Piątek, piąteczek, piątunio. Początek łykendu i szalonych imprez, ale niestety
nie dla mnie. Jutro ponownie muszę wstać o piątej rano i zapindalać do roboty.
Tak więc picie większych ilości alkoholu zostało odłożone o jeden dzień ;) Ale
mniejsze ilości mogę pochłonąć nawet dzisiaj. W sumie to nawet muszę jedno
piwko obalić, bo przecież kończy się „Tydzień z Browarem Pinta”.
Na zakończenie całego cyklu zostawiłem sobie jedno z
ciekawszych piw w arsenale Pinty – Brett IPA. Co to jest IPA to już nawet
dzieci w przedszkolu wiedzą, więc wyjaśnię Wam tylko to pierwsze słowo. Brett
to skrót od Brettanomyces - całej rodziny dzikich drożdży. Gdy jakiemuś piwowarowi
kompletnie szajba odbije, to czasem doda on tych dzikusów do piwa (zamiast
drożdży piwowarskich). Efektem tego są specyficzne nuty w naszym ulubionym napoju, określane jako funky. Wówczas piwko pachnie np. stajnią,
koniem, sianem, starym serem, siodłem, itp. Czasem nawet łajnem. No wiecie,
takie wiejskie klimaty.
Tuż po otwarciu tego Wild IPA nie dostałem z końskiego kopyta w twarz, a szkoda, bo
lubię bardzo wyraziste piwa. To znaczy ono jest wyraźne, ale co najwyżej
umiarkowanie dzikie. Nic to jednak, bo pintowski specjał smakuje wybornie.
Wybitnie rześko i owocowo z dominantą białych owoców (gruszka, morela,
mirabelka). Świeżość dodatkowo podbija stosunkowo wysokie wysycenie, co mi się
zresztą bardzo podoba. Prócz ww. fruktów mamy tu także lekko ziemiste nuty,
przyjemną słodową podbudowę, a także akcenty lasu, przypraw i kwaskowych cytrusów.
W posmaku natomiast faktycznie pojawiają się delikatne dzikie niuanse, spod
znaku słomy, siana i spoconego konia (teściu miał kiedyś konia, więc Was nie
czaruję). Finisz naznaczony krótką i niezbyt mocną goryczką o fajnym
chmielowo-owocowym profilu. Piwo posiada taką fajną miękką i kremową fakturę.
Podoba mi się taki obrót sprawy. Smaczne to wszystko jest i wielowątkowe.
Z wyglądu jest dość zwyczajnie. Piwo wieńczy przeciętnej
wielkości piana, która opada w równie przeciętnym tempie. No może kolor jest
trochę dziwny – nie typowo złoty, a bardziej taki żółty. Coś jak mój mocz po
czwartym piwie ;>
Aromat jest równie złożony co smak, ale chyba nieco
bardziej funky. Jest spocony koń,
trochę siodła i mokrego siana. Stajnią bym jeszcze tego nie nazwał, ale
naprawdę jest okej. Nie brakuje tu również owoców, tych białych jak i
cytrusowych. Piwo jednoznacznie pachnie kwaskiem, co mi oczywiście bardzo
pasuje. Na drugim planie egzystuje fajna pszeniczna słodowość oraz biszkopty. Bardziej
w tle chowają się nuty belgijskie (przyprawy) wraz z ociupinką leśnej żywicy i
kwiatów. Ładny i bogaty to zapach. Podoba mi się.
Brett IPA to porządne piwo. Smaczne, wielowątkowe i
rześkie. Stanowi ono harmonijne połączenie nowej fali i dzikich drożdży. Objawia
się to lekką, acz wyraźną nutą wiejskich klimatów oraz przyjemnie owocowym
sznytem. Piwo ma sporą pełnię, dobry balans i subtelnie wytrawny finisz.
Goryczka nie jest mocna, ale bardzo szlachetna i ułożona. Ciecz pije się szybko
i z nieskrywanym zadowoleniem. Zawsze to coś innego, niż typowa IPA-sripa. Polecam
wszystkim głodnym nowych wrażeń.
OCENA: 8/10
CENA: ok 8.50ZŁ
ALK.7,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.10.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.10.2016
BROWAR PINTA//BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz