Przejdź do głównej zawartości

MY GEISHA




Wiecie, że trwa „Tydzień z Browarem Raduga”? Wiecie. Wiecie, że jest to już moje przedostatnie piwo z tego cyklu? Wiecie. Wiecie, że mamy już prawie pewny awans w Euro 2016? Na pewno wiecie. A czy wiecie, czy piwo i mecz, to niezwykle udane połączenie? Jasne, że wiecie. W końcu z niejednego polmosu się wódkę piło, co nie? Tfu, tfu, tfu… miało być – z niejednej warzelni się piwo piło ;>
No dobra, to jak już wszystko wiecie, to jeszcze tylko napiszę co tym razem trafi w moje gardziołko. Jest to My Geisha w stylu (uwaga, skupcie się, ale nie za mocno, bo będzie śmierdziało) Japanese Cherry TeaPA. Tadammm! Zapewne mówi Wam to tyle, co tajwańska niemowa, więc spieszę z pomocą. To IPA z dodatkiem japońskiej wiśni i zielonej herbaty sencha gingko. Taka herbata to mieszanka ziół w głównej mierze oparta na liściach miłorzębu japońskiego (chin. Gingko) który de facto wywodzi się z Chin, a nie z Japonii, ale mniejsza o większość. Ważne, żeby było smaczne i rwało papę z dachu prawda?


Kurcze blade dziwne jest to piwo. Może i jedno z ciekawszych jakie w swoim marnym żywocie piłem, ale dziwne. Może nie aż tak, jak perfekcyjna jazda samochodem przy czterech promilach, ale jednak. Maj Gejsza szeroko otwiera gębę i robi mi dziwny wyraz twarzy. Mimo, że to generalnie jest IPA, to ciecz jest wyraźnie słodka. Nie przesadnie, ale wyraźnie. Wiśniowe klimaty wyczuje tu każdy. Dosłownie każdy, nawet pacjent psychiatryka powie ci, że jest tu wiśnia. Zupełnie jakby ktoś dolał tu soku, ale nie. Soku to piwo nie widziało, tak samo jak ja szczytu Mount Everest. Tuż za wiśnią podąża owoc dzikiej róży, kwiaty, odrobina pomarańczy i zielonej herbaty. Nie jestem smakoszem tej ostatniej, dlatego nie mam bladego pojęcia, czy faktycznie jest to sencha gingko, czy jakaś podróbka z Biedry. Ale spokojnie zjadacze rodzimego craftu – w tle są też typowo piwne niuanse typu przyjemna, zwiewna słodowość oraz nieco trawiastego i ziołowego chmielu. Niestety chwilami z głębi wyłażą też nuty landrynek, a to już nie jest takie super fajne. Na finiszu pałęta się niezbyt mocna goryczka o łagodnym ziołowo-chmielowym usposobieniu. Nie jest ona jakoś bardzo tęga, a jak na IPA to wręcz zbyt niska. Niska, ale za to cholernie przyjemna, krótka, rześka i szlachetna. Całe piwo mimo swoistej słodyczy jest dość rześkie. To pewnie dzięki tej herbacie, która wywołuje też przy okazji lekkie uczucie ściągania w ustach.

Aromat jest równie intrygujący, zaskakujący i…. mało piwny. Nie mówię, że to źle. To piwo po prostu ma takie być – inne, oryginalne i odjechane. Wyraźnie słodki zapaszek przywodzi na myśl przede wszystkim dojrzałe wiśnie, a może nawet bardziej kisiel o smaku wiśniowym! Powaga. Kisiel wiśniowy rządzi w tym piwie. Tuż obok króluje dzika róża, wszelkiej maści kwiaty, sakrucko przyjemna wanilia (skąd?!) i morele zmieszane z brzoskwiniami. Podoba mi się taki układ. Zwłaszcza, gdy akompaniuje mu zielona herbata, subtelny kwasek i szczątkowy chmiel o cytrusowym zacięciu. Co dziwne brakuje tu słodu. To znaczy mi nie brakuje, ale najzwyczajniej w świecie go tutaj nie czuję. Płakać nie będę z tego powodu, przecież jestem już dużym chłopcem ;p
My Geisha to naprawdę świetne, niezwykłe i bogate w doznania piwo, które uwodzi równie skutecznie jak ta pani z etykiety o wiadomym „zawodzie”. Zarówno smak jak i aromat są nieźle zakręcone, wyraźnie owocowo-kwiatowe. Samej zielonej herbaty może i nie jest tu jakoś szczególnie dużo, ale mam to gdzieś. Piwo nadrabia innymi atrybutami – jest niebywale złożone i oryginalne. Niby trochę za słodkie, ale goryczka, która się pojawia jest naprawdę bardzo sympatyczna. Pełnia jest tu odpowiednia. Ciecz nie jest wodnista, ani też nadmiernie ciężka. Generalnie słodowa podbudowa została wyraźnie zepchnięta na dalszy plan, oddając pole do popisu ciekawym dodatkom. Panie, a jakie to pijalne! Rześkie i świeże. Znika ze szkła szybciej niż komar puszcza bąka. Serio.
OCENA: 8/10
CENA: 7.59ZŁ (Tesco)
ALK.5,7%
TERMIN WAŻNOŚCI: 31.09.2016
BROWAR RADUGA//BROWAR ZODIAK

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

WIELKI TEST PIW TYPU DESPERADOS

Wielki Test Piw Typu Desperados, Wielki Test Piw Aromatyzowanych Tequilą, Wielki Test Piw o Smaku Tequili. To chyba wystarczające zajawki, by każdy piwny Janusz się pokapował o co mi chodzi. Wspólną ich cechą jest dodany aromat tequili, a przy okazji cały szereg różnych substancji chemicznych. Bazą jak sądzę jest tu zwykły jasny lager, który i tak finalnie nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Tequila to słynna meksykańska wódka produkowana ze sfermentowanego soku agawy niebieskiej. Istnieje wiele jej odmian, a niektóre z nich są nawet przez kilka lat leżakowane w dębowych beczkach po bourbonie, whisky, sherry , czy koniaku. Przymierzałem się do tego tematu jak pies do jeża, czy saper do bomby. Plan był prosty, ale z wykonaniem jak zwykle spore problemy. Główny problem jak zwykle tkwił w zapewnieniu sobie odpowiedniego materiału do testu. Zebranie wszystkich tego typu piw jakie przyszły mi do głowy, okazało się oczywiście niewykonalne z bardzo prostego powodu – niektóre po pros