ALK.5%. Za każdym razem jak schodzę do piwnicy po jakiś
trunek na bloga mam spory ból głowy. Niekiedy zastanawiam się bardzo długo
jakie by tu dzisiaj piwo wypić? Na co mam ochotę? Czy to, aby na pewno pasuje
do mojego nastroju, pogody, stanu ducha i umysłu? Nie bez znaczenia jest także
termin ważności. Może gdyby wybór był
mniejszy nie miałbym tego problemu...
Dzisiaj padło na Aresa z Olimpu, który swoją premierę miał
gdzieś na początku grudnia. Grecki Bóg Wojny to Irish Red Ale doprawiony
polskimi chmielami Sybilla oraz Iunga, co sumarycznie rzecz ujmując daje nam Polish
Red Ale.
Tak się akurat składa, że wczoraj miałem okazję degustować w
Browarze Czenstochovia IRA uwarzone na bazie zwycięskiej receptury z V Częstochowskiego Konkursu Piw Domowych. Było niezłe, ale szału na pewno nie
robiło. Dość dobrze zapoznałem się z tym piwem, więc wybór na dzisiejsze
popołudnie nie mógł być inny. Czas na małe porównanie.
Jak łatwo zauważyć, Irlandzkie Czerwone Ale nie
jest jakoś szalenie popularne w naszym kraju. Od początku piwnej rewolucji
pojawiło się co prawda kilka pozycji, ale chyba żadna z nich nie wyryła nikomu
w komórkach mózgowych trwałej szramy. Osobiście nie przepadam za tym trunkiem,
ale to wcale nie znaczy, że nie potrafię docenić dobrego IRA.
Ares z Olimpu nalał się z bardzo obfitą i puszystą pianą
koloru ecru. Solidna, sztywna i drobno ziarnista czapa robi duże
wrażenie zwłaszcza, że skubana opada naprawdę w żółwim tempie (a może
ślimaczym?).
Barwa piwa jest dosyć ciemna - brązowo-miedziana, a pod światło
mieni się ładnymi mahoniowymi przebłyskami. Podoba mi się.
Zapach jest kontynuacją jakże przyjemnych wrażeń wizualnych.
Dominuje tu spora dawka owoców, gdzie główne role należą do rodzynek, śliwek,
czarnej porzeczki i ciemnych winogron. Tuż za nimi podąża sympatyczna
ciasteczkowa słodowość, okraszona z lekka słodką czekoladą, przypieczoną skórką
chleba oraz subtelnym karmelem. Średnio opiekane tosty i mocno stonowany chmiel
są tu tylko enigmatycznym dodatkiem, który wypełnia tło aż po brzegi. Bogaty,
intensywny i złożony to aromat, który poszczególnymi składowymi może
przypominać niektóre koźlaki, z tymże tam kolejność jest zgoła odmienna.
W smaku jest równie ciekawie. Piwo sprawia wrażenie lekko
kwaskowego, zapewne od prażonego słodu, który w tym przypadku przybrał postać
skórki od chleba i ciastek Pieguski z bakaliami i czekoladą. Mistrzem drugiego
planu bez wątpienia są owoce, czyli ponownie ciemne winogrono, rodzynki i
śliwki węgierki. Stawkę zamyka delikatna chmielowość oraz niezbyt mocna, acz wyraźna
goryczka o trawiasto-ziołowych naleciałościach, która nie zalega i wspaniale
kontruje słód i subtelną kwaskowość. Kurczę, smakuje mi ten specyfik!
Piwo naprawdę jest bardzo dobre – pełne w smaku,
wielowątkowe, odpowiednio nasycone, średnio treściwe z wyczuwalną nutą
wytrawności na finiszu i doskonałym balansem. Goryczka nie jest przesadzona, a
całość jest dość lekka i nieźle pijalna jak na 13% ekstraktu. Wczorajsza IRA była niezła, ale ta dzisiejsza jest jeszcze lepsza.
Ares to kolejny specjał z Olimpu, który zrobił na mnie spore
wrażenie. Być może nawet polubię Irish Red Ale :)
OCENA: 8/10
CENA: 6.30ZŁ (Skład Piwa)
BROWAR OLIMP//BROWARY REGIONALNE WĄSOSZ
Komentarze
Prześlij komentarz