Przejdź do głównej zawartości

DOUBLE TROUBLE

Możecie mi łaskawie powiedzieć, co to do cholery jest Imperial Milk Stout? RIS z dodatkiem laktozy, czy może raczej imperialny stout mleczny? Gdzie jest granica między nimi i czy w ogóle one się czymś różnią?
Niedawno Piwoteka skumała się z Kraftwerkiem (oba browary cenię i szanuję), by we współpracy w Wąsoszu uwarzyć właśnie taką oto hybrydę. Parametry jak wyśniony RIS, lecz w składzie mamy laktozę oraz cukier kandyzowany, które z tym zacnym stylem raczej mają niewiele wspólnego. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko krzyżowaniu ze sobą różnych piw, ale jeśli RIS ma być zanadto słodki, to nie ma co liczyć na mojego lajka na fejsie. Słodki i to bez nadmiernej przesady może być co najwyżej porter bałtycki, RIS zaś cenię, gdy ma doskonały balans i wyrazistą goryczkę.
Jak na kanwie moich rozważań wypada Double Trouble możecie przekonać się poniżej.


Kooperacyjny Imperial Milk Stout ma całkiem poczciwe lico. I nie mam na myśli etykiety, tylko samo piwo. Obrazkowa eta w sumie też spoko, trochę straszna, trochę śmieszna i przynajmniej wyróżnia się na sklepowej półce. Wracając do piwa jest ono nieprzejrzyście czarne, choć pod światło mieni się z deka brązowymi cieniami.
Piany nie trzeba było wymuszać, oj nie. Przeciwnie, lałem tylko po ściance (w WC też tak robię ;p), a i tak czapa urosła do pokaźnych rozmiarów. Jasno beżowa kołderka składa się z mieszanej wielkości pęcherzy, jest puszysta i wyjątkowo trwała. Niespiesznie opadając zostawia na szkle liczne i frywolne wzorki, w języku fachowym zwane lejsingiem.
Piwo jest konkret, ma 25% ekstraktu. Szacun, ale ponoć aż 5% pochodzi z laktozy. W dodatku mamy tu jeszcze cukier kandyzowany, który też (chyba) podbija balling. Powinno być zatem słodko i faktycznie kurna jest. Może nie jest to Miodowe Mocne (tak, piłem) w czystej postaci, ale w rzeczy samej słodkości nieźle dają po nosie. Ciecz sama w sobie jest dość gładka i gęstawa. Pierwszy akord to wspomniana słodycz – laktoza, wpierana przez delikatnie miodowe klimaty. Tuż zza niej wyłania się nieposkromiona czekolada deserowa oraz słodowa baza, której też jest nie mało. Słód także jest dosyć słodkawy, lecz w posmaku można tu również dostrzec jego lekko prażone cechy, przywodzące na myśl skórkę od chleba i tosty. Nieco dalej w końcu spotykamy na swojej drodze coś innego niż ‘ciuciaki’. Mianowicie z głębi odzywa się odrobina łagodnej kawy, rzecz jasna z odrobiną mleka i cukru! (nie jest to żaden Coffee Stout, więc wybaczam jej wątły i żenujący wizerunek). W tle natomiast drzemkę ucięły sobie głęboko schowane suszone owoce, oblane wyrazistym kakao (kakałem?). O dziwo pojawia się też i chmiel, ale tylko w postaci chmielowej goryczki, która mimo dość umiarkowanej mocy trochę zalega. Jej łodygowo-ziołowy profil i nieco mdły charakter wywołują u mnie niezbyt przyjemny grymas na twarzy.

Smak mimo pewnych niedociągnięć generalnie nie jest taki zły, więc niezbyt jeszcze zniechęcony wącham ten specjał. Mój nochal najwidoczniej skumał z jęzorem, bowiem w aromacie także króluje spora dawka słodyczy. Mamy tu spore pokłady słodkawego słodu, kakao, mlecznej czekolady i pralin, a wszystko to zatopione jest w hektolitrach mlecznej laktozy. Nigdy w życiu nie wąchałem bardziej nasiąkniętego laktozą piwa. W oddali majaczy niewyraźna paloność oraz szczypta kawy, a raczej lury, co to koło prawdziwej kawy nawet nie stała. Stawkę zamykają nieznaczne i mocno stonowane suszone owoce spod znaku śliwki, rodzynek (rodzynków?) oraz czarnych porzeczek. Dosyć bogaty to aromat, choć do wyśnionego ideału daleka droga.
Podwójne Kłopoty od Kraftwerku i Piwoteki z pewnością dostarczają podwójnych kłopotów w postaci nadmiernej moim zdaniem słodyczy. OK. – jest co prawda lekko kontrująca, chmielowa goryczka, ale po pierwsze laktozy jest tak dużo, że nie sposób jej utrzeć nosa. Po drugie sama gorycz jest dosyć mdła i ciut nazbyt zalegająca. Sumarycznie więc piwo ma słaby balans i pije się je raczej wolno. Choć w sumie może to i lepiej, bo nawet pite powoli nieźle miesza nam w główce (10 voltów nieźle ryje beret). Pełnia jest tutaj odpowiednia, choć zapewne nie jest to zasługa samego słodu.
Nie mam zielonego pojęcia (niebieskiego zresztą też) na co komu taki napitek? Mogliby zrobić normalnego RISa, albo zwykłego Milk Stouta i byłaby gitara. Oczywiście nie mówię, że Double Trouble jest piwem złym, zupełnie niesmacznym, czy niewypijalnym. Spokojnie i bez większej odwagi można je przyjąć na klatę, pytanie tylko po co?
OCENA: 6/10
CENA: ok. 11ZŁ
ALK.10%
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.07.2016
BROWAR KRAFTWERK&BROWAR PIWOTEKA//BROWARY REGIONALNE WĄSOSZ

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak