Przejdź do głównej zawartości

ZAWIERCIE TRIP cz.I - BROWAR JANA



Pewnego pięknego dnia (a była to środa) wziąłem sobie wolne w pracy, wsiadłem w samochód i pojechałem w długą do Zawiercia odwiedzić Rzemieślniczy Browar Jana. No dobra, bez przesadyzmów, około 40 km to jeszcze nie „długa”. Choć podróż była niedaleka, to jednak wyjątkowo powolna. Tego dnia akurat od samiutkiego ranka sypało śniegiem jak jasna cholera – nawet drogi krajowe były białe! Nasi drogowcy jak zwykle zaspali, w związku z czym musiałem 150 kucyków  w mojej beemwicy trzymać mocno na wodzy ;)
Na miejsce dotarłem jednak punktualnie, czyli o równej 10 a.m. Czekał tam na mnie Wiktor Saczuk – kierownik produkcji, czyli mówiąc inaczej główny piwowar. Oczywiście nie wlazłem tam wprost z ulicy jak wieśniak jakiś. Byłem wcześniej umówiony – tu podziękowania należą się Sylwii Madej-Ratajczak. Wiktor to naprawdę spoko gościu, bardzo sympatyczny i szczery młody człowiek. Rozmawiało mi się z nim nadzwyczaj swobodnie, miałem wrażenie, że znamy się kilka lat, a przecież chłopa widziałem pierwszy raz na oczy.


Browar Jana znajduje się na przedmieściach Zawiercia. Z ulicy go nie widać, bo zasłania go wielkich rozmiarów wypasiony, czterogwiazdkowy Hotel Villa Verde z basenami w środku i na zewnątrz, z kortami tenisowymi, boiskami, z saunami, dżakuzzami, rurami, SPA, Parkiem Eventowym i Bóg wie czym jeszcze. Nawet łazienki tam mają. Poważnie. Wiem, bom we wrześniu jedną dobę tam spędzał melanżował ;) Majom tam nawet niewielki stok narciarski z wyciągiem usypany od zera!
Właścicielami całego kompleksu, jak i browaru są Krystyna i Jan Łapaj. Browar jak łatwo się domyśleć nosi nazwę od imienia założyciela tego przedsiębiorstwa. Jego rozruch nastąpił gdzieś w połowie 2015 roku, a liczby piw od tamtej pory wyprodukowanych nie zna nawet sam Wiktor Saczuk (taki młody chłopak, a już skleroza).
Browar to w zasadzie budynek z blachy (jak wszystko teraz), powstały w miejscu dawnej pralni hotelowej, która nie została zburzona, a otoczona ścianami browaru. Taka kurde sytuacja.




Wycieczkę rozpoczęliśmy od niewielkiego magazynu słodu, gdzie znajdował się młynek/śrutownik do słodu oraz kilka palet z workami różnej maści wiadomego surowca. Następny punkt to dwunaczyniowa warzelnia o wybiciu 20hl, co daje jakieś 7 tys. hl rocznie mocy produkcyjnych. Jeden zbiornik to kadź zacierno-warzelna, drugi to nieco zmodyfikowany whirpool, pełniący funkcję kadzi wirowej i zwykłej kadzi filtracyjnej. Peszek chciał, że piwa akurat w tym czasie nie warzono, a zbiorniki stały wypucowane i czekały na kolejną partię piwa do ugotowania. Sprzęt oczywiście dostarczyła firma Minibrowary.pl. Wszystko jest tu zautomatyzowane i skomputeryzowane. Piwowar naciska tylko przyciski, a piwo robi się samo. Taki żarcik…
Następnie przeszliśmy do drugiego pomieszczenia, które pełni funkcję fermentowni i leżakowni zarazem. Stoją tam różnej pojemności tanki (Wiktor mówił ile hekto, ale kto by to wszystko spamiętał?). Po prawej są tylko tanki leżakowe, po lewej zaś stożkowe tankofermentory. Wszystko odziane płaszczami i chłodzone glikolem. Jest to przybytek na tyle nowoczesny, że ciepło odzyskiwane jest na przykład z agregatów chłodniczych, a nawet z pasteryzatora. W trakcie mojej wizyty jeden z czterech pracujących tam warzelanych walczył z wężami, końcówkami i innymi złączkami, nalewając jakieś piwo do petainerów, a przynajmniej tak to wyglądało.




Tanki leżakowe to zazwyczaj najprzyjemniejszy punkt zwiedzania każdego browaru, bo  można się tam napić piwka. A myśleliście, że po co ja tam pojechałem? ;p Wiktor zaproponował mi wpierw nowość, która za kilka tygodni jak sądzę ujrzy światło dzienne. Rzeczony Milk Stout jednak wypadł dość blado – doszukałem się tam nawet siarki. Być może za te kilka tygodni siarka się ulotni i piwko będzie OK.

Drugim trunkiem spróbowanym w Janie był znany już Vato LocoWest Coast IPA. Nie piłem go nigdy wcześniej, ale w rzeczy samej robi robotę. Jego zapach poczułem jakiś metr od miejsca, gdzie nalewał je mój przewodnik. A trzeba mieć na uwadze, że ciecz miała temperaturę ok 1°C!
Następnie na ruszt wrzuciłem najnowszą warkę Rudolfa. Piwo to ma swoją dość dziwną historię, bo jego nazwa się co prawda nie zmieniła, ale zmienił się styl kryjący się pod tą nazwą. Obecnie Rudolf to imperialna pszenica (Weizen) z której aż buchało bananami i goździkami. Naprawdę bardzo mi podeszło. 

Dalej przycupnęliśmy przy tanku z… porterem bałtyckim o ekstrakcie 22 Plato (a może 21?). Piwo będzie miało swoją prapremierę w styczniu w Święto Porteru Bałtyckiego, kiedy to w Polskę wyjedzie jego niewielka tylko część. Oficjalnie porter ten światło dzienne ujrzy dopiero w maju! Będzie miał wówczas już 9 miesięcy od uwarzenia, więc pełen szacun! W chwili obecnej piwo jest już nieźle ułożone, ma sporą pełnię, aromaty czekoladowe i suszonych owoców i to wszystko czuć było w temp. 1 stopnia Celsjusza. Zdaje sobie sprawę, że grzechem jest pić w tej temperaturze porter bałtycki, ale nie miałem czasu czekać, aż mi się w łapkach ogrzeje (choć oczywiście robiłem, co mogłem). Wiem, że jest jeszcze za młode, ale w maju wierzcie mi, że będzie sztos :D 
Później w kolejce był quadzik Oktavio, co go żem już na blogu oceniał. Najnowsza warka została jednak mocno podrasowana i ma, nie jak wcześniej 20,5°Blg, a 24! Nie wiem, kiedy będzie rozlew, ale dla mnie to piwo było już w tej chwili zajebiste. Bardzo gęste, rozgrzewające i wielowątkowe. Koniecznie trzeba będzie zakupić.
Po wojażach przy tankach udaliśmy się na linię rozlewniczą, która bezpośrednio łączy się z niewielkim magazynem wyrobu gotowego. Linia hulała pełną parą. Para była dosłownie, bo z pasteryzatora tunelowego. Butelkowane było akurat jakieś piwo od kontraktowca Trzech Kumpli – Browar Lotny, który się tam najwyraźniej zadomowił. Tylko kurna nie pamiętam nazwy tego piwa (skleroza, jak u Wiktora). 




Myślałem, że to będzie koniec wrażeń, ale wówczas Witek spytał, czy chcę spróbować piwa z beczki? Obaj wiedzieliśmy, że to pytanie typowo retoryczne. Przecież nie od dziś wiadomo, że piwne blogery jeżdżą po browarach tylko schlać mordę ;) 

Beczki, a w nich piwo, leżą sobie w oddzielnym budynku, który do złudzenia przypomina garaż. Specjalnie pojechałem zaparkować kilkanaście metrów, by nie blokować nikomu wjazdu. Jak się okazuje wjeżdża tam tylko piwo i to wężem wprost z browaru! W tym niby garażu cenka mi opadła tak nisko, że przez dobrych kilka minut miałem jęzor cały czas na wierzchu. Siedemnaście dębowych beczek (głównie po Jacku Danielsie) to naprawdę zacny i niezwykły widok. W środku czaił się RIS Zajcew. Tylko kurna nie wiem, czy wszystkie były pełne, bo nie zapytałem (dureń ze mnie). Próbując okiełznać jakoś mój ślinotok, patrzyłem co też Wiktor tam majstruje przy jednej z beczek. A on jakby nigdy nic, bierze jakieś kombinerki i wyjmuje gwoździa z beczki! To taki se skurkowańce sposób znaleźli na odszpuntowanie – pomyślałem. Po dłuższej chwili szarpania się z kawałkiem metalu z beczki, niczym z fontanny jakiejś wypłynął życiodajny płyn. Nie uchwyciłem początku, ale warto zerknąć na filmik :)




Degustowałem Zajcewa w zwykłej wersji na blogu i już był bardzo dobry, więc jak będzie smakował postarzany w beczce odpowiedzcie sobie sami. Ja już wiem, bo piłem! Było pyszne. Zajcew utrzymał swój dotychczasowy charakter, a jednocześnie wzbogacił się o wyraźne nuty mokrego drewna, wanilii oraz delikatnego burbonu. Piwo leżakuje tam już od marca i nie wiadomo, kiedy zostanie zabutelkowane. Nikomu z tym nie śpieszno, poza tym jak Wiktor powiedział – on o tym, nie decyduje. Od pociągania za sznurki jest ktoś inny.


Odwiedziny w Browarze Jana to bodajże moja najmilsza i najbardziej owocna wycieczka, jeśli chodzi o zwiedzane browary. Z mojego przewodnika, aż buchała szczerość. Co dziwne wcale mu się nie spieszyło, wręcz to ja musiałem go nieraz poganiać.
W tym miejscu chciałem jeszcze raz podziękować Wiktorowi oraz wspomnianej Sylwii za możliwość zrealizowania tego, co sobie już dawno zaplanowałem, ale z nieporadności wciąż odkładałem na później. Dziękuję!

Tuż po przyjacielskim uścisku dłoni wsiadłem w auto (wbrew pozorom piłem niewiele, po kilka łyczków każdego piwa) i udałem się do… tego dowiecie się w następnym wpisie z serii „wycieczki/wydarzenia” ;)

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz