Przejdź do głównej zawartości

DZIKI DZIK


Dzisiaj rozpoczynam nowy cykl na blogu – „Tydzień z...” Idea jest prosta jak puszczanie bąków po grochówce. Mianowicie przez pięć kolejnych dni będą pojawiać się recenzje piw tylko jednego browaru!




Na początek od razu petarda – na tapecie ląduje Pałacyk Łąkomin. Pod tą tajemniczo brzmiącą nazwą kryje się najmniejszy komercyjny browar w Polsce o wybiciu warzelni zaledwie 90 litrów! Browar Rzemieślniczy Pałacyk Łąkomin stanowi integralną część sporego obiektu hotelowo-gastronomicznego. Oprócz pokoi do kimania mają tam również SPA, sale konferencyjne i to co nas najbardziej interesuje, czyli browar. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie dokładnie mieści się ta wioska, ale jeśli liczbę mieszkańców danej pipidówy można zliczyć na palcach jednej ręki (wg Wikipedii 4 osoby!!!), to z pewnością obecność browaru jest ewenementem na skalę globu, a może i wszechświata. Nie dziwi więc fakt braku trunków z Łąkomina na naszym krajowym podwórku. W rzeczy samej bowiem piwa sprzedawane są tylko na miejscu. Na szczęście jeszcze w tym miesiącu ma się to zmienić! Niebawem zostanie uruchomiona sprzedaż internetowa, co zapewne ucieszy wielu rodzimych kraftopijców.
Wielkość warzelni oraz jej współrzędne geograficzne to jedna osobliwość, ale drugą są produkowane tam piwa. Żaden browar w Polsce nastawiony na wyszynk na miejscu, nie ma bowiem w swojej ofercie tylu odważnych i bezkompromisowych piw - Barley Wine, Porter Bałtycki, Tripel, RIS... Kopara opada prawda?


Porter Bałtycki o nazwie Dziki Dzik zrobił mi psikusa – postawiłem na trawie (czy raczej na pozostałościach trawy) butelkę, a ona ni stąd ni zowąd się przewróciła, franca jedna! Jakieś dwie minuty później zerwałem kapsel... no i musiałem spijać ‘czarne złoto’ prosto z gwinta, jak jakiś żul pod monopolką. Gdyby to był Żubr, czy jakiś Harnaś to nawet bym się ucieszył, ale takiego piwa to ja marnować nie zamierzam! W dodatku etykieta się upaćkała, ale tego akurat nie żałowałem, bo za piękna to ona nie jest. Krzywo przyklejona, pomarszczona, fragmentami zawiera nieostre napisy (widać, że to hand made). Wszystkie ety z Łąkomina są takie same, różni je tylko nazwa piwa oraz te mniejsze literki pod spodem. Nawet laik się zorientuje, że urodą to one nie grzeszą (nie wiem, czy je tosterem robili, czy mikrofalówką?). Rozumiem, że to maciupki browarek, że budżet niewysoki, że wyszynk tylko na miejscu, no ale odrobina fantazji nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
Ciecz jest nad wyraz miła dla oka. Kolor czarny jak czarna dziura, albo jakieś inne kosmiczne cholerstwo. Piana beżowa, obfita, niemiłosiernie drobna i puszysta. Dziarsko się trzyma i opada naprawdę długo, chyba nawet dłużej niż sprzęt słynnego Rona Jeremy za jego najlepszych czasów... Opadając (piana ma się rozumieć) tworzy umiarkowanie liczne zacieki na szkle. Ładnie i estetycznie to wygląda. Kupuję to!
Czas skosztować to cudo. Piwo jest stosunkowo nisko wysycone, przez co wydaje się nadnaturalnie aksamitne i gładkie w smaku. Czyżby użyto tu słodu żytniego? Z lewej strony atakuje mnie całkiem wyraźna czekolada, zarówno ta mleczna, jak i prawdziwa, gorzka. Z prawej zaś nadciągają ciemne, lekko opiekane słody, zatopione w świeżo parzonej kawie. Sama kawa nie jest szalenie intensywna, ale sprawia fajne delikatnie kwaskowe wrażenie. W posmaku na wierzch wypływają subtelne suszone owoce, zmieszane z odrobiną lukrecji i likierem owocowym. Tłem natomiast z wdziękiem i krasą sunie niewielka paloność, szczypta popiołu, opiekanego ziarna oraz karmelu. Jest też i goryczka. Niezbyt mocna, ale wyraźna i z pewnością szlachetna. Nie zalega ani sekundy! Jej lekko palony charakter świetnie kontruje słodową podbudowę. Wszystko jest tu pięknie ułożone i zgrane, niczym gra Bayernu Monachium. Każdy zna swoje miejsce i robi, co do niego należy. Robert strzela gole, a Philipp Lahm skutecznie broni dostępu do bramki. Alkohol praktycznie nieobecny, co jedynie minimalnie grzeje w przełyku. Gdyby to był Big Mac, to rzekłbym „I’m lovin it”!

Niezwykle ułożony i bogaty smak to jedno, ale czy dorówna mu aromat? Myślę, że tak. Zapach jest na tyle intensywny, że już daleka dostaję po mordzie wyraźnymi akcentami suszonych śliwek, rodzynek, dojrzałych wiśni i czarnych porzeczek. Wszystko to osadzone na sympatycznej opiekanej słodowości, która trąca z lekka akcentami ciemniej czekolady, karmelu oraz łagodnej kawy. Z tła po cichu wyłaniają nuty szlachetnych czerwonych win w stylu porto oraz sherry (szczerze to nie mam pojęcia jak one pachną, ale gdzieś czytałem, że warto o nich wspomnieć). Alkohol owszem, dość wyczuwalny, ale nie żaden tam Justin bimber, czy spiryt przewożony zza ruskiej granicy w opróżnionym uprzednio baku paliwa. Bardziej kojarzy mi się on z jakimś owocowym likierem z wyższej półki. Nader bogaty i zacny to aromat. Mile łechce włosy w nosie.
Porter bałtycki z Łąkomina to bardzo bogate i wielowątkowe piwo. Balans jest tu prawdziwym majstersztykiem, choć całość jest wyraźnie bardziej wytrawna, aniżeli słodka i treściwa. Pełnia również niczego sobie - 21° Plato zdaje egzamin na piątkę! Piwo jest odpowiednio gęste, gładkie i aksamitne, jak przystało na trunek z wyższych sfer. Wchodzi bez najmniejszych oporów, ale ostrzegam – nieźle daje w palnik. Jeśli masz ‘bica’ mniejszego niż 60 cm, a koledzy nie wołają na Ciebie Hardkorowy Koksu, to nie pij więcej niż dwa pod rząd (to mówiłem ja – Amator Piwa).
Świetny debiut na blogu tego egzotycznego jak na nasze warunki browaru. Jutro i przez następne trzy dni kolejne piwa z Pałacyku Łąkomin. Stay tuned!
OCENA: 8/10
CENA: nieznana
ALK.9,1%
TERMIN WAŻNOŚCI: 05.2016
BROWAR RZEMIEŚLNICZY PAŁACYK ŁĄKOMIN

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak