wiadomo – oręże tych drugich jest nieporównywalnie bardziej
różnorodne i lepsze technicznie (choć nie zawsze). Niestety tutaj
pojawia się problem dostępności piw craftowych. Mimo, że z roku na
rok jest coraz lepiej, to sytuacja nadal nie jest zadowalająca. Tak więc jedni
mają ilość i w miarę poprawną dostępność swoich piw, a za drugimi przemawia
różnorodność i zazwyczaj wysoka jakość. Prosty sposób na sukces, to połączyć to
wszystko do kupy i trzepać „kapuchę”. Problem polega jednak na tym, że nie jest
to takie proste, jak się z pozoru wydaje.
Kompania Piwowarska
Największy udziałowiec rynku (36%) działa na dwóch frontach.
Z jednej strony próbuje robić coś więcej niż kolejne ‘jasne pełne’, a z
drugiej edukuje mniej świadomych piwoszy swoim „portalem dla prawdziwych
miłośników piwa”. Nie powiem, bo na Beer Lovers.pl można znaleźć
trochę ciekawych artykułów, jednak nie sposób odczuć wrażenia, że chodzi tu
tylko o promocję własnych marek, które pojawiają się tam (niby ukradkiem)
niemal na każdym kroku. Poza tym już niejednokrotnie podniósł się raban
odnośnie nierzetelnych, a niekiedy wręcz absurdalnych informacji na Beer
Lovers. Po prostu dla piwnego freaka/beer geeka, który z piwnym
rzemiosłem jest za pan brat, ten portal to tylko marketingowy i nikomu
niepotrzebny bełkot.
Drugim ruchem oporu przeciwko browarom regionalnym i craftowym
są piwa. Od kilku lat Kompania posiada w swojej ofercie serię Książęce, w
teorii skierowaną do bardziej wybrednych konsumentów. Powszechnie jednak
wiadomo, że absolutnie niczego te piwa nie urywają i do polskiej czołówki im
daleko. Ale po kolei:
- Książęce Złote Pszeniczne – piwo na słodzie pszenicznym, tyle że użyto tutaj drożdży dolnej fermentacji (!), efektem czego jest zupełny brak goździków w aromacie, mało estrów bananowych i ogólna przeciętność smaku.
- Książęce Ciemne Łagodne – sporo lepsze piwo niż powyżej, ale wciąż dalekie od ideału. Wyraźny karmel, kawa zbożowa i czekolada w aromacie, do tego opiekane słody, tosty i skórka od chleba w smaku.
- Książęce Czerwony Lager – piwo o nieco ciemniejszej barwie i wyraźniejszym aromacie, które dziś już nie robi na mnie takiego wrażenia jak kiedyś. Karmel, obfita słodowość oraz przeciętna owocowość to jego znaki szczególne.
- Książęce Jasne Ryżowe – w sprzedaży tylko latem, ale jest to najlepszy z tej serii pils o zdecydowanym chmielowo-trawiastym zapachu z delikatną nutką iglaków i żywicy. Piwo jest bardzo rześkie i lekkie, lekko słodowe, zakończone przyjemną goryczką.
- Książęce Chlebowo Miodowe – najnowsze dziecko w rodzinie, niestety zdecydowanie najgorsze ze wszystkich. Pod przykrywką słodu, karmelu, opiekanego pieczywa i subtelnych suszonych owoców istnieje wyraźna pustka, wodnistość oraz niska pełnia. Wcześniej w zimowej odsłonie występowało Korzenne Aromatyczne i Burgundowe Trzy Słody.
Grupa Żywiec
Bracki Browar Zamkowy w Cieszynie od dawna jest perłą w
koronie całej Grupy Żywiec, jeśli chodzi o stare i tradycyjne metody
produkcji. To mały i niezbyt nowoczesny obiekt, w którym stosuje się w zacieranie
dekokcyjne, otwarte kadzie fermentacyjne i otwarte zbiorniki leżakowe
(żadnego HGB i olbrzymich tankofermentorów). Nie dziwi więc fakt, że macherzy z
GŻ uczynili go jeszcze bardziej wyjątkowym. Wraz z początkiem 2015 roku
Cieszyński browar został formalnie wyłączony z Grupy Żywiec i stał się
oddzielną spółką (oddzielną, ale nadal jest zasilaną ze wspólnej kasy). Cieszyński
zakład od tej chwili specjalizuje się w produkcji „piw regionalnych”, które
mają być konkurencją dla mniejszych browarów. Na dzień dzisiejszy warzy się
tam Brackie, Brackie Mastne, Żywiec Porter, sezonowo Grand Championy i od
niedawna też Żywiec APA. W planach jest natomiast nowy lager, stout,
koźlak i weizen. Wow!
Plany zapowiadanych piw brzmią ciekawie, ale póki co
wicelider rynku (30%) walczy z konkurencją takim oto nowym orężem:
- Żywiec Marcowe – przeciętnej jakości trunek o wybitnie słodowym charakterze z nieznaczną domieszką chleba i zbóż w aromacie. Piwo jest za bardzo jednowymiarowe, za słodkie i za słabo zbalansowane.
- Żywiec Bock – nowe wcielenie koźlaka jednym smakuje, a innym wręcz przeciwnie. Piwo trąca wyraźnym karmelem, tostami i opiekanym słodem. Jest pełne i treściwe w smaku, jednak zanadto alkoholowe jak na ten woltaż.
- Żywiec Białe – oficjalnie nigdzie tego na napisano, ale to chyba ma być witbier (chociaż krążą słuchy, że to dolniak!). Tak, czy siak piwo pachnie poprawnie i nawet stylowo, ale w smaku jest zbyt płaskie i nieco brakuje mu pełni.
- Żywiec APA – miała być rewolucja, a jednak nie jest. Pierwszy koncerniak na „amerykańcach” pachnie cytrusami, żywicą, tropikami i sosną. W smaku dzieje się podobnie, jednak goryczka jest tępawa, pełnia zbyt niska, a słodowość wyraźnie mdła. Brakuje tu świeżości, rześkości i odrobiny pazura.
Carlsberg Polska
Najmniejszy z całej trójki (ok. 19% rynku) posiada
jednocześnie najsłabszy kaliber, biorąc pod uwagę pole rażenia wśród
rodzimej konkurencji. CP niby też się stara, wprowadza nowe marki piw, ale
powiem szczerze, że ich oferta wypada najbardziej blado. Ich uzbrojenie to
linia piw Sezonowe, która co ciekawe idzie dwukierunkowo. Jeden kierunek to
Sezonowe wyroby dystrybuowane największą w Polsce siecią sprzedaży detalicznej
z czarno-czerwonym owadem w logo. Drugi koncept to również Piwo Sezonowe, ale
można je kupić w niemal w każdym spożywczaku, nawet u pani Ani za rogiem.
Biedronkową ofertę przemilczę (Sezonowe Chmielowe,
Rześkie, Złociste i Grzane), bowiem nie są to trunki godne absolutnie
najmniejszej uwagi i niejednokrotnie ocierają się o granicę pijalności.
Natomiast u pani Ani można kupić:
- Piwo Sezonowe Świętojańskie – niefiltrowany lager, który posiada wyraźne wady z DMSem na czele. Płaski i wodnisty smak, dziwny kwasek, a nawet stęchlizna i mdłe posmaki. Omijać z daleka.
- Piwo Sezonowe Dożynkowe – trochę lepsze niż poprzednik, ale i tak niezbyt wyróżniające się. Nikły, wręcz nijaki słodowy aromat. W smaku niemal identyczne z lekkim kwaskiem na finiszu.
- Piwo Sezonowe Wielkanocne – pomijając za niski jak na styl ekstrakt, jest to całkiem smaczny i złożony koźlak. Ciemne słody, wyraźny karmel, opiekane zboża, skórka chleba i słonecznik to jego niepodważalne plusy.
- Piwo Sezonowe Świąteczne – aromatyzowany ciemny lager okazał się być wcale niezgorszym piwem świątecznym. Nie brakuje tu korzennych przypraw, ciemnych słodów, karmelu i czerwonych owoców. Jedynie alkohol troszkę przeszkadza.
Czarno na białym widać, że w ciągu ostatnich kilku lat
koncernowe portfolio uległo pewnym i zauważalnym zmianom. Wszyscy
czołowi gracze mają w ofercie produkty z tzw. górnej półki, które
przynajmniej w teorii mają skutecznie konkurować z ofensywą mniejszych
browarów, w tym i rzemieślniczych. Póki co jednak, w piwnej ofensywnie
giganci rynku (z nielicznymi wyjątkami) wypadają raczej blado i nawet nie
zbliżają się jakością, a tym bardziej pomysłowością do craftowych
projektów. Tak, czy siak dobrze, że zauważyli w końcu skrywany potencjał
„maluszków”, którzy z mozołem mrówki zmieniają powoli oblicze polskiego
piwowarstwa.
Wydaje mi się, że wcale nie chodzi tu jednak o skuteczną
konkurencję z rzemieślnikami i browarami regionalnymi, bo to dwie – dość
znacznie różniące się strategią – sfery rynku i ciężko tu o bezpośrednią
rywalizację.
Tak naprawdę koncerny to najbardziej konkurują, ale
między sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz