Przejdź do głównej zawartości

DUKE OF FLANDERS


ALK.7%. Ludziska właśnie pękło pół tysiąca lajków na fejsie, jest więc co świętować! Przyznam, że czaiłem się na ten moment jak gepard na antylopę i na tę wyjątkową okazję przygotowałem równie wyjątkowe piwo – jedno z najbardziej specyficznych, oryginalnych i chyba najrzadszych polskich specjałów. Do tej pory w kraju nad Wisłą doczekaliśmy się tylko dwóch reprezentantów stylu Flanders Red Ale i to w bardzo limitowanych ilościach.  Zresztą nawet na świecie piwa takie uchodzą za białe kruki (no, może poza Belgią skąd się wywodzą).
Duke of Flanders poza tym, że to bardzo rzadki trunek, to jeszcze porządnie straszy ceną – dla mnie był to największy w historii wydatek na polskie piwo. 27 PeeLeNów za niespełna 400ml... Mój portfel przez tydzień nie mógł się pozbierać ;p
Flanders Red Ale to przedstawiciel szeroko pojętego barrel aged beer. Wyrób Browaru Szałpiw przez okrągły rok leżakował w starej, dębowej beczce po czerwonym winie Bordeaux, dzięki czemu nabrał wielu charakterystycznych cech przypisywanych czerwonym, wytrawnym winom. W teorii bakterie obecne w drewnie powinny sowicie skwasić wlane doń piwo. Ponoć jest to najbardziej winny ze wszystkich stylów piw na świecie. Let’s go!


Pędzę po korkociąg i otwieram. Trunek nalał się z głośnym sykiem, którego nie powstydziłaby się nawet Coca-Cola. Na powierzchni uformowała się niewysoka i drobno ziarnista piana o jasno beżowej barwie. Niestety tak jak w przypadku ww. napoju gazowanego, nie jest ona mocną stroną dzisiejszego specjału. Piana znika szybko i bezpowrotnie.
Kolor piwa wcale nie jest taki czerwony jak sugeruje to nazwa. Właściwie to widzę tu miedziano-brązową barwę, pod światło mieniącą się burgundowymi refleksami.
Aromat faktycznie przypomina niektóre czerwona wina, chociaż bliżej mu chyba do win różowych i to na pewno nie wytrawnych lecz półsłodkich. Mamy tu sporo akcentów dojrzałych śliwek (nie suszonych), trochę czereśni, wiśni i czerwonej porzeczki. W tle majaczy coś na kształt lekko opiekanego słodu, subtelnej słodkiej czekolady, wanilii i cukru inwertowanego, kojarzącego się z miodem.  Całość cechuje się równowagą pomiędzy słodyczą, a kwaskowatością.

W smaku piwo dużo bardziej zbliża się do czerwonego wina, ale nadal nie jest ono w stu procentach wytrawne. Oczywiście jak na piwo jest tutaj bardzo dużo kwachu o wyraźnie octowym zabarwieniu, nie mniej jednak szczypta słodyczy również się tu znajdzie. Pierwsze skrzypce gra wyraźnie kwaskowa owocowość (czerwona porzeczka, wiśnie, czereśnie, a chwilami nawet limonka). Na drugim planie natomiast występuje namiastka słodu, podszyta z lekka niewyraźnym akcentem miodowym. Nie jestem pewien czy jest tutaj jakaś goryczka, ale finisz jest bardzo kwaśny, wytrawny, taninowy i lekko ściągający.
Duke of Flanders faktycznie posiada w sobie zdecydowanie więcej cech wina niż piwa i w zasadzie spełnia większość wymogów stawianych flandryjskim czerwonym ejlom. Niby lekkie, ale ze względu na woltaż nieco zwodnicze; doskonale orzeźwiające; nieźle pijalne; zdecydowanie owocowe; raczej wytrawne; kompleksowe i złożone; pełne w smaku.
Największym dla mnie problemem jest brak wzorca – nigdy nie piłem piwa w tym stylu i dlatego nie mam skali odniesienia. Miałem co prawda do czynienia z lambikami, ale to nie zupełnie to samo.
Tak, czy siak piwo mi podeszło, zwłaszcza że nie jestem wielkim fanem półwytrawnych, czy wytrawnych win. Było to dla naprawdę ekscytujące i bardzo pouczające zarazem doświadczenie. Ten trunek, to po prostu klasa sama w sobie, majstersztyk wśród piw. Kto nigdy nie pił, ten nie będzie wiedział o co mi chodzi.
OCENA: 8/10
CENA: 26.90ZŁ (Skład Piwa)
BROWAR SZAŁPIW//BROWAR BARTEK

Komentarze

  1. Skoro "Duke" to taki rarytas to chyba się skuszę. Od pół roku widzę że stoi w sklepie jedna sztuka za 29zł. Być może to moja jedyna okazja w życiu żeby go kupić więc Twój artykuł mnie do tego przekonał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ma ktos to cudo z pierwszej warki w sprzedazy jeszcze?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki