Praca w korporacji. Dla mnie raczej nie
znana. Nigdy nie pracowałem za biurkiem, bo zakładam, że robota w korpo, to
głównie siedzenie za biurkiem. Sam pracuję w bardzo dużej firmie,
zatrudniającej ze 4 tysięcy ludzi, ale bądź, co bądź jest to praca bardziej
fizyczna.
Na pracę w korpo prawie każdy narzeka.
Zauważyliście? Ludzie przez jakieś 80% czasu klikają w klawiaturę i jeszcze im
źle. Siedzą na tyłku, mają klimy, firmowe telefony, służbowe samochody i inne
gadżety. Przy czym zarabiają nie mało! Ale narzekanie to przecież choroba
narodowa Polaków. Trzeba narzekać. Nie ważne, że masz willę z basenem, jeździsz
nowym mercem, ale narzekać trzeba.
Pożegnanie Korporacji to RIS, który powstał na cześć
wyrwania się założycieli Browaru PiwoWarownia z (a jakże) pracy w korporacji!
Dokładnie, to uwarzono je dla uczczenia pierwszej rocznicy istnienia browaru,
ale mniejsza o większość. Im się udało wyrwać ze szponów wielkiej korpo. Skoro
stamtąd uciekli, to też na pewno narzekali…
Otwieram tego RISa. Tuż po otwarciu zakląłem
soczyście. Ale spokojnie, to z euforii nad aromatem. Na początek jednak zacznę
nudny opis wyglądu tego mocarza. A więc piwo jest czarne i nieprzejrzyste, bla,
bla, bla. Generuje sowitą dawkę cholernie drobno pęcherzykowej piany o pięknej
jasno brązowej barwie, bla, bla, bla. Piana jest niezwykle zbita i sztywna (coś
jak bita śmietana) i posiada nieziemską trwałość, bla, bla, bla. Opada wolniej
niż wynosi erozja Gór Świętokrzyskich. Lacing
także niczego sobie, bla, bla, bla. Naprawdę jest na czym oko zawiesić.
Po nieco nudnawym wstępie, przystępuję w końcu do
tego, co Gumisie lubią najbardziej, czyli do konsumpcji. Muszę rzec, że piwo
jest bardzo gęste i lepkie. Wysycone zostało odpowiednią ilością bąbelków,
czyli stosunkowo niewielką (w końcu to nie Witbier
Panie). Mamy tu sporo gorzkiej czekolady, bardzo przyjemnej zresztą. Nie brakuje
tu również świeżo palonej kawy i palonych słodów. Naprawdę palonych, a nie
tylko opiekanych jak w niektórych ciemnych piwach. Z tła wyciąga do mnie rękę odrobina
chmielu, spalenizny, popiołu i lukrecji. Gdzieniegdzie pojawia się też jakaś
sugestia suszonych owoców, ale trzeba mieć nos jak owczarek niemiecki i
wyobraźnię Tomasza Weinerta, by je wyłapać. Ja mam, więc luz ;) Na finiszu
majaczy lekka i całkiem sympatyczna, kawowo-palona goryczka. Dosyć prosty w
konstrukcji to napitek, ale całkiem smaczny.
Wracam teraz do zapachu, przy którym mało orgazmu
nie dostałem. Fakt – aromat jest bardzo przyjemny i intensywny, ale nad jego
złożonością można było jeszcze popracować. Piwo pachnie nader czekoladowo i są
to różne odmiany naszej ulubionej słodkości. Od ciemnej, prawdziwej, poprzez
praliny, do taniej mlecznej Milki za dwa pisiont.
Nieco dalej wyczuwam nuty kakao, łagodnej kawy (bez mleka) i lekko palonych
słodów. W smaku paloność jest wysoka, tutaj wyraźnie mniejsza. Niestety żadnych
owoców nie zarejestrowałem, a skupiałem się chyba bardziej od kury, która
właśnie znosi jajko.
Pożegnanie Korporacji to jak mówiłem niezbyt
skomplikowany trunek, posiadający dużą pełnię smaku. Ciecz jest przyjemnie
gęsta i gładka. Piwo nie jest ani za słodkie, ani zbyt gorzkie dzięki
odpowiedniemu balansowi (czy to w ogóle tak się odmienia?). Alkohol został
tutaj fenomenalnie ukryty, chyba nawet lepiej niż mityczny Święty Graal,
którego nikt do tej pory nie odnalazł. Do pijalności również nie można się przyczepić
– piwo pije się szybko i przyjemnie. Banan ani na chwilę nie znika z facjaty. Trochę
brakuje mi tu suszonych owoców, ale to w sumie jedyny mankament tego wywaru. Poza
tym jest gitara :)
OCENA: 8/10
CENA: ok 12.50ZŁ
ALK.10,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.2016
BROWAR PIWOWAROWNIA//BROWAR MARYSIA
Komentarze
Prześlij komentarz