Przejdź do głównej zawartości

EISBOCK GRAND PRIX z PINTY



Jest! Mam go! W końcu się doczekaliśmy wymrażanego koźlaka z Pinty. Jest sztos, jest moc, będzie dobrze. Wierzę w to. Nie może być inaczej :)
Na początek kilka słów wyjaśnienia, dla tych, co to nie śledzą zbytnio polskiej sceny piwnego craftu. Eisbock Grand Prix to piwo uwarzone wg receptury Artura Piasecznego, zwycięzcy 5. edycji Warszawskiego Konkursu Piw Domowych. Szacun dla chłopa. Jest to piwo bardzo szczególne. Jego całkowity czas „produkcji” wyniósł łącznie, aż 9 miesięcy! Chłopaki z Pinty robili z nim cuda-wianki. Najpierw warzyli i fermentowali, potem leżakowali, potem zamrażali, później znowu leżakowali. W międzyczasie przynosili mu kapcie, poranne gazety i pilot od dekodera Polsatu. Dbali o nie jak o własne dziecko. Powaga. Efekt? Nielichy mocarz: 27°Plato, 11,2% alko. Moja facjata, jak widzi takie parametry natychmiastowo przybiera kształt pewnego żółtego, podłużnego, lekko zakrzywionego owocu ;D
Koźlak lodowy od Pinty to w zasadzie dopiero trzecie tego typu piwo w Polsce. Wcześniej światło dzienne ujrzało wymrażane WWA z Bazyliszka i słynna Buba Extreme, co prawda w trzech wersjach, ale piwo bazowe było jedno. Na dniach wymrażane DIPA oraz RISa wypuści także Browar Spółdzielczy. Czyżby zaczynała nam się lansować nowa moda w polskim crafcie? Być może, ale kilka rzeczy o wymrażaniu trzeba wiedzieć – jest to proces bardzo kosztowny i zazwyczaj dość długi. Marnuje się przy tym jakieś 30-50% piwa i nie na każdym sprzęcie da się to zrobić.
Jaram się jak Rzym za Nerona, bo w mojej birgikowskiej karierze nigdy jeszcze nie piłem żadnego wymrażanego piwa. Jakoś do tej pory nigdy nie było mi dane spróbować niemieckiej klasyki, bo to właśnie tam zrodził się ten rodzaj napitku. Wymrażać można oczywiście każde piwo, ale w świecie to właśnie koźlaki wiodą tutaj prym.



Jak na wymrażanego jegomościa parametry nie są jakieś powalające (Buba miała np. 16% alko), można by je spokojnie uzyskać normalną metodą produkcji, jednak mimo to czuję sporą dawkę adrenaliny. Dreszczyk emocji nie opuszcza mnie od chwili zakupu tego specjału.
Łapki drżą, mróz trzyma, ale dziarsko otwieram Eisbocka od Pinty. Piwo ładnie się prezentuje. Jest prawie że idealnie klarowne, burgundowo-miedziane w barwie z ładnymi rubinowymi refleksami (nie pytajcie mnie skąd znam takie kolory, widocznie w poprzednim wcieleniu musiałem być kobietą ;p ). Pianka też niczego sobie – bardzo obfita, mieszano ziarnista, puszysta i trwała, w kolorze ecru (na bank musiałem być kobietą).
W ustach jest bardzo dobrze. Piwo jest gęstawe (choć nie jakoś szalenie gęste), pełne w smaku, niezwykle gładkie, treściwe i niesamowicie ułożone. I tu niby jest ponad 11 voltów? Wolne żarty. Dałbym co najwyżej 8. Dominuje opiekana słodowość. Mocna i zdecydowana jak moja żona tuż przed zakupem kolejnej pary butów. Są melanoidy, wszędzie walają się tosty, skórka od chleba, ciemne pieczywo, a wszystko to polane jest subtelnym karmelem. Nie, nie jest zbytnio słodko. Czuć też chmiel i dosyć wyraźne suszone owoce, a nad wszystkim czuwa bardzo przyjemna goryczka. Krótka, niezalegająca, niezbyt mocna, ale wystarczająca. Dobrze skomponowany smak czuję w tym piwku. Strasznie ułożony i taki kompletny. Pije się żwawo i bez oporów, choć przyznam, że tych 27 ballingów za bardzo tu nie czuję.

Czas na wąchanko. Jest dobrze, może nawet więcej niż dobrze, ale do orgazmu wciąż daleka droga. Tu również piwo sprawia wrażenie konkretnie ułożonego. Delikatny alkohol majaczy gdzieś na horyzoncie, ale absolutnie nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, wywołuje konotacje z jakimś drogim owocowym likierem, bo owoców jest tu całkiem sporo. Suszona śliweczka, rodzyneczki, figi, daktyle – tego typu klimaty. To wszystko podszyte jest solidną dawką opiekanej słodowości. Jest też karmel, tosty, przypieczony spód od ciasta, odrobina toffi, melasy i nutka chmielowych aspektów. Bogactwo pełną gębą. Zapach naprawdę ukłuje nie jedno serduszko. Piękna sprawa, ale czy to wszystko jest adekwatne do wymrażania i całej otoczki towarzyszącej temu piwu?
Nie ulega wątpliwości, że to bardzo smaczny trunek. Dość złożony, pełny w smaku, odpowiednio treściwy, dobrze zbalansowany. Jednak odnoszę wrażenie, że czegoś mi tu brakuje. Czegoś wybitnego, niespotykanego, jakiegoś pierwiastka zajebistości, który wprawiłby pijącego w odmienne stany świadomości. Czegoś urywającego wiadomą część ciała. Niestety tutaj tego nie ma. Piwo jest bardzo dobre, ale moje oczekiwania były jeszcze większe. Śmiem twierdzić, że bez problemu znajdę kilka innych koźlaków na tym samym poziomie i to bez wymrażania rzecz jasna.
OCENA: 8/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 11,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.01.2020
BROWAR PINTA//BROWAR NA JURZE

Komentarze

  1. ale to też kolejny kamyczek do poprzedniej dyskusji. Z tego co piszesz piwo niczego nie istotnego nie urwało.
    Jednak jego proces technologiczny był niewątpliwie droższy od poprzedniego bohatera a cena znacząco niższa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No raczej. Tutaj nie miałem żadnych aluzji cenowych, bo wiem że cena jest na odpowiednim poziomie. Zresztą Pinta od zawsze należy do tych browarów, którym nie tylko zależy na tym, aby "się nachapać".

      Usuń
  2. Dla mnie to piwo to porazka. Jedyny plus to piana i barwa.
    Aromat: chleb i delikatnie przypalony karmel, w tle jakas rodzynka. Nic wiecej. Co gorsze po 2 3 minutach od nalania piwo pachnialo niczym !!! ( nie pilem schlodzonego).
    Smak: karmel, chleb, minimalna slodycz, jakis akcent suszonych owocow. Chmielu brak. Alkoholol w tle.

    Jak na 27 blg i 11% to okazalo sie porazka stulecia.
    Zwykle kozlaki z niemiec okazuja sie lepsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym wspomniałem, choć aż tak złe jak Tobie mi się nie wydawało. Dzięki na komentarz ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

Okocim IPA z Mango i Pigwą

  Książęce IPA jest z nami od początku 2018 roku. Żywiec IPA dwa miesiące krócej. Okocim IPA natomiast dopiero od kilku dni. Jestem w ciężkim szoku, że to tak długo trwało. Z „wielkiej trójcy” koncernów to właśnie Carlsberg Polska miał i wciąż ma najsłabszą ofertę piwną. Przynajmniej dla beergeeka , tudzież szanującego się piwosza. W zasadzie oprócz niezłej pszenicy i dobrego portera, to wieje nudą jak cholera. Niby mieli kiedyś serię „Piwo Sezonowe”, czy „Kasztelan Specjały”, ale to trwało chwilę i poza koźlakiem i świątecznym nic bym nie polecił. No i mamy 2025 rok i oto w końcu - niemal na białym koniu - pojawia się IPA marki Okocim. Oczywiście z „wkładką” owocową, bo jakże to mieli zrobić uczciwą ipkę opartą tylko na chmielach? Przecież tego nikt by się chwycił ;> W składzie mamy sok z mango, z pigwy oraz z jabłek. Niestety na samym końcu składników znalazły się… aromaty! Jakże by inaczej. W sumie to nawet się nie zdziwiłem tym faktem. Z chmieli do kotła dali polską S...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada...

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymaw...

WIELKI TEST PIW W ZIELONYCH BUTELKACH

Oj, dużo Harnasi musieli wyduldać osiedlowi żule przez czas, który minął od ostatniego Wielkiego Testu w gronie moich najlepszych znajomych. Prawie półtora roku trzeba było czekać na to, jakże fajne wydarzenie, ale jak to zwykle bywa nie zawsze każdemu pasowały terminy. No, ale jak już się spotkaliśmy to i się działo ;) Szesnaście różnych piw, ale o co najmniej jednym wspólnym mianowniku. Ilość bodajże rekordowa spośród naszych testów, ale przecież rynek pod tym względem nie zawodzi. Zielone butelki są wszędzie, bo przecież te piwa są takie chmielowe ;) Do sedna zatem. SPRAWY TECHNICZNE Tak jak było wcześniej, tak i teraz – anonimowe próbki, piwa odpowiednio schłodzone, dziesięciopunktowa skala i później średnia arytmetyczna naszych ocen. Pod uwagę braliśmy przede wszystkim poziom nachmielenia, jak również rześkość, pijalność oraz poziom i jakość goryczki. No i oczywiście wady, które niekiedy też miały miejsce. Przy okazji wyjaśniłem testerom czym jest ”zapach skunksa...

Łomża Jasne (zielona butelka) vs Łomża Jasne (brązowa butelka)

  Na blogu było już porównanie Perły Chmielowej i Namysłowa Pils w brązowych i zielonych butelkach. Pora więc uczynić to samo z piwem Łomża Jasne, które zrobiło się szalenie popularne w ostatnich latach. Mimo różnych flaszek, teoretycznie są to te same piwa, ale jak pokazała praktyka, rzeczywistość może być zgoła odmienna. Nie ma tu jakiejś wielkiej historii z tym związanej. Mniej więcej od pół roku w Żabce można nabyć Łomżunie Jasną w brązowej butelce zwrotnej. Dotychczas jak sądzę, była ona dostępna tylko wokół komina. Taka sytuacja ma miejsce także w przypadku Perły Chmielowej. Z jakiegoś powodu jednak Van Pur postanowił to zmienić. Dzięki czemu w całym naszym kraju cebulactwem płynącym, możesz kupić także brązową butlę. To koniec opowieści „Z mchu i paproci”. Degustację porównawczą czas zacząć. Łomża Jasne (zielona butelka) Złociste i klarowne piwo okryło się średnio obfitą pianą. Dość drobną, puszystą i umiarkowanie trwałą. Łomża z zielonej flaszki smakuje całkiem ...