Istnieje w Etiopii pewne wioska, która jest zupełnie
odcięta od świata. Jej ludność nie przekracza dwustu mieszkańców, a czas jakby się tutaj
zatrzymał. Od najbliższego miasta wioskę tą dzieli odległość ponad dwustu
kilometrów. To trzy godziny jazdy samochodem po wyboistej i nieutwardzonej
drodze, albo pięć dni „jazdy” na wielbłądzie. Ludzie żyją tu w skrajnej nędzy i
rozpaczy. W wiosce brakuje żywności, a nawet wody. W pobliżu znajduje się tylko
jedna studnia, oddalona od „centrum” wioski o dwa kilometry. Kobiety co
najmniej raz dziennie idą tam i na swoich głowach w olbrzymich i ciężkich glinianych
garnkach przynoszą jednorazowo po 20 litrów wody, której daleko do spełnienia
europejskich norm czystości wód pitnych. Piwo to nie ma jednak nic wspólnego z
tą wioską.
Dziś na wokandzie Cracker. Styczniowa nowość uwarzona
w Wąsoszu, będąca wynikiem kooperacji Browaru Deer Bear i Whisker.beer Marcina
Ostajewskiego. Jak głosi etykieta to Imperial
Coffee Milk Stout, czyli nic innego jak RIS z dodatkiem kawy i laktozy. Parametry
w dechę, więc degustujemy.
Cracker ma prezencję Krzysia Ibisza, albo nawet
lepszą (i to bez pomocy skalpela). Ciecz jest ekstremalnie czarna, coś jak dupa
nosorożca, czy odbyt innego zwierza. Do tego ta piana. Zwarta, drobna, obfita i
nieznośnie puszysta. W barwie ciemno beżowa. Diabelnie trwała. Lacing wzorowy. Piękny kożuszek nam się
tu utworzył na ściankach. Brawo!
W smaku jest słodko, ale to było do przewidzenia.
Laktoza huczy niemiłosiernie. Cukier też huczy. Dawno nie piłem piwa, w którym
tak wyraźnie czułbym te białe kryształki. Wbrew pozorom jednak rządzi tu kawa.
Mała czarna rozdaje tu karty. Kawa jest mocna i wyraźna, świeżo parzona. Za to
niewątpliwy plusik. Nie brakuje tu również palonych słodów, które pełnią tu
rolę łącznika pomiędzy poszczególnymi składowymi. Coś jak zaprawa w murze
pełnym cegieł. Tak więc zaprawa… znaczy się palony słód łączy się tutaj z
akcentami prawdziwej gorzkiej czekolady, po brzegi wypełnionej gorzkim kakao. Finisz
jest długi, kawowo-palony z lekką domieszką popiołu. Piwo jest dość gęstawe,
umiarkowanie gładkie. Goryczka jest stosunkowo niewysoka. Posiada fajny
kawowo-palony profil, ale wyraźnie nie radzi sobie z olbrzymim słodowym ciałem.
Całość niestety jest zbyt słodka, nawet jak dla mnie.
Zapach to powtórka z rozrywki, czyli ponownie bardzo
intensywna i mocna kawa. Świeżo parzone ziarno kawy mocno przykrywa resztę
kompanów. Tu także jest słodko, bo ta kawusia jest dobrze posłodzona, w dodatku
nie brakuje w niej śmietanki, tudzież laktozy. Piwo jest fest palone. Jedno z najbardziej
palonych jakie piłem. Paloność ta głównie pochodzi od kawy, ale palone słody
też mocno się tu udzielają. Wyczuwam tu również palony jęczmień, który
zazwyczaj jest domeną wytrawnych Stoutów.
I w zasadzie to by było na tyle. Nie jest to jakoś mocno rozbudowany zapaszek. Można
nawet rzec, że poniekąd jednowymiarowy. Chociaż z drugiej strony i tak lepszy niż to co oferuje smak. O niebo lepiej się to wącha niż pije.
Piwo jest w miarę gęste, ale wciąż nie czuję tutaj
tych 25 ballingów. Ciekawe ile z nich pochodzi od laktozy? Umiarkowanie gładka
ciecz została uzbrojona w dużą pełnię oraz niebagatelną treściwość. Całość jest
wyraźnie słodka, może nawet troszkę zamulająca. Rzutuje to oczywiście na
pijalność, która mówiąc oględnie nie jest za specjalna. Goryczka jak i balans
są raczej na niskim poziomie. Może to trochę dziwić, bo w piwie nie brakuje
paloności oraz kawy, która przecież sama w sobie jest gorzka.
Jeśli chodzi o użyte dodatki, to piwo chyba spełnia
swoją rolę. Kawę oraz laktozę wyczuje nawet kompletny laik. Może nawet amator
Żubra w puszce. Odnoszę jednak wrażenie, że tak słodki charakter tegoż napitku
(a tym samym słaby balans) to już jest efekt niezamierzony.
Cóż, daleki jestem od srogich komplementów
kierowanych pod adresem tego wynalazku. Można je wypić, ale chyba nawet dobrze,
że to tylko 330ml.
OCENA: 6/10
CENA: ok 13ZŁ
ALK. 10%
TERMIN WAŻNOŚCI: 03.01.2019
BROWAR DEER BEAR & BROWAR WHISKER.BEER//BROWARY
REGIONALNE WĄSOSZ
Komentarze
Prześlij komentarz