Łezka mi się co prawda w oku nie kręci, ale trochę
żal, że to już koniec „Tygodnia z Browarem Tenczynek”. Piwa trzymają naprawdę
wysoki poziom. Nie ma mowy o jakiejkolwiek wpadce. Naprawdę szacun dla
Tenczynka.
Na zakończenie tego jakże owocnego cyklu zostawiłem
sobie trzecie piwo z serii Piwna Rewolucja. Milk
Stout co prawda nie należy do moich ulubieńców, ale niejeden browar już
mnie takim stylem zaskoczył. Ot, choćby taki Amber Po Godzinach, czy Browar….
Tenczynek! Tak, to nie pomyłka. Zapewne spora część z Was kojarzy, że w
Tenczynku upichcili już kiedyś mlecznego stałta.
Było to oczywiście za rządów BRJ, ale jednak. Poza tym piwowar jest ten sam,
więc powtórka w zasadzie nie powinna dziwić. Czy jest to identyczne piwo, co
tamto? Tego nie wiem i domyślam się, że tylko sam Sebastian Jabłoński wie jaka
jest prawda. W każdym razie pierwszy Milk
Stout z Tenczynka był piwem niezwykle udanym i oryginalnym. Skład oraz
parametry sugerują to samo, ale jak mówię – to tylko moje domysły.
Piwo nalewa się bujną czapą beżowej piany, bla, bla
bla. Jest czarne jak smoła, bla, bla bla. Miejmy to już za sobą i przejdźmy do
rzeczy.
Popijam je sobie już od kilku minut i bardzo smakuje
mi to piwo. Co je wyróżnia? Dodatek amerykańskich chmieli rzecz jasna. Poza tym
słód pszeniczny i słód żytni. No to teraz już wiem, skąd ta gładkość na
podniebieniu. Piwo jest naprawdę fajne, smaczne, świetnie zbalansowane. Dobrze
zarysowana paloność nadaje na tych samych falach, co palony jęczmień, gorzka
czekolada i odrobina świeżo parzonej kawy z mlekiem. Samej laktozy dużo nie ma,
ale wystarczy jej, by poznać z czym mamy do czynienia. Na drugim torze
egzystują dosyć wyraźne amerykańce, wnosząc do piwa odpowiednie ilości cytrusów
z kapką żywicy oraz iglaków. Bardzo fajnie się to komponuje z palonym profilem
tego Milk Stouta. Palono-kawowa goryczka
jest wyraźna, ale nie przesadzona. Taka w sam raz, czy jak mawiają niektórzy –
jak w mordę strzelił. Finisz jest długi i przyjemny, kawowy z lekkim posmakiem
popiołu. Smaczniutkie to jak jasna cholera!
Nie będzie chyba niespodzianką, jeśli powiem, że w
zapachu jest równie uroczo. Wielowątkowo i wyraziście. Zapaszek sam włazi do
nosa, nie czeka na zaproszenie na piśmie. Tu, podobnie jak w smaku, balans pomiędzy
słodem, a chmielem został idealnie wyśrodkowany. Z jednej strony nowa fala,
cytrusy, owoce tropikalne, kwiaty i żywica. Z drugiej natomiast palone słody,
popiół, kawa i gorzka czekolada. Mam jednak wrażenie, że samej paloności jest
tu jakby mniej. Oczywiście nie mówię, że to źle, czy dobrze. Po prostu to
zauważyłem. Całość pachnie bardzo rześko, naturalnie, przyjemnie. No super
sprawa! Jestem pod sporym wrażeniem i skłaniam się ku temu, że to to samo piwo,
co przed kilku laty.
Tenczynek Milk Stout jest bardzo smacznym piwem z
odpowiednią ilością ciała. Pełnia smaku została tutaj skrojona na miarę.
Laktoza może sama i mało widoczna, ale z pewnością dodaje piwu pewnego rodzaju
gładkości i krągłości (podobnie jak słód żytni). Balans oraz sama goryczka to
gracze z pierwszej ligi. Premier szip,
czy jakoś… No genialna jest po prostu ta goryczka. Tyle w temacie. Pijalność
również celuje wysoko, w samo niebo. Pije się to niezwykle szybko, a smak
utrzymuje się bardzo długo. Ach, ten palono-chmielowy finisz! Jest nie do
podrobienia… :D
OCENA: 8/10
CENA: nieznana
ALK. 4,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 19.12.2018
BROWAR TENCZYNEK
Komentarze
Prześlij komentarz