ALK.5,2%. Ostatnio w zakamarkach mojej piwnicy odnalazłem
piwo, na które swego czasu tak mocno ostrzyłem sobie zęby, że teraz jedynki mam
krótsze niemal o połowę. Po zakupie jednak butelka Olimpu schowała mi się na
kilka miesięcy i skubana nie wychodziła z ukrycia aż do teraz ;>
Już dawno temu upodobałem sobie trunki zaszczepione
belgijskimi drożdżami, toteż pojawienie się bogini Eris przyjąłem z szerokim
uśmiechem na twarzy. Sensu stricto jednak Eris jest hybrydą belgijskiej
tradycji i nowofalowego podejścia do piwa przez Amerykanów. Olimp postanowił
mariaż ten nazywać Belgian India Ale, dając jednocześnie opis iż jest to
piwo „w sesyjnym wydaniu, nieco poniżej ram stylu IPA”. Nie wiem zatem po co
komplikować sprawę, skoro nazwa Belgian APA (single hop Simcoe)
również nie byłaby tu żadnym przestępstwem i według mnie pasowałaby tutaj jak
dłoń do rękawiczki.
Zostawmy to jednak, bo piwo stygnie.. znaczy ociepla się!
Buteleczkę oblepia ładna, estetyczna i przykuwająca wzrok
niebieska etykieta, a sama Eris wygląda na niej na groźną i bardzo srogą
boginię. Jak to w przypadku Olimpu bywa – fachowa robota.
Pomyślałem sobie, że przy okazji piwa z Olimpu przyda Wam
się krótka lekcja mitologii. Otóż Eris byłą boginią niezgody, chaosu i
nieporządku, bliźniaczą siostrą Aresa, córką Zeusa i Hery, choć wg innej wersji
Zeusa i Nyks. Nieźle namieszała na weselu Peleusa i Tetydy rzucając między
Atenę, Afrodytę i Herę jabłko (niezgody) z napisem „dla najpiękniejszej”.
Dziewczyny się ostro pożarły o to jabłuszko, co w konsekwencji pośrednio było
przyczyną wybuchu wojny trojańskiej.
Eris z Browaru Olimp posiada bardzo ładny miedziany odcień,
jednak sama piana pozostawia już wiele do życzenia – jest niska, grubo
pęcherzykowa i nietrwała. Po kilku minutach staje się tylko ulotnym
wspomnieniem.
Troszkę zimne mam to piwo, więc zacznę swoje dywagacje od
smaku, a międzyczasie trochę się ono ogrzeje. W smaku niepodzielnie króluje
silna podbudowa słodowa, otoczona po bokach przez lekko opiekane tosty, karmel
i średnio wyraźne akcenty chmielowe. Daleko im jednak do typowego AIPA, czy
chociażby APA. Żywicy jest tu jak na lekarstwo, cytrusy niby są, ale raczej nie
odgrywają w tym spektaklu żadnej znaczącej roli, a cały profil owocowy jest
mocno stonowany. No i nie czuję tu produktów ubocznych metabolizmu belgijskich
drożdży, czyli przypraw. Całą sytuacje troszkę ratuje finisz, gdzie dopada nas
chmielowa goryczka – niezalegająca, lekko ziołowa, lekko żywiczna, średnio
mocna, ale wystarczająca by zbalansować sowitą słodowość. Nie mniej jednak piwo
wydaje się być nieco zbyt mdłe i toporne. Brakuje mi tu rześkości amerykańskich
chmieli, a tak dużego ciężaru sam Simcoe niestety nie jest w stanie udźwignąć.
Może w aromacie będzie lepiej? Chyba po części tak, ale na
tej imprezie również nie ma fajerwerków. Lekko opiekany, chlebowy słód wydaje
się dominować, jednak tuż za nim podążają nieśmiałe nuty owoców tropikalnych,
chmielu i szczypta cytrusów (choć w dalszym ciągu jest ich za mało). Opowieści
o żywicy w aromacie można włożyć między bajki, natomiast zgoła odmiennie niż w
smaku wygląda tutaj sprawa z przyprawami, które sprawują tu funkcję subtelnego,
lekko pikantnego tła.
Piwo ma średnią pełnię, a sam smak jest raczej treściwy (nie
licząc gorzkawego, półwytrawnego finiszu). Pijalność mimo sporej słodowej bazy
nie jest najgorsza, choć nie ukrywam, że brakuje tu trochę cytrusowej świeżości
i lekkości. No i nie do końca jestem zadowolony z belgijskiej strony tego
specjału.
Cóż, chyba nie do końca Eris jest tym piwem za kogo się
podaje. O ile jeszcze zapach można uznać za względnie udany, o tyle sam smak
pozostawia wiele do życzenia.
OCENA: 6/10
CENA: ok. 7ZŁ
BROWAR OLIMP//BROWARY REGIONALNE WĄSOSZ
Komentarze
Prześlij komentarz