Dawno nie miałem nic w ustach od Birbanta, pora
więc nadrobić ociupinkę piwnych zaległości. Nie bez powodu padło na ‘ciemną
ipę’ - brała bowiem ona udział w
niedawnej Degustacji Piw Black IPA, organizowanej przez Częstochowski Krąg
Bractwa Piwnego z moją osobą na czele.
Niestety ku zaskoczeniu degustujących Birbant Black AIPA nie
wypadło najlepiej. 22,6 punktów na 50 możliwych i dziewiąte miejsce wśród
jedenastu aspirantów do podium, to zdecydowanie poniżej oczekiwań piwnych geeków
i wszelakiej maści hop headów.
Tak więc z wielką ochotą i wnikliwością Sherlocka Holmesa
przyjrzę się teraz temu piwu z bliska, w domowym zaciszu, bez zgiełku i typowo
barowej atmosfery. Postaram się obalić lub potwierdzić tezę słabej dyspozycji
tego egzemplarza, gdyż akurat pochodzi on z tej samej warki, co degustacyjna
próbka.
Rzeczone piwo nalało mi się z bardzo obfitą pianą. Tak
obfitą, że musiałem sobie nieco poczekać aż opadnie, zanim mogłem dolać więcej
piwa. Piana ma ładny, beżowy odcień, jest mieszano ziarnista i opada w iście
żółwim tempie, zostawiając bardzo liczne zacieki na szkle. Muszę przyznać, że
raczej rzadko piwo częstuje mnie takim zacnym widokiem.
Trunek jest średnio wysycony, a jego barwa w pokalu wygląda
na czarną, jednak w rzeczywistości mamy tu do czynienia z ciemno brunatną
cieczą, która jest zresztą bardzo mętna i nieprzejrzysta.
Tuż po przelaniu zawartości butelki do szkła buchnęło mi w
twarz ‘amerykańcami’ aż miło, jednak po kilku minutach aromat porządnie się
stonował. Nawet po porządnym ogrzaniu się piwa (choć już od razu nie było ono
zbyt zimne) zapach jest co najwyżej średnio intensywny. Dominują w nim co
prawda cytrusy okraszone nutką słodkich owoców tropikalnych, jednak to nie do
końca jest to, czego bym oczekiwał po Tomahawku, Centennialu i Chinooku. Cała
ta owocowość zanurzona jest po uszy w tostowej słodowości, zalatującej nieco
lekką i ulotną czekoladą. Obiecywanej na etykiecie kawy próżno tu szukać. O
jakichkolwiek nutach żywicy i lasu nawet nie wspomnę. Całość jest płytka i mało
wyrazista.
W smaku natomiast pojawia się już niewielka kawowość,
otoczona zewnątrz opiekanym słodem, chlebkiem razowym i dość sporą dozą
czekoladowej słodyczy. Tuż za nią podążają rezolutne klimaty kwaskowych
cytrusów oraz szczypta mango, marakui i brzoskwini, które razem wzięte tworzą
swoistą i całkiem wydajną przeciwwagę w opozycji do słodowej podbudowy. Co w
tym wszystkim najdziwniejsze, to bardzo mizerna kawowo-chmielowa goryczka,
która jest tak słaba, że chwilami w ogóle można o niej zapomnieć. Obiecywane 60
IBU można między bajki włożyć – piłem pilsy, które bardziej siekały mi
podniebienie niż to -bądź, co bądź - Black IPA.
Piwo ma odpowiednią dla stylu treściwość, pełnię oraz bardzo
dobry balans, który jednak nie jest zasługą lakonicznej goryczki, lecz fajnej i
lekko kwaskowej owocowości. Samą pijalność oceniam jako średnią, bowiem piwo
jakoś specjalnie nie powala intensywnością wrażeń.
Sumarycznie nie jest jednak tak źle, jak wynikałoby to z
wyniku naszej Degustacji. Oczywiście do wybitności daleko temu piwu, niczym
Polsce do supermocarstwa, aczkolwiek jako takich wad sensorycznych nie
stwierdziłem. Nie mniej jednak aromat ewidentnie do poprawki, podobnie jak
lapidarna goryczka.
OCENA: 6/10
CENA: nieznana
ALK.6,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.06.2015
TERMIN WAŻNOŚCI: 10.06.2015
BROWAR BIRBANT//BROWAR ZARZECZE
Komentarze
Prześlij komentarz