Przejdź do głównej zawartości

SOLARIS od RADUGI. Tak potężnego piwa jeszcze nie piłem!


Ach, ta załoga Radugi. Mają pierdyknięcie, mają rozmach! Co rusz przekraczają kolejne granice. Czek dis ałt: 34ºBlg, 15% alko!!!! Może oprze się to w końcu na jakimś Jopejskim? Dość powiedzieć, że na ten moment jest to drugie najbardziej ekstraktywne polskie piwo! Trzecie pod względem mocy alkoholu! To naprawdę jest nie byle jaka petarda.
Solaris został w końcu zabutelkowany, ku uciesze piwnych geeków, którzy rzadko albo wcale nie bywają na piwnych festynach festiwalach. Potężny, mocarny, przeogromny, przemuskularny RIS został w końcu ujarzmiony kapslem i schowany do małych, całkiem zgrabnych buteleczek. Brakuje tylko stosownego kartonika i byłby sztos wypisz, wymaluj! Pod warunkiem oczywiście, że piwo urywa wiadomą część ciała… O tym będzie za chwilę.
Swojego najpotężniejszego RISa Raduga woziła po festiwalach przez prawie pół zeszłego roku, dając pole do popisu piwnym masturbatorom. Jego ilość chyba nigdy nie przekraczała jednej beczki na imprezę, stąd ogromne kolejki, wielkie zainteresowanie, a finalnie i tak tylko ułamek procenta zainteresowanych mógł go spróbować. Ja czekałem cierpliwie w domciu, aż piwo trafi pod moją strzechę, no i w się w końcu doczekałem. Oto i on: Solaris ozdobiony piękną i jakże gustowną etykietą. Nawiązanie do tytułu słynnej powieści Stanisława Lema również propsuję. Zresztą cała seria mocarzy od Radugi nawiązuje do tematyki kosmicznej, że się tak wyrażę.
Eta jak wspomniałem zajefajna, ale czytać to tam w sumie nie ma o czym. Nie ma nawet pełnego składu! Że nie wspomnę o jakiś krótkim opisie stylu lub tego co po prostu znajduje się w butelce. Za takie zagranie karny kutang z mojej strony. 


Dzięki odpowiedniemu stopniowaniu napięcia przez Radugę, w tej chwili piwo liczy już sobie grubo ponad rok. Czy będzie to czuć w smaku? Mhmmmm… może po kolei.
Otwieram. Z butelki do szkiełka wędruje nader czarny strumyk. Tak, piwo jest totalnie czarne, zupełnie jak Twój najczarniejszy koszmar. Od razu widać też sporą gęstość. Piana również jak z obrazka. Ładnie zbudowana, dość obfita, zbita, drobno pęcherzykowa, uroczo brązowa, ale niestety opada szybciej niżbym tego sobie życzył. Nie mniej jednak, przy tym stylu nie jest to jakoś bardzo ważny element, więc obyło się bez płaczu ;>
W smaku jakiegoś wielkiego szaleństwa nie ma, ale to może przez to, że człek już się trochę przyzwyczaił do tych wszystkich barel ejdży. Tu natomiast jest czysto, tradycyjnie, stylowo. Pełnia rozpierdziela kubki smakowe na strzępy. Gęstość oblepia ścianki jamy ustnej w równej mierze, co pierwszy lepszy syrop na kaszel. Do tego dochodzi horrendalna gładkość, aksamitność, oleistość, no wiecie. Króluje tu mleczna czekolada, pralinki i gorzkie kakao. Drugi plan to już bardziej czarne klimaty typu palone słody i łagodna kawa (nieco rozwodniona nawet). Aftertaste jest bardzo długi i esencjonalny. Delikatnie palony, co nieco kwaskowy i subtelnie goryczkowy. Sam etanol natomiast już się tu dość dobrze ułożył. Nie mówię, że go nie czuć – przy tak olbrzymim woltażu, to chyba w ogóle nie jest możliwe. Prawda jest jednak taka, że piwo nie trąca jakimś spirolem, czy bimbrem. Lekko rozgrzewa od środka, może też minimalnie piecze w przełyku, ale nic ponadto. Jestem ukontentowany takim obrotem sprawy. Daleko w tle pojawia się niewielka nutka lukrecji, spalonego pieczywa i popiołu. Całość wypada jednak troszkę zbyt monotonnie. Mało się tu dzieje, choć źle też nie jest.

W zapachu natomiast jest już wyraźnie lepiej. Nie tak czarno i brązowo jak w smaku. Pojawiły się bowiem suszone owoce, przełamujące słodową hegemonię. Są rodzynki, suszone śliwki, wiśnie oraz figi. Tego właśnie brakowało mi w gębie. Paloność i ciemne słody bardzo fajnie tutaj współgrają z czekoladą, pralinkami i rozpuszczalnym kakao. Kawusia jeśli nawet jest, to pełni rolę typowego tła. Poza tym jest mocno rozwodniona i już dosyć dawno parzona. Piwo w aromacie wyraźnie kojarzy się z jakimś likierem owocowym. Alkohol mimo, że obecny, jest szalenie dobrze ułożony, wybitnie szlachetny i zupełnie nieinwazyjny. Tego właśnie oczekuję, po porządnie wyleżakowanych RISach. Świetnie się to wącha. Zapach sam wchodzi do nosa, jest w miarę bogaty i przede wszystkim bardzo intensywny.
Muskularny Solaris od Radugi przytłacza pełnią smaku, gęstością i gładkością porównywalną z gładkością nóg Waszych kobiet tuż po goleniu. Piwo jest dosyć treściwe, ale sumarycznie nawet nieźle zbalansowane. Nie jest ani zadziorne, ani mocno palone, ani tym bardziej słodkie. W smaku jednak sprawia wrażenie nieco przymulonego i monotonnego. Za to wszystko, co najlepsze oddaje Waszym nozdrzom :D Wącha się to nader przyjemnie i entuzjastycznie. Wielki plus również za dobrze wkomponowany alkohol. Czas jak widać zrobił swoje.
No, ale czy to piwo można nazwać sztosem? Oczywiście, że nie! To zupełnie nie ta liga.
OCENA: 7/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 15%
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.2023
BROWAR RADUGA

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz