Tak, wiem że o Świętach Bożego Narodzenia już nikt
nie pamięta. Wiem, że prezenty od Mikołaja już dawno zjedzone (lub zniszczone w
przypadku dzieci). Co niektórzy zapewne już zapomnieli nawet o Wielkanocy. A ja
tu wyjeżdżam z takim piwem… To znaczy może nie chodzi tu o samo piwo, lecz o typowo
świąteczną etykietę.
No, ale co mam począć skoro El Jaguaris nie doczekał
się swojej kolejki w zimowych miesiącach? Piwo zakupione, więc przecie nie
wyrzucę, ubogim nie oddam, bo mi też się nie przelewa. Trzeba wypić, napisać
reckę i podzielić się wrażeniami z piwoludkami ;)
Tak, tak, etykieta jest naprawdę zacna. Podoba mi
się jak mało która. Zresztą to już nie pierwsza od Birbanta nawiązująca do
jegomościa w czerwonym płaszczu (pamiętacie Sheep Szit, piwo z gównem?). Te
kolory, ta kreska, ten humor. No ja to po prostu kupuję!
W środku tego zabawnego opakowania kryje się Coffee RIS. Ale jest tu coś dziwnego –
na kontrze jest gatka-szmatka o ziarnach gwatemalskiej kawy El Jaguar, ale w
składzie żadnych ziaren nie ma, kawy też nie ma. Czyżby mała wtopa ze strony
browaru?
Pewnie tak, bo w gębie kawy jest od cholery. Świeżo
parzona kawusia w smaku jest bardzo wyraźna. Taka bez śmietanki, dość tęga, ale
z pewną ilością cukru. Piwo jest dosyć gęste i przyjemnie oleiste jak na te
parametry (24,5º Blg). Powoli spływa w dół przełyku. W ciemno obstawiałbym
kilka ballingów więcej, więc naprawdę się postarano w tym temacie. Prócz mocnej
kawy mamy tu jeszcze spore pokłady palonego słodu, gorzkiego kakao i gorzkiej
czekolady. Wszystko rzecz jasna w rasowym wydaniu. Widać, że nie używano
półśrodków, nie chodzono na skróty. Dość szybko do gry włącza się kawowo-palona
goryczka o umiarkowanej mocy rażenia. Jest bardzo szlachetna, krótka i ułożona.
Nie zalega ani przez chwilę. Totalnie z tyłu natomiast wlecze się lekka nutka
popiołu i spalenizny. Klimaty całkiem przyjemne i zupełnie pożądane w tym
stylu. Ilość bąbelków również bez zarzutu – jest ich niewiele i tak ma być. Alkoholu
nie czuć wcale! Absolutnie nic, zero! Nie wiem, jak oni to zrobili??? Całość
jest niebywale smaczna, szalenie wyrazista w odbiorze, choć niezbyt mocno
urozmaicona. Ale szanuję takie podejście.
Aromat też co nieco urywa. Jest okrutnie intensywny,
wręcz namacalny. Gdybym zamknął oczy, powiedziałbym że to ‘mała czarna’, która
już wystygła. Kawa, kawa, kawa! El Jaguaris to iście kawowe piwo. Nie znam się
na tych napitkach, bo nie pijam, więc nie będę zgadywał, czy to rozpuszczalna,
fusiasta, czy jeszcze jakaś inna. Ziarna kawy zdominowały zapach niemal
całkowicie. Gdzieś tam daleko w tle próbują się przez nie przebić echa palonego
słodu, czekolady deserowej, popiołu i przypalonego spodu od ciasta. Co ciekawe,
mimo typowo czarnych klimatów, piwo nie jest jakieś mega palone, wytrawne, czy
agresywne. No, ale kawusia rządzi bez dwóch zdań. Chłopaki z Birbanta nie
żałowali tego dodatku. Mamy tu ponad dyszkę alko, a ja zupełnie zapomniałem, że
wącham RISa. Alkohol jest całkowicie nieobecny! Po prostu go nie ma i już. To
jest nie do uwierzenia. Kłaniam się do samej ziemi i całuję rączki.
Piszę te słowa i wciąż sobie popijam tego El
Jaguarisa. Wciąż zaskakuje mnie ta gęstość oraz gładkość. Piwo jest wręcz
aksamitne, takie jedwabiste, kremowe, puszyste. Nie mam pojęcia jak im się
udało osiągnąć taki efekt bez płatków owsianych i słodu żytniego. Pełnia też
niczego sobie – niemal zwala mnie z nóg. Wyrazistość sięga granic moje
percepcji. Balans to kolejna rzecz, nad którą pieję z zachwytu. Rzadko kiedy
trafia się tak idealnie rozłożone piwo, które nie jest ani za słodkie, ani za
gorzkie (mimo takiej ilości kawy). Treściwość/wytrawność = 50/50. A pije się to,
jak jakiegoś FESa! Ciecz żwawo i ochoczo wlewa się do żołądka. To znaczy spływa
powoli, ale bez przerwy mam ochotę na kolejny łyczek ;> Takie do dobre. Mniam,
mniam! Palce lizać, a raczej usta oblizywać. Nie lubię kawy, ale potrafię
docenić piwa z kawą w składzie. Brawo Birbant!
OCENA: 8/10
CENA: ok 11ZŁ
ALK. 10,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.10.2019
BROWAR BIRBANT//BROWAR ZARZECZE
Komentarze
Prześlij komentarz