Kontynuujemy szalony „Tydzień z Browarem Piwoteka”.
Czas na trunek nr 3.
Jeśli w tym kraju istnieje jakieś piwo, które nie
jest RISem lub porterem bałtyckim, a ja napaliłem się na niego jak babcia na
krem Corega, to musi to być Ucho Od Śledzia. Chorowałem na nie od dawna, ale
jakoś w „moim” sklepie go nie było, a jak raz było to jakimś cudem mi umknęło. No,
ale wiadomo – co się odwlecze, to nie uciecze.
Jeśli ktoś z Was jeszcze o nim nie słyszał, to z
chęcią wyjaśniam. Ucho Od Śledzia to Foreign
Extra Stout z płatkami owsianymi, słodem wędzonym i śledziami w
składzie!!!! Tak. Śledzik. Taki sam, co to go do wódeczki zagryzamy. A tak
dokładniej to część rybek, która tu trafiła była wędzona, a część zupełnie
świeża, ale mniejsza o większość. Ważne jest to, że jest to jedno z
najsłynniejszych piw od Piwoteki i jednocześnie jedno z najbardziej
odjechanych (pod względem składu), które zostały w tym kraju zmajstrowane. Lecimy z koksem, czy może
raczej ze śledziem ;)
Piwo w szkle wygląda cudnie. Po prostu palce lizać.
Ślinotok murowany. Jest czarne jak Twój najczarniejszy koszmar. Nie ma mowy o
jakichkolwiek prześwitach. Do tego ta piana! Obłędna, puszysta, drobna, głęboko
beżowa, zwarta, nieziemsko trwała. Mam wyliczać dalej? Naprawdę genialnie się
to prezentuje. Szacun.
Jak wspominałem nie piłem nigdy tego piwa, któremu
piwosze zarzucają w zasadzie zupełny brak obecności akcentów śledziowych. Mimo
śledzia w składzie, nie czuć go. Co najwyżej część osób wspomina o jakiejś
mineralności, soli morskiej i tego typu klimatach. No, a jak wiadomo to nie to
samo, co nasza narodowa zakąska do okowity. Ponoć receptura najnowszej warki
jest wciąż taka sama, a przynajmniej jeśli chodzi o ilość rzeczonej ryby,
topionej w tanku (taki żarcik). No więc jak to jest z tym śledziem? No kuźwa ja
go tu nie czuję. Mlaskam na lewo i prawo, wywijam ozorem, ale śledzia jak nie
było tak nie ma. Piwko jest bardzo dobre. Jest przyjemnie palone, wyraźnie
kawowe, lekko czekoladowe. Czuć nawet tą dymną wędzonkę, ale śledzia (sorry za
mięso) ni chuja! Ani świeżego, ani wędzonego. Jestem wyraźnie rozczarowany. Lud
miał jednak rację :( Zgodzę się również z tą mineralnością.
Coś tam na języku zostaje, ale są przecież piwa o takich klimatach i niepotrzebny
jest im kontakt ze śledziem. Subtelna palona goryczka też jest spoko.
Generalnie piwko gitara, tylko ten śledź zjebał sprawę.
Wącham i dalej szukam śledzika. Aromat nie jest
mocno intensywny. Piwo już mam dosyć ciepłe, więc jeśli nie teraz to kiedy? No
chyba jednak nigdy. Ponownie wypadałoby rzucić mięsem, ale może jakiś dzieciak będzie to czytał, więc
się powstrzymam. Naprawdę zapach może się podobać, ale kupując to piwo ludzie
szukają czegoś innego. Zostać zrobionym w balona naprawdę nie jest fajne. Mamy
tu przyjemnie palone słody, lekką wędzoną nutę typu szynkowo-ogniskowego. Jest
także fajna, świeża kawusia oraz tony czekolady deserowej, może też nieco
pralinek, gorzkiego kakao, a nawet ociupinka suszonych owoców. W sumie jest
wszystko co powinien mieć w sobie śledziowy FES za wyjątkiem śledzia właśnie.
Całość jest dość pełna w smaku, dobrze zbalansowana
i to pomimo niewysokiej goryczki. Finisz sprawia półwytrawne wrażenie, choć
samej słodyczy jest bardzo niewiele. Piwo jest przyjemnie gładkie (płatki
owsiane zdały egzamin), wręcz aksamitne. Lekko wędzone klimaty także świetnie
się tu komponują. Naprawdę trunek mi smakuje. Jako dymiony FES robi robotę, ale
jak wiadomo każdy człek kupując to piwo napala się głównie na śledzika, prawda?
No, a jeśli takie piwerko zakupisz i owego śledzika w nim totalnie nie czuć,
inaczej mówiąc możesz go sobie w dupę
wsadzić, no to człowiek ma prawo być wkur… prawda? Gdyby przy takiej formie
czuć go było chociaż odrobinkę, to byłaby ósemeczka jak nic. Niestety za
rzekome obietnice się srogo płaci, dlatego właśnie taka, a nie inna nota.
OCENA: 6/10
CENA: ok 9ZŁ
ALK. 5,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.04.2017
BROWAR PIWOTEKA
Komentarze
Prześlij komentarz