Skoro nie tak dawno wpadła mi w ręce siakaś taka nowość od Pinty, to
postanowiłem ją skonsumować w pierwszej kolejności. Bo zazwyczaj jest tak, że
na bloga trafiają piwa, które swoją premierę miały w mniej lub bardziej
zamierzchłych czasach. Wiecie, kupi się taki cymesik, bo fajnie się zapowiada,
a potem leży to to w szafie lub w piwnicy i czeka na swoją kolej miesiącami, bo
w między czasie są ważniejsze/pilniejsze rzeczy do publikacji.
Pinta zaserwowała nam już kiedyś piwo Express IPA,
no a teraz mamy Warsaw Express. Jest to wspólne dzieło naszych kraftowych
weteranów i Browaru Bakunin z Sankt Petersburga. Piwo uwarzono w niedalekim
mnie Zawierciu jeśli ktoś by się pytał. Mamy tu American Wheat Wine, czyli takie Barley Wine ze słodem pszenicznym na pokładzie, chmielony nową
falą. Dodatkowo chłopaki z Pinty i Bakunina sypnęli do tanku skórki z
grejpfruta oraz z pomarańczy żółtej i czerwonej. Ot i cała historyja ;) Przyznajcie,
że brzmi ciekawie, a nawet nieco zaskakująco.
Aha, nazwa piwa pochodzi od słynnej niegdyś Kolei
Warszawsko-Petersburskiej, łączącej Warszawę („stolicę” zaboru rosyjskiego) z
ówczesną stolicą Imperium Rosyjskiego (Sankt Petersburg). Linię oddano do
użytku w 1862 roku. Była to druga linia kolejowa na terenach Królestwa
Polskiego, a zarazem czwarta na ziemiach całego Imperium Rosyjskiego. I niech mi
ktoś teraz powie, że piwo nie uczy! ;p Że piwo to tylko bzdurny alkohol,
służący do upodlenia się. Nic z tych rzeczy.
Wheat
Wine
wyglądem nie zaskakuje. Piwo jest totalnie mętne, ale to naprawdę totalnie. Jak
klasyczny Weizen. Piana jest bardzo
drobna i puszysta, taka kremowa wręcz. Długo się utrzymuje i tworzy zarąbisty lacing. Tak trzymać!
Oj, bardzo gładko jest w ustach. W ciemno rzekłbym,
że to jakieś Rye Wine, bo aksamit
pieści moje podniebienie w niezwykle przyjemny sposób. Może to dzięki laktozie,
o której Wam nie wspomniałem? Słodowość dominuje, jakże mogłoby być inaczej. Są
ciastka, herbatniki, jest wyraźna słodkawa pszenica oraz chlebek. Na drugim
planie natomiast objawiają się amerykańce, głównie jako akcenty żywiczne i
grejpfrutowe, liźnięte tylko nieznacznie tropikami oraz nutą iglaków. W rzeczy
samej jest skórkowo jeśli chodzi o owoce, ale przyznam się bez bicia, że skórek
pomarańczy to ja tu nie odnotowuję. Tłem natomiast sunie bardzo subtelna
laktoza, bez wątpienia kojarząca się z mlekiem. Dość szybko do tego grona
włącza się dobrze zaznaczona, ale dosyć szlachetna goryczka o fajnej
żywiczno-skórkowej strukturze. Nie jest ona może jakoś strasznie mocarna, ale
na tyle wyraźna, by nie wyszedł z tego słodki ulepek. I nie wychodzi. Piwo jest
świetnie zbalansowane, smaczne, choć nie jakieś bardzo odkrywcze. Na uwagę
zasługuje również bardzo dobrze skitrany alkohol. Praktycznie nie daje o sobie
znać. Może delikatnie rozgrzewa, ale nic ponadto. Jak na ponad 9 voltów jest wręcz zajebiście :D
Mój nos bez dwóch zdań potwierdza te doniesienia.
Nie mam pojęcia jak ono to zrobili, ale pachnie to jak zwyczajne piwo,
powiedzmy 6-7% alko. Poważnie. A sam zapaszek co ma do zaoferowania? Cóż, może
i aromat nie jest jakoś mocno rozbudowany, ale jakże przyjemny. Jest słodkawo,
to fakt. Pszenica jest jeszcze bardziej wyraźna niźli w smaku. Tuż za nią
podążają słodkie biszkopty, świeże białe pieczywo oraz takie maślane
herbatniki. Amerykańskie chmiele cofnęły się wyraźnie do defensywy, ale nie
można powiedzieć, że ich nie ma. Wciąż docierają do mnie skórkowe cytrusy,
słodkie tropiki oraz bardzo nieśmiałe żywiczno-leśne klimaty. Całość pachnie
naprawdę ładnie. Orgazmu po tym nie dostaniesz, ale wącha się to niezwykle
przyjemnie. Brawo!
Strasznie podoba mi się faktura tego piwa. Jest taka
gładka, jedwabista, śliska, miękka, puszysta, zaokrąglona. Pełnia smaku także
zdaje egzamin. Mamy tu odpowiednie ciało i co najważniejsze jest ono genialnie
zbalansowane. W punkt wyważona goryczka daje sobie doskonale radę z niemalże
25º Plato. Majstersztyk. Na poczet wielkich plusów należy także zaliczyć
idealnie ukryty etanol oraz samą pijalność, która jak na te parametry jest
wręcz kosmiczna! Piwo wchodzi niemiłosiernie szybko, co równie szybko może się
zemścić… Z takim woltażem naprawdę nie ma żartów.
Kooperacja naszej Pinty z raczej nieznanym u nas
rosyjskim browarem wypadła bardzo udanie. Jak mówię – piwo nie jest w żaden
sposób odkrywcze, ale już sam smak i aromat są naprawdę godne polecenia. Wasze
zdrowie!
OCENA: 8/10
CENA: 11.99zł (Z Innej Beczki)
ALK. 9.3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 22.05.2020
BROWAR PINTA & BROWAR BAKUNIN//BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz