Przejdź do głównej zawartości

TRENDY W POLSKIM PIWOWARSTWIE


Jak każda branża, tak i sektor piwny z biegiem czasu ewoluuje, zmienia się, ulega pewnym tendencjom, schematom, czy wreszcie modzie. To co jeszcze kilka lat temu było prawdziwą ‘petardą’ i obiektem pożądania piwnego społeczeństwa, obecnie zostaje przyjęte z lakonicznym wzruszeniem ramion lub niekiedy nawet z pogardą.
Któż z nas nie pamięta swoistego boomu na piwa niepasteryzowane, jakoby o niebo lepsze niż utrwalone trunki (w rzeczywistości różniące się w bardzo niewielkim stopniu). Jakieś 6-7 lat temu każde piwo z tym „magicznym” napisem sprzedawało się jak świeże bułeczki z nadzieniem czekoladowym, a dzisiaj co? Czy ktoś w ogóle jeszcze zwraca na to uwagę? Ja na pewno nie.
Później przyszła pora na piwa pozbawione procesu filtracji – browary niemal biły się na niefiltrowane nowości! Mętne, nieprzezroczyste, niekiedy nawet zawiesiste lagery nie długo jednak cieszyły się popularnością, bowiem na piedestał wdarły się piwa miodowe! Tu również schemat się powtarzał – w krótkim czasie nieomal każdy rozpoznawalny producent miał w swojej ofercie honey beer. Szczególnie upodobały je sobie osoby płci pięknej, które z natury raczej nie są entuzjastkami piwnej goryczki.
W krótkim czasie rynek ewoluował, a Polacy zostali zalani różnej maści produktami będącymi wypadkową mieszaniny piwa i lemoniady (zazwyczaj o smaku cytrynowym, ale nie tylko). Radlery w ciągu zaledwie dwóch lat stały się najpopularniejszymi towarzyszami letnich upałów, wycieczek pieszych i rowerowych, a także spotkań towarzyskich wszelakiej ‘gimbazy’. Zresztą do dziś piwa te mają swoich wiernych fanów, szczególnie wśród naszej młodzieży.

Powyższe schematy - może nie do końca przez wszystkich zauważalne - tyczą się w głównej mierze koncernów oraz tzw. browarów regionalnych, które zazwyczaj należą do segmentu małych i średnich producentów napoju z pianką.
Obecna od kilku lat w Polsce piwna rewolucja wywróciła do góry nogami wszystko co było dotąd znane Kowalskim i Nowakom, dając nam nową jakość oraz wszechogarniającą różnorodność piwnych trunków, wywołującą u niektórych istny oczopląs i prawdziwy mętlik w głowie. Nowe mikroskopijne browary rzemieślnicze, kontraktowe inicjatywy oraz browary restauracyjne mnożą się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Dość powiedzieć, że w samym tylko 2014 roku było w naszym kraju ponad 500 piwnych premier!!! A w tym roku z pewnością wynik ten będzie poprawiony.

Przechodząc w końcu do meritum niniejszego artykułu postanowiłem dla Was zgłębić i przyjrzeć się bliżej obecnie panującym trendom w polskim piwowarstwie nowofalowym/rzemieślniczym, które co rusz przekracza nieznane dotąd polskiemu piwoszowi granice. Z nielicznymi wyjątkami nie będzie więc tutaj mowy o wyrobach koncernowych i większości browarów regionalnych, bowiem jedyny trend jaki wśród nich obecnie panuje to kopiowanie malutkich craftowców.

Amerykańskie chmiele


Simcoe, Citra, Cascade, Palisade, Mosaic, Chinook, Amarillo, Zeus, Tomahawk, Centennial – wszystkie te nazwy bez zająknięcia potrafi wymienić każdy szanujący się w Polsce hop head. Bodajże w każdym zakątku globu, jeśli mowa o piwnej rewolucji, to prawie na pewno mamy na myśli chmiele ‘zza wielkiej wody’.
Polacy pokochali jankeskie lupuliny za sprawą Pinty i przełomowego piwa Atak Chmielu, który w 2011 roku po raz pierwszy urzekł naszych rodaków nutami żywicy, cytrusów, owoców tropikalnych oraz akcentami igieł sosnowych. Goryczka 58 IBU jak na tamte czasy była wprost powalająca. Dziś może już tak nie jaramy się machinalną goryczą – choć są już polskie trunki mające ponad 100 IBU – to nadal kochamy ten niepowtarzalny i uwodzący aromat amerykańskich chmieli, który naprawdę robi robotę!
Od czasów powstania Browaru Pinta do dnia dzisiejszego w zasadzie każdy nowopowstały browar nie szczędzi tych nowofalowych odmian chmielu, tworząc przeróżne mikstury typu single hop, American Pale Ale, American IPA, Imperial IPA, Black IPA, Belgian IPA, American Amber Ale oraz wiele, wiele innych.
Dość powiedzieć, że już nawet wicelider rynku w Polsce - Grupa Żywiec uwarzyła piwo (Żywiec APA) na chmielach from USA.

Żyto


Co prawda pierwszym polskim dość dobrze rozpowszechnionym piwem na słodzie żytnim było Żytnie z nieczynnego już regionalnego Browaru Konstancin, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dopiero piwna rewolucja dała prawdziwe pole do popisu tego typu piwom. Rzecz jasna nie są to wyroby w stu procentach oparte na słodzie żytnim, nie mniej jednak jego udział dochodzi niekiedy nawet do 50% zasypu.
Choć historycznie piwa na słodzie żytnim (roggenbier) pochodzą z południowych rejonów Niemiec, to obecnie z żyta robi się różne style piwa, najczęściej jednak jest on dodatkiem w zasypie piw nowofalowym, co w ostatnich 2-3 latach można zaobserwować również w Polsce.
Mimo sporych trudności technologicznych jakie sprawia dodatek słodów żytnich, polskie browary craftowe coraz częściej doceniają rolę tego zboża, który wnosi do piwa charakterystyczną kwaskowatość, rubinowo-miedziany kolor oraz przede wszystkim wysoką pełnię, sporą gęstość, oleistość oraz gładkość na podniebieniu.

Piwa wędzone


Nie dosłownie oczywiście, bowiem nie chodzi tutaj o wędzenie butelki z piwem, lecz o wędzone/dymione słody użyte do produkcji pewnej określonej grupy piw.
Normalnie przy produkcji słodu namoczone ziarno zbóż suszy się gorącym powietrzem, niekiedy jednak chcąc uzyskać swoiste cechy danego słodu używa się do tego celu dymu. Zazwyczaj jest to dym pochodzący ze spalania dębu, buku lub jakichś drzew owocowych, jednak czasem też stosuje się dym z torfu (patrz Smoky Joe z AleBrowaru), który po zmianach w recepturze wnosi charakterystyczne nuty asfaltu, bentonitu i spalonych przewodów elektrycznych (i to wszystko czuć w piwie!). Słody wędzone torfem to jednak rzadki wyjątek, najczęściej wędzi się dębem oraz bukiem, które objawiają się w piwie aromatami wędzonej szynki, kiełbasy wiejskiej, sera oscypka i/lub dymu z dogasającego ogniska.
Nie będę tutaj wymieniał wszystkich polskich browarów, które odważyły się na ten dość kosztowny eksperyment, bo jest ich zbyt wiele, nadmienię tylko, że właściwie każdy styl piwa może posłużyć jako baza do stworzenia jego dymionego odpowiednika. Jeśli do tego dołożymy dymy z różnych gatunków drzew (oraz z torfu) i wieloraki stopień uwędzenia takiego słodu, to naprawdę mamy bardzo szerokie pole do popisu przy warzeniu rauchbiera.
Rok 2014 był w Polsce dość obfitujący w tego typu piwa (nawet Browar Gościszewo i Zwierzyniec mogą się takowymi pochwalić) i sądzę, że w obecnym roku ten trend zostanie nadal utrzymany.

Kawa


Choć w ubiegłym roku pojawiło się już trochę piw z kawą w składzie (Coffee Stout z Kormorana, Black Rob z Twigga, dwie Kawki z Widawy, Bebok z Kraftwerku, Doktor Plama z Artezana), to jednak dopiero wraz z początkiem 2015 roku zaobserwowaliśmy istny wysyp trunków opartych na tym surowcu – Maczjato z Artezana, I’m So Horny z Pinty, Sen o Warszawie z Bazyliszka, Kofanatyk z Genius Loci, kooperacyjna 4 (Czwórka) z Pracowni Piwa i Szałupiw, Geezer z Kingpina, Coffeelicious z Piwnego Podziemia oraz So Far, So Dark z Artezana i AleBrowaru.
Kawa może trafić do gotującej się brzeczki lub na podczas jej fermentacji w formie całych ziaren, zmielonych ziaren lub niekiedy nawet tradycyjnie zaparzonej kawy, bądź espresso, które pijemy w naszych domach. Najczęściej tym dodatkiem wzmacnia się i uwypukla kawowy oraz palony charakter różnego rodzaju stoutów, chociaż możemy się pochwalić jednym piwem z kawą (Kawka Ale z Widawy), które z pewnością nie należy do czarnych, a także takim, które jest lagerem (I’m So Horny z Pinty).

Piwa leżakowane w drewnianych beczkach


Generalnie domeną leżakowania w drewnie jest wino, ale z powodzeniem do tego nadają się także niektóre piwa. Prym wiodą tutaj mocne i wyraziste w smaku trunki takie jak Russian Imperial Stout (RIS), Barley Wine, czy porter bałtycki. Nie mniej jednak nie można tutaj zapominać również o belgijskich specjałach takich jak Flanders Red Ale, Oud Bruin, czy oryginalny Lambic.
W zeszłym roku mogliśmy raczyć się Hadesem Gone Wild z Olimpu, Duke Of Flanders z Szałupiw, czy Chateau z Artezana – wszystkie te piwa były leżakowane (od kilku miesięcy do roku) w dębowych beczkach po francuskim winie Bordeaux.
Rzeczone beczki jednak wcale nie muszą być po czerwonym winie, świetnie nadają się do tego również antałki po różnych rodzajach whisky/burbonie i innych alkoholach.
W tym roku na pewno doczekamy się sporej ilości piw barrel aged, bowiem swoje beczki ma już (oprócz wyżej wspomnianej trójki) Pracownia Piwa, AleBrowar, Birbant, Doctor Brew i Browar Widawa, a to przecież dopiero pierwszy kwartał roku.
Oczywiście zależnie od rodzaju wcześniejszej zawartości takiej beczki, dane piwo nabierze charakterystycznego rodzaju cech organoleptycznych, a to wszystko za sprawą całej rzeszy mikroorganizmów (bakterii, dzikich drożdży, itp.) żyjących w nasiąkniętym drewnie. Zazwyczaj takie piwa się świadomie „zakażają”, co czyni je bardziej wytrawnym, kwaśnym i cierpkim, de facto przypominającym wino. Ale tak jak mówię, to wszystko zależy od czasu kontaktu z drewnem, od samego rodzaju drewna oraz wcześniej przechowywanego tam trunku.
Osobnym, ale dość pokrewnym zagadnieniem jest leżakowanie piwa w tanku z płatkami/wiórami (zazwyczaj dębowymi), które niekiedy są uprzednio macerowane jakimś alkoholem, którym to w konsekwencji nasiąkają, oddając później to co najlepsze piwu. Można uznać to tańczy i łatwiejszy logistycznie zamiennik leżakowania beczkowego.

Nowozelandzkie chmiele


Jak się okazuje nie samymi ‘hamerykańskimi’ chmielami człowiek żyje. Coraz większą popularnością i uznaniem w Polsce i na świecie cieszą się bowiem chmiele z rejonu pacyficznego, mianowicie z Nowej Zelandii i Australii (w mniejszym stopniu). Mam tu na myśli takie odmiany jak: Nelson Sauvin, Motueka, Pacific Gem, Pacific Jade, Dr Rudi, Kohatu, Waimea, Rakau, Pacifica i australijskie Galaxy oraz Ella.
Co prawda nie zapewniają one, aż takich ekstremalnych doznać, co ich amerykańscy kuzyni, jednak i tutaj z powodzeniem odnajdziemy cytrusy, słodkie owoce tropikalne, trochę żywicy, białych owoców (ananas, morela, białe winogrono, brzoskwinia) oraz nieco kwiatów i iglaków. To wszystko jest zależne od danej odmiany, ale nie sposób ukryć sporego podobieństwa do silnika odrzutowego piwnej rewolucji, jakim są jankeskie lupuliny.
Nie będę tu wyliczał wszystkich polskich piw uwarzonych dotąd na nowozelandzkich odmianach, ale trzeba być dosłownie ślepym, żeby nie zauważyć tego postępującego trendu w polskim piwowarstwie rzemieślniczym.

Kooperacje


Pionierami w dziedzinie współpracy różnych browarów (i nie tylko) byli u nas Browar Pinta, AleBrowar i pub Piwoteka Narodowa, którzy po raz pierwszy spiknęli się w 2013 roku i uwarzyli wspólne piwo urodzinowe (B-DayLądowanie w Bawarii). W tym roku już po raz trzeci popełnili kooperacyjne piwo, zachęcając przy okazji inne przybytki do spotkań przy kotle warzelnym.
Najsłynniejszą bodaj piwną kooperacją są słynni „Kolaboranci”, czyli Browar Widawa i Tomek Kopyra, który udowadnia, że aby kooperować nie trzeba posiadać nawet browaru. Podobna rzecz miała miejsce, gdy Simon Martin „pomagał” Browarowi Pinta przy Call Me Simon.
Na przestrzeni ostatnich 2-3 lat na współpracę zdecydowali się także Pracownia Piwa i Szałpiw (którzy mają na koncie już cztery wspólne piwa), Artezan i AleBrowar, Bednary i Jan Olbracht, Pracownia Piwa i Pinta, Szałpiw i Olimp, AleBrowar i Birbant, Piwoteka i Jan Olbracht oraz kilka innych, o których zapewne już zapomniałem.
Na arenie międzynarodowej natomiast doświadczenie w tym temacie ma już Pinta z Carlow Brewing Company, AleBrowar z Nøgne Ø i Veholt oraz Ninkasi z Bierfabrik.
Wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna – razem łatwiej jest wymyślić coś wyrywającego z butów. Być może to jest właśnie główny motyw tego coraz częstszego zjawiska. Nie mniej jednak w takim przypadku chcąc nie chcąc, zyski trzeba dzielić fifty-fifty, co raczej niezbyt przemawia za finansowym powodem takiego działania.

Być może nie są to jeszcze wszystkie trendy, jakie można zauważyć w szybko zmieniającym się polskim piwowarstwie. Dla niektórych być może obiecującym nurtem są także piwa na Brettach, albo kwaśne sour ale, których już kilka się u nas pojawiło. Ostatnio też dorobiliśmy się kilku nowych porterów bałtyckich, ale nie nazwałbym tego jeszcze jakimś znaczącym trendem, czy modą. Chociaż za rok, kto wie... ? 

Jeśli uważasz ten tekst za ciekawy i interesujący - podziel się nim ze swoimi znajomymi za pomocą któregoś z możliwych sposobów.

Komentarze

  1. Wydaje mi się, że zauważalnym trendem jest również zwrot w stronę polskich lupulin - wszelkiego typu polskie IPA, czy chmielenie odmianami niszowymi lub reaktywowanymi pochodzącymi właśnie z nad Wisły czy wykorzystanie chmieli "prosto z krzaczka". Nie pomijałbym tego trendu w zestawieniu - szczególnie, że ma on bardzo pożyteczną stronę, jaką jest wspieranie rodzimej gospodarki (w tym wypadku rolnictwa ;) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Chmielenie świeżym chmielem, to praktycznie u nas nie istnieje - ile do tej pory było takich piw? 3-4 na przestrzeni 2-3 lat.
    Polskich IPA było co prawda kilka (może z 8-10), ale nie nazwałbym tego jeszcze jakimś trendem, bo piwa te ukazywały się w dość dużym odstępie czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Browarnik z Grybowa20 marca 2015 14:53

    Trendy są różne i często się zmieniają, czasem po prostu chodzi o mniej lub bardziej przelotne mody - najważniejsze, że mówimy wreszcie o prawdziwych piwach ! :-) To najlepszy znak, że polski rynek DOJRZEWA.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

Chimney - Sztos Alert!

  Czas na kolejny debiut na łamach Piwa Naszego Powszedniego – przed wami Browar Moon Lark (a raczej tylko jego piwo). Jest mi niezmiernie miło zapoznać się z nowym przybytkiem. Moon Lark (po naszemu: księżycowy skowronek) wystartował w 2022 roku i jest to browar stacjonarny, mieszczący się w miasteczku Poręba, rzut krowim plackiem od Zawiercia. Głównym piwowarem, a zarazem jednym z dwóch właścicieli jest znany w środowisku Paweł Masłowski. Tak, ten sam, który przez wiele lat warzył piwa dla Browaru Pinta. Między innymi jeszcze w Zawierciu, a później w Wieprzu. Jego wspólnikiem jest Michał Bartosik. Co ciekawe, Moon Lark to nie tylko browar, ale również miodosytnia i seltzerownia. Ich kolejnym wyróżnikiem jest to, że leją tylko w puchy. Piwem, które u mnie debiutuje jest Chimney – Smoked Baltic Porter wędzony dymem z drewna bukowego. Trunek ten został uwarzony specjalnie na tegoroczne Święto Porteru Bałtyckiego. No i super. Polska porterem bałtyckim stoi i już! Piwo w szkle wyg

Bojanowo Porter Pomarańczowy

  Przedstawiam wam pierwszy w Polsce porter bałtycki z pomarańczą! Piwo ukazało się tuż przed tegorocznym Baltic Porter Day, więc wciąż możemy uważać je na nowość. Być może gdzieś już o nim słyszeliście, ale poznajcie też moje zdanie. Przyznam się, że strach jest. Może nie bardzo duży, ale jednak. Wszak to Bojanowo, ale z drugiej strony klimaty pomarańczowe uwielbiam. Poza tym myślę, że z ciemnymi, porterowymi klimatami może to nieźle zagrać. Gwoli ścisłości - w składzie nowinki od Bojanowa znalazł się sok pomarańczowy, jak również skórki z pomarańczy. Bazą tego napitku jest oczywiście regularny Bojanowo Porter , który sam w sobie jest całkiem niezłym piwem. Zobaczmy co wyszło z tego eksperymentu. Piwo wygląda zwyczajnie – jest praktycznie czarne i nieprzejrzyste. Na wierzchu mieni się niewysoka, acz drobna i puszysta pianka koloru beżowego. Smak jest… na pewno niespotykany. Wyraźnie czuć skórkę pomarańczy (nieco mniej sam sok), ale są też nuty porterowe, tj. ciemne słody, pie

Miłosław & Makłowicz - ArcyLager

  Jak „płodny” jest Browar Fortuna każdy widzi. Co rusz jakieś nowe wymrażanki, a to współpraca z Makłowiczem, a to nowe wcielenie porteru bałtyckiego. Czasem jakaś nowa Fortuna też się pojawi. Naprawdę jest tego sporo. W tym tygodniu jednak „Ostajewski i spółka” przeszli samych siebie, serwując nam, aż trzy nowości. Praktycznie na raz! Jedną z nich jest kolejna kucharska kooperacja. Miłosław & Makłowicz – ArcyLager. Jak głosi dopisek „warzony z ryżem”. Cóż, zbytnio odkrywcze to to nie jest. Od razu ciśnie mi się na usta: nie lepiej było uwarzyć ArcyStouta, ArcyBocka lub ArcyWeizena? Jednakże po przeczytaniu składu wiemy o wiele więcej. Do piwa tak naprawdę dodano płatki ryżowe, a także zieloną herbatę Genmaicha z prażonym ryżem, sok z imbiru oraz sok z cytryny. Tak, skojarzenia z Dalekim Wschodem są jak najbardziej na miejscu.  ArcyLager pieni się jak oszalały. Bielutka pierzynka jest nader puszysta, średnio pęcherzykowa i dosyć trwała. Zostawia wyraźne zacieki na ściankach.