Przejdź do głównej zawartości

KOMES PORTER MALINOWY




„Tydzień z Browarem Fortuna” czas zacząć :)
Kilka tygodni temu z sieci gruchnęła zajebiaszcza wiadomość. Taka, że z kapci może wyrwać. Taka, że spać po nocach nie można. Otóż Browar Fortuna wyprowadził konkurencji bardzo mocny cios - wydał na świat trzy mocarne piwa! Na raz, jednorazowo, w jednym rzucie. Jakby to powiedział pan Rewiński : „mają rozmach skur…”
Ja wiem, że Fortuna koło prawdziwego craftu nawet nie stała. Wiem, że dla prawdziwych beer geeków to zwykły, przeciętnej maści ‘browar regionalny’. Jednak za takie coś propsy się po prostu należą. Koniecznie trzeba unieść kciuk do góry. Bez względu na wszystko. Chociażby za odwagę, za pomysłowość, za męstwo, za to że mają cojones.
Pewnie to już wiecie, ale i tak muszę to napisać. Wykrzyczeć. Rzeczonymi piwami są dwa portery bałtyckie oraz potężny RIS!!! Nie jakaś popierdółka o 19 ballingach, tylko prawdziwy, tęgi i ciężki jak kowadło ruski imperialny Stout. Jest to dopiero drugi RIS pochodzący z niecraftowego browaru. Taka sytuacja.
Na pierwszy ogień jednak idzie u mnie jeden z porterów. Konkretnie uwarzony z sokiem malinowym i leżakowany z dodatkiem chili oraz wanilii. Jest to wariacja regularnego Komesa Porteru Bałtyckiego, która zapowiada się niezwykle interesująco. Co najmniej tak interesująco jak szczupła blondynka w Twoim łóżku, albo nawet dwie blondynki…


Komes Porter Malinowy prezentuje się przepięknie. Czarna jak noc barwa została spowita olbrzymią czapą beżowej piany. Trwałej, drobnej i sztywnej jak koci ogon. Piany, która opada w żółwim, ślimaczym, a może nawet w gąsienicowym tempie (jest takie?).
Aromat malinowy wyczułem już z daleka, ale nim zajmiemy się chwilę później. Pozwolę piwu się dobrze ogrzać, choć i tak oczywiście nie jest jakieś mocno zimne. W smaku nowy Komes jest dość słodki, a także wyraźnie malinowy. Do malin nieśmiało dołączają również dojrzałe wiśnie oraz echa suszonej śliwki. Na drugim planie pojawia się nuta przyjemnej czekolady deserowej, a tuż za nią kroczy odrobina łagodnej kawy, pralin i subtelnie palonych słodów. W tle majaczą lekkie cienie cukru trzcinowego, subtelnego chili i chyba karmelu. Od razu dodam, że tego chili jest tyle co kot napłakał. Jak nie będziesz wiedział o jego istnieniu, to możesz go nawet nie poczuć. Goryczka jest niewielka, a całość sprawia wybitnie słodkie wrażenie. Jednakże smaczne to jest i dość złożone. Alkoholu w zasadzie nie czuć. Brawo.

