Na zakończenie „Tygodnia z...” zostawiłem sobie moim zdaniem jedno z najciekawszych piw jakie powstały ludzką ręką (nie wiem, może kosmici warzą coś jeszcze dużo ciekawszego). Oczywiście Barley Wine nie stawiam ponad porter bałtycki, czy RIS, no ale ze względu na zabójcze parametry trunki te zazwyczaj leżą w kręgu moich zainteresowań.
Nie inaczej jest z Basiorem z Browaru Pałacyk Łąkomin.
Jedenaście procent alko może powalić średniej wielkości konia, a 25 Plato z
pewnością może doprowadzić do orgazmu nawet najbardziej zagorzałego beer
geeka. Nieliche parametry to jeden wabik na kraftopijców, drugim zaś są
amerykańskie chmiele.
Tak więc mamy tu do czynienia z American Barley Wine
w dodatku porządnie wyleżakowanym. Trunek ten spędził w butelce, aż 11 miesięcy!
Nie wiem, czy tylko ja jestem taki przygłupi i niedorobiony, ale zastanawiała mnie
trochę nazwa tego mocarza. Na jakiegoś wielkiego i postawnego faceta nieraz
mawia się: „pa, jaki bysior idzie!”. Ale cóż u licha znaczy basior? Z pomocą
jak zawsze posłużył mi niezawodny wujek gógl. Otóż basior to dorosły,
zwykle stary samiec wilka. Skąd tak prosty człek jak ja miał to wiedzieć? Niby
z ‘bioli’ byłem dobry, ale żaden tam ze mnie zoolog.
Basior jak wszystkie trunki (prócz Bocka) z Łąkomina
prezentuje się bardzo zacnie i elegancko (z pewnością lepiej niż moje
siedemnastoletnie auto, mimo podobieństwa do rudej barwy). Piękna
rubinowo-miedziana barwa świetnie komponuje się z jak zawsze obfitą, zwartą i
niebywale drobną pianą o barwie przybrudzonej bieli. Jej żywot jest nieziemsko długi
– spora część tej wspaniałej czapy została ze mną do końca degustacji!
Zgrzeszyłbym, gdybym nie wspomniał tu o wzorcowym wręcz lacingu.
Pierwszy spory plus ląduje na koncie Basiora.
Teraz będzie ŻŻP (żenujący żart prowadzącego). Jak nazywa
się bajka o czasie? – Cza się napić! ;p Już widzę te roześmiane mordy...
Pijąc tego mocarza nie sposób zwrócić uwagi na optymalne
wysycenie oraz doskonały balans. Piwo nie jest ani za słodkie, ani za gorzkie.
Słodowa pełnia przypomina opiekane pieczywo, zmieszane z dobrze wypieczonym
biszkoptem. Po chwili do gry włącza się całkiem pokaźna doza karmelu oraz
odrobina herbatnika. Po typowo słodowych klimatach przychodzi dość lekki, ale
zauważalny powiew chmielowych naleciałości. Nie trzeba używać lupy, ani
lornetki, by dostrzec dosyć wyraźny owocowy sznyt. Co prawda nie ma tu
cytrusowego kopnięcia jak w jakiejś dojebanej ajpie, acz tropików nie
sposób tu nie zauważyć. Może i są one zdominowane przez słodową bazę wielkości
TIRa, lecz trzeba mieć na uwadze, że piwo jest swoje już przeleżało. Poza
przyjemnymi estrami pojawia się tu również nader smaczna żywica oraz ociupinka
iglastych klimatów. W posmaku nieco piecze mnie odrobina alkoholu, ale przy tym
woltażu jestem w stanie to zrozumieć. 11 voltów to nie som żarty. Na
finiszu do głosu dochodzi natomiast krótka i niezwykle skuteczna chmielowa
goryczka. Nie jest jakoś przesadnie mocna, nie robi z kubków smakowych miazgi,
ale skutecznie kontruje słodową bazę.
Tuż po otwarciu butelki dostałem w zęby od jankeskich
lupulin (szczena bolała mnie z pół godziny). Gdy już doszedłem do siebie, a
piwo zupełnie się odgazowało i ogrzało, tropikalne frukty jakby zelżały
i ustąpiły miejsca pokaźnej żywicy oraz kosmicznie przyjemnej słodowości,
której nie sposób wyrazić słowami. Na bank czuję biszkopty, jakieś ciasteczka
oraz słodkawe herbatniki. Z tła swoje trzy grosze dorzuca lekki, ale przyjemny
karmel, wspierany przez odrobinę trawy i coś jakby leśne owoce. Dałbym sobie
kciuka uciąć, że czuję tu jeżyny oraz odrąbać małego palca u nogi, iż w tle
majaczą dzikie maliny i poziomki, takie co w borach i lasach czasem rosną. Co
ważne i acryciekawe alkoholu tu nie znajdziesz, ani procenta, czy nawet
promila! Nie mam różowego pojęcia jak oni to zrobili? Dawno nie miałem okazji
wąchać tak wielowymiarowego i złożonego aromatu.
Barley Wine z Łąkomina to niezwykle bogate i złożone
piwo o niemal doskonałym balansie i nader wysokiej pełni smaku. Z początku jest
trochę słodko, lecz później z pomocą przychodzi odpowiedniej wielkości,
szlachetna i ułożona goryczka. Ciecz jest dość gęsta i lepka, choć nie jakoś
szczególnie wyklejająca. Gładko sunie po języku, a nosem miota niczym Pudzian
pięciokilowymi odważnikami. Całość pije się szybko jak na ten Balling, a
wysoki woltaż objawia się co najwyżej lekkim pieczeniem w przełyku.
Basior to kawał bardzo smacznego i wielowątkowego napitku, z
którego czas zrobił niezwykle ułożone, gładkie, pełne i świetnie zbalansowane
wino jęczmienne. Polecam wszystkim fanom mocnych wrażeń! :D
OCENA: 8/10
CENA: nieznana
ALK.11%
TERMIN WAŻNOŚCI: 04.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 04.2016
BROWAR RZEMIEŚLNICZY PAŁACYK ŁĄKOMIN
Komentarze
Prześlij komentarz