Jak wiecie kilkanaście dni temu zrobiłem sobie na
blogu „tydzień z porterem bałtyckim”, kiedy to przez sześć kolejnych dni z wielkim
zamiłowaniem i premedytacją wlewałem w siebie porterowe nowości. To znaczy
nowości na blogu, bo np. porter z Podgórza to już stare dzieje. Zabieg ten
skutecznie opróżnił moją piwniczkę z tego typu napitków. Zostało jeszcze kilka
RISów, ale to już inna bajka. No więc wyobraźcie sobie, że minęło zaledwie
półtora tygodnia, a mogę już robić kolejny „tydzień z porterem bałtyckim”! Świadczy
to co najmniej o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że jestem zdrowo pierdolnięty na
temat tego stylu piwa. Po drugie, że w Polsce trwa właśnie porterowy zawrót
głowy. Z tego drugiego faktu należy się oczywiście tylko i wyłącznie cieszyć,
natomiast z tego pierwszego niekoniecznie. Zostawmy jednak te moje dywagacje,
bo oto jeden z nich. Z tych nowych porterów znaczy się. Porter Bałucki z
Piwoteki. Jest to druga warka tego piwa, w której zmieniono nieco recepturę.
Nie znam jednak szczegółów tego procederu. Nie piłem pierwszej warki, więc i
tak nie miałbym porównania.
Wyróżnikiem tego napitku są dębowe płatki sherry (wery najs) oraz drożdże górnej
fermentacji (sic!). Tak drodzy czytacze. Kolejny po Konstancinie i Baranie z
Jajem „bałtyk” na „górniakach”. Nie zamierzam z tego powodu bojkotować tego
piwa, ale naprawdę nie rozumiem takiego postępowania. Jaki jest tego cel? Żeby
zyskać te kilka dni na fermentacji? Żeby piwo było bardziej zadziorne? Żeby
celowo upodobnić je do RISa? Naprawdę nie potrafię tego rozkminić. Porter
bałtycki powinien być rdzennym lagerem i kropka! To mówię ja – Amator Piwa kurna
jego mać!
Z tego co mi wiadomo rodzaj drożdży w tego typu
piwie odgrywa raczej niewielką rolę. Tu zasyp (słody) ma robić robotę, no i
ewentualne dodatki. Dlatego też Porter Bałucki smakuje dość porterowo. Jest
sporo słodko-gorzkiej czekolady, są palone słody, ale nie w jakichś
ekstremalnych ilościach. Towarzyszy im przyjemna nuta kawy zbożowej, kakao i
odrobina lukrecji, która jest jednym z wyróżników porteru bałtyckiego. W tle
można też dostrzec lekkie echa suszonych owoców, cukru trzcinowego oraz subtelne
muśnięcie orzechem laskowym i mokrym drewnem. Smaczne to jest, nawet bardzo.
Smaczne i ułożone. Alkoholu nie czuję praktycznie wcale. Wysycenie jest średnie
w kierunku niskiego, czyli w tym wypadku optymalne. Goryczka nie udziela się
tutaj jakoś szczególnie mocno. Jej moc jest stosunkowo niewielka, ale to jednak
wystarcza by zbalansować słodową pełnię. Piwo nie jest za słodkie. Nie ma
takiej opcji.
Do wyglądu także nie sposób się przyczepić. Całość
prezentuje się naprawdę przepięknie. Piwo jest totalnie czarne (co nie jest w
stylu, ale ja na takie rzeczy raczej nie patrzę), a wieńczy je obfita czapa
beżowej piany. Drobnej, mega puszystej i niebywale trwałej. Pianka lejsinguje przeciętnie i do miszczów tego tematu nawet nie ma
startu. Ale cóż to znaczy w stosunku do smaku i zapachu, który piwo oferuje?
W smaku już wiecie o co kaman, no to teraz aromat. Jest dość wyraźny, choć daleki od
urywania nosa. Całość pachnie słodkawo, czekoladowo, lukrecjowo. Czekolada
deserowa przejmuje ster i nie oddaje go, mimo usilnych starań odbicia go przez
lukrecję. Walce tej z politowanie przygląda się przyjemna nutka kawy zbożowej,
karmelu i dębiny! Tuż za nimi, jak mysz pod miotłą, cichutko siedzą subtelne
tony prażonych słodów, cukru kandyzowanego, suszonych owoców i ponownie
orzechów. Alkohol delikatnie pobrzmiewa, ale sprawia miłe likierowe wrażenie. Bardzo
przyjemnie to pachnie. Nie jest to oczywiście jakiś mistrzowski poziom, ale
naprawdę piwko pachnie zacnie :)
Cieszę się jak mysz z nowej porcji Ementalera z racji
tego, że wióry dębowe z beczki po Sherry
naprawdę coś wniosły do tego piwa. Oczywiście to nie to samo, co bezpośrednie
leżakowanie w beczce, no ale naprawdę jest spoko. Całe piwo jest bardzo spoko.
Pełnia jest duża, treściwość także niczego sobie. Ciecz jest umiarkowanie
gęsta, ale przypominam, że to tylko 20° Plato, więc do likieru, czy syropu mu
daleko. Goryczka też jest jak najbardziej w stylu. Na pewno nie przegięta, ale
też nie za słaba. Piwo nie zamula i nie jest jakieś strasznie słodkie, choć z
drugiej strony do całkiem wytrawnych daleko mu jak stąd do Hollywood. No, ale
to przecież dobrze. Całość pije się dość żwawo, jak na te parametry. Smakuje mi
ten porter. Nawet bardzo.
Teraz zapewne zapytacie mnie, po co ta cała heja, że piwo na górnych drożdżach? Przecież
smakuje to jak czystej postaci porter bałtycki. No w sumie tak. To ja zapytam, czemu
to nie jest lager? Jestem niemal pewien, że wrażenia byłyby nader zbliżone.
OCENA: 8/10
CENA: ok 9.50ZŁ
ALK. 8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 20.06.2017
BROWAR PIWOTEKA
Komentarze
Prześlij komentarz