Zapach też wporzo, by nie powiedzieć zajefajny. Ze szkła rozlewa się po otoczeniu miks soku malinowego, palonych słodów i mlecznej czekolady. Maliny są równie wyraźne, co w smaku. Nie przytłaczają jednak zbytnio pozostałych składowych. Z tła natomiast delikatnie „buchają” akcenty stonowanego karmelu, szczypty wanilii oraz suszonych owoców. Tu również etanol został perfekcyjnie zamaskowany. Nawet Batman, by się takiej maski nie powstydził. Naprawdę ładnie to wszystko pachnie. Bardzo fajnie się to wciąga nosem. Może nie aż tak fajnie jak ‘biały proszek’, ale zapach faktycznie może mocno się spodobać.
Komes Malinowy to na pewno ciekawa opcja na rynku. Piwo jest pełne w smaku, złożone, treściwe i wyraziste w swojej wymowie. Może i jest trochę słodkie, ale po prostu ten typ tak ma. Tego nie zmienisz. Można się jedynie przyzwyczaić. Mimo balansu przesuniętego w wiadomym kierunku, pije się je dość żwawo. Oczywiście nie ma porównania do pilsa, czy innego Saisona, ale i tak piwo nawet nieźle wchodzi. Dodatkowe fanfary należą się za doskonale ukryty alkohol. Zrobili to wprost perfekcyjnie. Co prawda wanilia oraz chili występują tu w ilościach prawie, że homeopatycznych, ale niewielka to strata. Malina robi tu za typowego „czarnucha” i wspaniale jej to wychodzi. To w zupełności wystarcza.
OCENA: 8/10
CENA: 6.70ZŁ (Skład Piwa)
ALK.8,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 23.03.2018
BROWAR FORTUNA

Komentarze

  1. Po takiej zachęcającej recenzji zdecydowałem się przetrzymać rok to piwo.Myślę ,że słodycz trochę zniknie jak to miało miejsce w zwykłym komesie porterze.Dla mnie najważniejsze jest to ,że jest treściwe bo z ostatnimi warkami różnie bywało.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

Okocim IPA z Mango i Pigwą

  Książęce IPA jest z nami od początku 2018 roku. Żywiec IPA dwa miesiące krócej. Okocim IPA natomiast dopiero od kilku dni. Jestem w ciężkim szoku, że to tak długo trwało. Z „wielkiej trójcy” koncernów to właśnie Carlsberg Polska miał i wciąż ma najsłabszą ofertę piwną. Przynajmniej dla beergeeka , tudzież szanującego się piwosza. W zasadzie oprócz niezłej pszenicy i dobrego portera, to wieje nudą jak cholera. Niby mieli kiedyś serię „Piwo Sezonowe”, czy „Kasztelan Specjały”, ale to trwało chwilę i poza koźlakiem i świątecznym nic bym nie polecił. No i mamy 2025 rok i oto w końcu - niemal na białym koniu - pojawia się IPA marki Okocim. Oczywiście z „wkładką” owocową, bo jakże to mieli zrobić uczciwą ipkę opartą tylko na chmielach? Przecież tego nikt by się chwycił ;> W składzie mamy sok z mango, z pigwy oraz z jabłek. Niestety na samym końcu składników znalazły się… aromaty! Jakże by inaczej. W sumie to nawet się nie zdziwiłem tym faktem. Z chmieli do kotła dali polską S...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada...

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymaw...

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst...

WIELKI TEST PIW W ZIELONYCH BUTELKACH

Oj, dużo Harnasi musieli wyduldać osiedlowi żule przez czas, który minął od ostatniego Wielkiego Testu w gronie moich najlepszych znajomych. Prawie półtora roku trzeba było czekać na to, jakże fajne wydarzenie, ale jak to zwykle bywa nie zawsze każdemu pasowały terminy. No, ale jak już się spotkaliśmy to i się działo ;) Szesnaście różnych piw, ale o co najmniej jednym wspólnym mianowniku. Ilość bodajże rekordowa spośród naszych testów, ale przecież rynek pod tym względem nie zawodzi. Zielone butelki są wszędzie, bo przecież te piwa są takie chmielowe ;) Do sedna zatem. SPRAWY TECHNICZNE Tak jak było wcześniej, tak i teraz – anonimowe próbki, piwa odpowiednio schłodzone, dziesięciopunktowa skala i później średnia arytmetyczna naszych ocen. Pod uwagę braliśmy przede wszystkim poziom nachmielenia, jak również rześkość, pijalność oraz poziom i jakość goryczki. No i oczywiście wady, które niekiedy też miały miejsce. Przy okazji wyjaśniłem testerom czym jest ”zapach skunksa...