Dziś już ostatnie piwo w ramach cyklu
„Tydzień z Browarem Hopkins”. Łezka w oku się kręci, bo piwa mają naprawdę
dobre. Póki co tylko jedna wpadka i to nie jakaś strasznie wielka.
Na koniec zostawiłem sobie coś z czym wiązałem
największe nadzieje. Biohazard – Whisky
Porter. Na samą myśl o piwie uwarzonym tylko i wyłącznie na słodzie whisky mam gęsią skórkę, mrowienie w
stopach i widoczny ślinotok. Jestem wielkim miłośnikiem takich napitków, stąd
moje podniecenie ;)
A jest się czym podniecać. Podwyższone parametry jak
na angielski Porter świadczą o
bogactwie doznań i bezkompromisowym charakterze. Dodatkowo piwo okraszono
płatkami dębowymi (mocno opiekanymi), co również zwiastuje dodatkowe emocje.
Nie będę już przedłużać, bo emocje sięgają zenitu. Lecę
po aparat, otwieracz, szkło i piwo….
Biohazard z pozoru wydaje się czarnym piwem, jednak
‘pacząc’ pod światło zdradza niewielkie rubinowo-burgundowe refleksy. Piwo jak
to u Hopkinsa pieni się jak głupie. Jasno beżowa pierzynka jest strasznie
wysoka, obfita i trwała. Opada w żółwim tempie wyraźnie brudząc przy tym szkło.
Wygląd to naprawdę mocna cecha każdego napitku z tego browaru.
Teraz czas na najlepsze. Klimaty słodu whisky czułem już na zewnątrz, tuż po
przelaniu. Jednak skupiłem się na nim dopiero w domowym zaciszu. Panie cóż to
jest za piwo, cóż to za aromat! Intensywny, bogaty i złożony. Wyrazisty jak
ciosy Materli we wczorajszej walce z Antonim Chmielewskim. Asfalt, mocno
rozgrzany słońcem asfalt. Do tego dochodzi masa bitumiczna, zjarana serwerownia
(kable), stare podkłady kolejowe i bakelit. Ciemne, lekko palone słody, łagodna
kawa oraz gorzka czekolada są tu tylko tłem. Niezwykle przyjemnym tłem. W każdym
czarnym piwie marzy mi się takie tło ;) Jeszcze głębiej niż w tle, tuż na
granicy percepcji majaczy ociupinka nafty, orzechów i drewna. Cudownie uwodzący
zapach. Mógłbym go wąchać całymi godzinami, miesiącami i latami. Mógłbym nawet
używać perfum o takim zapachu, gdyby tylko istniały ;p
Piwo jest nisko wysycone, a smak wcale nie odstaje
od aromatu. Dorównuje mu każdym aspektem. Tu również niepodzielnie rządzą
torfowe klimaty – wyraziste, wręcz namacalne spalone przewody elektryczne,
podkłady kolejowe, spalona guma, nafta, ebonit i płynny asfalt dają z siebie
100%. Nieco w głębi pojawia się niezwykle przyjemna orzechowość, podsycona
szczyptą palonych słodów, kawy i gorzkiej czekolady. Niuanse opiekanego drewna
są niewielkie, ale nie jest to ważne, bo i bez tego piwo rwie włosy z głowy.
Finisz punktuje wyraźną, choć niezbyt mocną goryczką o szlachetnym
kawowo-torfowym sznycie. Goryczka w punkt kontruje słodową pełnię, jest krótka,
gładka i niebywale przyjemna. Super się to pije. Uwielbiam takie piwa! :D
Biohazard ma wszystko co trzeba mieć, by robić z
gęby banana, a z mózgu wrzącą papkę, a przy okazji nie jest narkotykiem. Pełnia
smaku niemal zwala z nóg. Zresztą 18,5 Blg to wcale nie tak mało. Piwo jest
okrutnie wyraziste w swojej wymowie (niemal tak samo jak moja teściowa), niebywale
zbalansowane, nieco treściwe oraz nieco wytrawne. Złożoność smaku i aromatu
jest wystarczająca, by cieszyć się nim jak dziecko z lizaka, jak mężczyzna z
nowego samochodu, czy jak kobieta z najnowszego modelu tuszu do rzęs. Pijalność
jak na te parametry (piwo nie jest lekkie w odbiorze) i nietuzinkowe wrażenia
jest naprawdę świetna.
Bezkompromisowy trunek, bogaty, do bólu wyrazisty i
złożony. Uwielbiam torfowe piwa, a to należy do ścisłej czołówki – podium jak
nic! Brawo Browar Hopkins. Macie u mnie wielkie uznanie i szacun na dzielni.
Moje ziomki Was nie ruszą ;)
OCENA: 9/10
CENA: ok 10ZŁ
ALK.7,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 15.07.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 15.07.2016
BROWAR HOPKINS//STARY BROWAR KOŚCIERZYNA
Komentarze
Prześlij komentarz