Pamiętacie Certain Death od Brokreacji? No ten wędzony
RIS w upiornym kartoniku, który piłem pod koniec lutego. No to dzisiaj biorę
się za jego bardzo bliskiego brata. Ten też ma horrorową etykietę. Fajna
prawda? ;)
Buried Alive to również jest Russian Imperial Stout i również jest wędzony, tyle że dymem z
torfu. W zasadzie z grubsza można rzec, że obydwa piwa mają tę samą podstawę, a
różni je tylko typ wędzenia oraz dodatki. W tym przypadku są to płatki drewna
kasztanowego. Brzmi oryginalnie. Nie kojarzę, by jakieś polskie piwo
namaszczono tym drewnem, choć oczywiście nie ogarniam wszystkiego co się na
rynku pojawia.
Dla przypomnienia dodam jeszcze, że to bardzo
prawilny RIS, taki wręcz książkowy. Równo 24º Blg oraz 9,5 voltów alkoholu. Tylko ta goryczka trochę chyba za niska – 40 IBU
jak na tego typu piwo, to raczej nie za wiele. Identycznie było w przypadku
Nagłej Śmierci, ale podczas picia balans rozkładał się tam mniej więcej
równomiernie, więc jestem dobrej myśli.
Jeśli w miarę regularnie do mnie zaglądasz, to już
pewnie wiesz, że jestem peatedheadem.
Wiem, trudne słowo, dlatego wyjaśnię – uwielbiam piwa wędzone torfem, inaczej
mówiąc ze słodem whisky na pokładzie.
Rozjaśniło się już w główkach?
A tak w ogóle Buried Alive to bardzo smaczne piwo.
Odpowiednio gęste, odpowiednio gładkie i pełne w smaku. Nie jest to oczywiście
jeszcze olej, czy syrop, ale w rzeczy samej czuć ten balling. Od groma tu
różnej maści czekolady – jest taka słodko-gorzka, jak do zagryzania przy kawie,
jest też czekolada na gorąco w płynie. Są nawet pralinki i to z wyższej półki.
Drugi plan to umiarkowanie mocna kawa z odrobiną cukru i śmietanki, która
natychmiastowo przechodzi w taką fajną paloność, pochodzącą oczywiście od
ciemnych słodów. Powiedziałbym nawet, że czuje tu prażony jęczmień. W to
wszystko wtrąca się słód whisky,
dając memu podniebieniu klimaty torfu, dymu, starego drewna, rozgrzanego
asfaltu oraz smoły. Nie jest to jakiś zabójczy poziom (przynajmniej dla mnie),
ale jeśli to Twój pierwszy kontakt z Peated
Imperial Stoutem, to możesz być w głębokim szoku. Dla mnie natomiast to
czysta przyjemność, tyle że w umiarkowanym wydaniu. W posmaku na wierzch
wypływa bardzo przyjemna goryczka, kawowo-czekoladowa, gładka, niebywale
ułożona i szlachetna. Nie zalega ani sekundy dłużej niż potrzeba. Kolejny
wielki szacun za doskonale ukryty alkohol. Piwo jest cholernie dobrze ułożone,
aż zapominam się ile to ma procent…
W smaku gra gitara jak ta lala! Zobaczmy zatem, co
Spalony Żywcem jest w stanie zaoferować mojemu kinolowi. Mmmmm… tu również
można się delektować, bo jest czym. Czekolada deserowa, kakao, pralinki oraz
przypalony karmel do towarzystwa – ten kwartet gra w aromacie pierwsze
skrzypce. Akompaniuje im oczywiście torf pod postacią spalonych kabli, asfaltu,
smoły i podkładów kolejowych. Cóż za zgrana ekipa! Wszystko huczy, aż miło patrzeć.
Znaczy się wąchać… J Gdzieś tam daleko w tle natomiast
pobrzmiewają echa palonych słodów, dymu, łagodnej kawy i likieru czekoladowego.
Od razu jednak napomnę, że alko jest dobrze ułożone i nader łagodne. Żadnych
skojarzeń z palącym spirolem nie odnotowałem. Świetny zapaszek. Brawo! :D
Buried Alive okazał się być piwem przeciętnie
zatorfionym. Owszem, czuć wiadome akcenty bardzo wyraźnie, ale daleko mu do
mistrzów w tym fachu, czyli np. do Black Widow, Nafciarza Dukielskiego,
Biohazardu, czy Gehenny. Co oczywiście nie znaczy to, że jest od nich gorszym
napitkiem.
Piwo uwodzi niesamowitą pełnią smaku oraz masą
czekoladowych klimatów. Jest dobrze zbalansowane, genialnie ułożone, lekko
treściowe z bardzo zgrabną goryczką i cholernie długim finiszem. Pije się je
niebywale szybko. Aż trudno uwierzyć, że to RIS.
Serię kartoników z trupią czachą od Brokreacji
uznaję za niezwykle udaną. Obydwa piwa różnią się dosyć znacznie, ale obydwa są
bardzo smaczne, złożone, niemal kompletne. Takie do mlaskania i cmokania przy
książce i kominku. Szczerze polecam!
OCENA: 8/10
CENA: ok 24ZŁ
ALK. 9,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 16.05.2018
BROWAR BROKREACJA//BROWAR MARYSIA
Komentarze
Prześlij komentarz