Przejdź do głównej zawartości

PIWNY BLOG DAY 2.0


Ostatni weekend był dla mnie i całej piwnej blogosfery wielkim świętem. Otóż 19 i 20 października w Poznaniu odbyła się druga edycja imprezy pod nazwą Piwny Blog Day, organizowanej przez markę Pilsner Urquell. Jednym zdaniem można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju kongres polskich blogerów piwnych lub mówiąc inaczej forum polskiej blogosfery piwnej. Na te dwa dni do Poznania przyjechało 28 osób, reprezentujących 21 blogów (wszystkich z pewnością jest ponad 50!). W ubiegłym roku, mimo zaproszenia, nie mogłem pojawić się na tym evencie, ale w tym roku potrafiłem nie przespać nocy, żeby się tam znaleźć. Cóż, fajne imprezy wymagają czasem poświęceń.

Moja podróż do Poznania rozpoczęła się w zasadzie tuż po wyjściu z pracy o 3 w nocy. Swoim prywatnym i osobistym autkiem udałem się z Częstochowy do Lublińca, by.... wsiąść do pociągu byle jakiego.... Tfu, przepraszam opóźnionego! Tak, tak, nasze kochane PKP InterCity było opóźnione o ponad pół godziny, przez co finalnie nieco spóźniłem się również na Blog Day. Nie muszę chyba dodawać, że w ‘warunkach pociągowych’ ciężko jest zasnąć, więc po dwugodzinnych zmaganiach dałem sobie spokój. Chociaż wydaję mi się, że na jakieś pół godzinki faktycznie przymkło mi się oko. Dobre i to.
Cała impreza wraz z przerwami na obiad miała miejsce w The Dubliner Pub w budynku Zamku Cesarskiego, całkiem blisko dworca Poznań Główny. Sam wystrój lokalu był nawet fajny i przytulny, wyraźnie stylizowany na klimaty irlandzkie. 

Wnętrze The Dubliner Pub
 Po krótkim przedstawieniu się wszystkich uczestników, swoją prelekcję na temat profesjonalnej degustacji piwa rozpoczął Michał Kopik  – bardzo znany bloger (Piwny Garaż), certyfikowany sędzia PSPD, który już niejednokrotnie został zapraszany na różnego rodzaju piwne spotkania. To o czym mówił i pokazywał w formie prezentacji było mi po części znane, jednak dowiedziałem się też sporo nowych rzeczy, którymi nie będę was tutaj zanudzał.
Po nim na scenę wkroczył bodajże najbardziej znany obecnie bloger piwny – Tomasz Kopyra. Jego chyba nie muszę nikomu przedstawiać? Kopyr zaczął nawijać o vlogu, jako kolejnym etapie rozwoju bloga. Generalnie to wyjaśniał nam sprawy techniczne związane z samym vlogowaniem, sprzętem do tego potrzebnym oraz problemami napotykanymi np. na You Tube. Moim zdaniem, jeśli ktoś do tej pory nie był przekonany do tej formy blogowania, to i tak Kopyr go nie przekonał. 

Michał Kopik
Tomasz Kopyra

Po „Pogromy Mitów” organizatorzy zadbali o nasze żołądki. O pardon, cały czas dbali, serwując nam darmowego Pilsnera z kranu! No, ale przecież oprócz dużej ilości płynów, musieliśmy także zjeść coś w formie stałej. Obiad był naprawdę zacny i smaczny. Po prostu niebo w gębie :D
Po konsumpcji obiadu i kolejnym Pilsnerze rozpoczął się wykład Pawła Tkaczyka, na temat: recepta na dobry blog, czyli jak nie kisić się we własnym sosie. Dla mnie pan Paweł był całkowicie anonimową osobą, ale jak się w trakcie dowiedziałem, w środowisku jest to człowiek sukcesu, bardzo znany bloger, zajmujący się głównie tematyką marketingu, social media, itp. Jak głosił sam temat, mister Tkaczyk próbował nam wskazać właściwą drogę do tego, aby nasze blogi się wyróżniały, były rozpoznawalne, lepsze od innych, oryginalne, niepowtarzalne i w ogóle naj, naj. W sumie wykład był ciekawy, pełen dobrych korelacji z widzami, chwilami poważny, chwilami śmieszny. Summa summarum podobało mi się. 

Paweł Tkaczyk vel Batman

Ostatnim punktem pierwszego dnia był panel dyskusyjny odnośnie kondycji i perspektyw rozwoju blogosfery piwnej w Polsce, moderowany przez Bartka Napieraja z AleBrowaru. Dyskusja była dosyć żywiołowa, lecz nieco mało konstruktywna i w zasadzie udział w niej brali ciągle ci sami blogerzy, w liczbie mniej więcej 5-6 osób. Nie mniej jednak dobrze było być choćby i słuchaczem kilku ciekawych spostrzeżeń i opinii, dotyczących piwnej blogosfery.
Po dość szybkim wyczerpaniu się tematów i po zaliczeniu kolejnych kufli z Pilsnerem, około  godzinie 19.15 całą grupą „teleportowaliśmy” się na after party do chyba najsłynniejszego baru w mieście – Setka Pub. 

Dwanaście, czy trzynaście kranów, do tego spory wybór piw butelkowych z Polski i z za granicy robiło wrażenie. Co najfajniejsze, jako uczestnicy forum mieliśmy 2 złote zniżki na wszystkie piwa! :D Ja zamówiłem na początek Brackie Mastne z kija, jako że nigdy nie piłem tego wcześniej i byłem ciekawy jak to smakuje. Prawdopodobnie już niedługo dorwę w końcu wersję butelkową tego piwa i będzie recenzja na blogu. Następnie fundnąłem sobie Kejtera z browaru SzałPiw (także w niedługim czasie będzie opis na blogu), później był Primator Double z Czech oraz ponownie Kejter. Przez cały czas rzecz jasna trwały zażarte dyskusje (w przyjaznej atmosferze oczywiście) pomiędzy wszystkimi blogerami. Ja co chwila dosiadywałem się do kogoś innego, by zamienić parę zdań ze starymi znajomymi, lub też nowo co poznanymi osobami. I generalnie był to dla mnie najfajniejszy punkt całego pierwszego dnia eventu. Tuż po godzinie 23 jednak moje zmęczenie sięgnęło zenitu, więc kulturalnie udałem się do hostelu. Pewnie gdybym poprzedniej nocy spał chociaż kilka godzin, moja forma byłaby dużo lepsza.
Przyznam się bez bicia, że słowo hostel nie kojarzy mi się zbyt optymistycznie, odkąd obejrzałem słynny horror o takim właśnie tytule. Ale jakoś dałem radę ;>

Drugi dzień imprezy zaczął się z małym opóźnieniem, a ja zacząłem go (nie licząc śniadania  w hostelu) zimniutkim złotym napojem wprost z Czeskiej Republiki :D
Pierwszym oficjalnym wystąpieniem raczył nas całkiem sympatyczny człowiek z Kompanii Piwowarskiej, którego jednak imienia i nazwiska nie zapamiętałem, gdyż był on niejako na zastępstwo nieobecnego Marcina Chmielarza. Ów człowiek udzielił nam wywiadu odnośnie technologii wprowadzonej w ubiegłym roku przez Kompanię Piwowarską, znanej jako Tyskie z Tanka. Mniej więcej znałem temat już wcześniej, ale i tak dowiedziałem sporo więcej na temat całego tego przedsięwzięcia, jak ono funkcjonuje, jaka jest technologia, itp. 

Maciej Chołdrych

Następnie do akcji wkroczył Maciej Chołdrych z firmy Piwoznawcy, którego miałem już okazję poznać w Warszawie, na piwnych warsztatach w ubiegłym roku. Cała zabawa rozpoczęła się od krótkiego wykładu na temat wad występujących w piwie, natomiast głównym punktem szkolenia była identyfikacji różnego typu zakażeń mogących wystąpić w piwie. Mieliśmy dwanaście próbek w plastikowych fiolkach do powąchania, a naszym zadaniem było opisanie każdej wady, czyli mówiąc wprost podanie czym pachnie dana próbka. Mi udało się odgadnąć 9 z 12 zapachów, jednak zwycięzca miał lepszego nosa i potrafił zidentyfikować aż 11 próbek! Otrzymał za to wielki szacunek wśród publiki oraz odpowiednią nagrodę od organizatorów. 

Moje wypociny
Po tych wszystkich zmaganiach przyszedł czas, by coś przekąsić i napić się kolejnego Pilsnera. Natomiast po pysznym obiadku czekało nas nie lada wyzwanie – blind tasting, prowadzony przez kolejnego znanego człowieka w piwnym światku Rafała Kowalczyka, sędziego PSPD, właściciela firmy Browarzyciel. Zadanie polegało na odgadnięciu stylu oraz konkretnej marki piwa, na podstawie próbki w plastikowym kubeczku. Dodatkowo mieliśmy do wypełnienia arkusze stosowane przez sędziów PSPD w konkursach piwnych. Do odgadnięcia było 8 piw, a punktów do zdobycia 24. Ja jakimś cudem trafiłem 5 stylów, ale tylko jedną markę, za co otrzymałem w sumie 7 punktów. Naprawdę nie było łatwo, gdyż tylko trzy z ośmiu piw było z Polski, a ja jak wiadomo zajmuje się tylko polskimi piwami na blogu. Okazało się, że najlepsi zgarnęli 12 punktów i było tych osób aż cztery! Jako że przewidziane były tylko trzy nagrody dla zwycięzców, musiała się odbyć dogrywka. Forma dogrywki była prosta – kto w parach szybciej wypije Pilsnera z kufla, nalanego w czeski sposób, zwany mliko. Przegrani rywalizowali później między sobą, by wyłonić trzeciego zwycięzcę. Wszyscy trzej rzecz jasna otrzymali swoją wygraną w postaci jakiegoś rzadkiego i ekskluzywnego piwa. Cała ta dogrywka przyniosła kupę śmiechu i emocji samym startującym, a także widzom tego „pojedynku”. 

Rafał Kowalczyk
Wczuwam się...

Piwa ze ślepego testu

Słynna dogrywka

Niestety to był już ostatni punkt naszego wspólnego spotkania i trzeba było powoli zbierać się do domu. Na szczęście okazało się, że pociągiem, którym wracam będzie podróżować aż pięciu innych blogerów, co niezmiernie mnie ucieszyło. Wszyscy zbunkrowaliśmy się w jednym przedziale, mimo że miejscówki mieliśmy gdzie indziej. Podróż na Śląsk była więc o wiele przyjemniejsza niż do stolicy Wielkopolski. Oczywiście przez 90 procent czasu były rozmowy na tematy około piwne, dużo śmiechu i opowieści dziwnych treści, a w  międzyczasie wspólna degustacja nowego piwa z Browaru Piwoteka, o nieco egzotycznej nazwie Koko-Lobolo. 
Koko-Lobolo w pociągu

 Całe te dwa dni uważam za bardzo udane i cenne z punku widzenia blogera i piwosza. Wykłady były w przeważającej części ciekawe i treściwe, zaproszeni goście kompetentni i wiarygodni, a jedzenie bardzo smaczne i urozmaicone. Poznałem tam sporo nowych osób, a z poznanymi już wcześniej blogerami odnowiłem znajomości. No, ale przede wszystkim wchłonąłem sporo cennych i ważnych dla mnie informacji.
Z tego miejsca więc pragnę serdecznie podziękować marce Pilsner Urquell za zorganizowanie tak wspaniałej i niezapomnianej imprezy, pracownikom The Dubliner Pub, wszystkim „wykładowcom” Blog Day 2.0, oraz naszej dzielnej i nieustraszonej „opiekunce” Marlenie, bez której nie byłoby tego wszystkiego.
Do zobaczenia za rok!!!

Komentarze

  1. Dzięki za miłe słowa. Fajnie było Was spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym człowiekiem z KP był Norbert Gajb,
    miło mi było poznać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz