Nie wiem dlaczego, ale bardzo rzadko pijam coś z
PiwoWarowni (równie rzadko trzepię konia w pracy, albo daję na msze). Kojarzę
ich, wiem o ich istnieniu, widuję ich piwa, ale chyba jestem ciotą, bo jakoś
nie mogę się przełamać do zakupu. I tu nie chodzi wcale o jakość, czy rodzaj
oferowanych trunków. Nie. Czytam internety, często pacze na stronki blogierów
i nie odnotowałem żadnej nagonki na PiwoWarownię. Generalnie browar o
nieposzlakowanej opinii. Cud, miód i orzeszki.
Mając na uwadze te fakty, będąc w Tesco nabyłem
drogą kupna jednom sztukę ich piwa.
Skusiłem się głównie dlatego, żeby nie być już ciotą. To naprawdę nic fajnego.
Rzeczony napitek to Uitu Pitu, cokolwiek to znaczy.
Styl to Wheat IPA, czyli IPA ze
słodem pszenicznym na pokładzie. Uwaga – nie mylić z White IPA/Wit IPA, które
jest krzyżówką belgijskiego Witbiera
z ipą. Trochę to skomplikowane, ale jak posiedzicie kilka lat w kraftach, to
ogarniecie to bez problemu.
Uitu Pitu jest mętne jak typowy Weizen, jak woda w kałuży, albo woda u wybrzeży Bałtyku. Jego pomarańczowo-miodowy
kolor jest totalnie nieprzejrzysty, a piana może niewysoka, ale sympatycznie
drobna, zwarta i puszysta. Opada niemiłosiernie wolno, pięknie zdobiąc szkło.
Ciecz równie dobrze wygląda jak i smakuje. Piwo jest
miękkie, gładkie i zaokrąglone (coś jak pupa Kim Kardashian). Ameryki to tu nie
brakuje! Moje usta zostały wypełnione po brzegi różnej maści owocami – jest tu
cytryna, limonka, grejpfrut, mango, marakuja, liczi i kilka innych o mniejszym
znaczeniu. Jak ktoś jeszcze nie wie na czym polega piwna rewolucja, to
zapraszam do spróbowania. Dalej mamy przyjemną słodowość typu
chlebowo-biszkoptowego, kwiaty jakieś, łagodne cienie żywicy oraz lasu w formie
świeżych pędów sosny. Całość została podkreślona lekkim kwaskiem i
żywiczno-grejpfrutową goryczką na finiszu. Goryczka może nie jest jakaś super
mocna, ale skubana jaka szlachetna. Nic tu nie zalega, nie drapie, nie
szczypie, nie gryzie w ozór, jak jakaś podrzędna prostytutka. Super sprawa!
Całe piwo jest super, mimo niewielkiego wysycenia.
Zapach też Ci się spodoba, no chyba, że jesteś
ciotą, takim samym jak ja byłem, zanim kupiłem to piwo. Jest tu całe wiadro świeżych
owoców, a może nawet cała wanna, albo basen nawet. W cholerę ich jest. W
zasadzie te same co w smaku, tylko dochodzi do nich jeszcze agrest, brzoskwinia
i białe winogrono. Owoców jest tyle, że przykrywają nawet główny składnik
każdego piwa, czyli słód. Pszeniczny w tym wypadku, lekko zakrapiany chlebkiem
i ciasteczkami. Tuż za owocami maszerują kwiaty. Też wyraźne i mnogie, ale na
kwiatach to się akurat nie znam, więc nie będę Wam tu ściemniał. Jest jeszcze
przyjemne muśnięcie żywicy i ponownie las. Bór jakiś normalnie. Sosna obok
sosny. Taka sytuacja.
Bardzo smaczne, złożone, rześkie i bogate w doznania
piwo. Pełnia smaku wbija Cię w ziemię i przysypuje wywrotką piasku. Wrażenie
potęguje wyśmienity balans, który jest idealnie wymierzony. Centruje to piwo na
dwie cholernie symetryczne połówki. Sama goryczka jest przepiękna – krótka i do
bólu szlachetna. Ona też dokłada swoja cegiełkę do niebotycznej pijalności.
Piwo bardzo szybko znika ze szkła. Potrzeba chyba łańcuchów, bym co rusz nie
sięgał po szklankę.
Okrutnie dopracowany napitek. Bez żadnych zmyślnych
dodatków, a robi robotę jak Wałęsa w Solidarności. Takich piw to ja poproszę
więcej.
Ps. Najważniejsze jednak, że nie jestem już ciotą
;>
Ps. Z początkiem listopada piwo zmieniło nazwę na Złote Licho.
Ps. Z początkiem listopada piwo zmieniło nazwę na Złote Licho.
OCENA: 9/10
CENA: 7.99ZŁ (Tesco)
ALK.6,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.2016
PIWOWAROWNIA//SZCZYRZYCKI BROWAR CYSTERÓW „GRYF”
"Rzeczony napitek to Uitu Pitu, cokolwiek to znaczy."
OdpowiedzUsuńUitu Pitu to bazująca na grze słów parafraza stwierdzenia Pitu Pitu, którego czasami używamy. W tym przypadku Uitu (czyt. Łitu) odnosi się się do pszenicy (wheat). Piwo równie dobrze mogło mieć nazwę WHEATU PITU... ;)
No tak. Dzięki za info :)
Usuń