Przejdź do głównej zawartości

INSOMNIA PLUM MADNESS STOUT




Polska to fajny kraj. Nawet bardzo fajny, no bo gdzie indziej na świecie mają dwa dłuuugie weekendy w jednym miesiącu? Przecież to jak nic pół wypłaty pójdzie na węgiel do grilla! Zresztą kto ma długi łykend to ma. Ja niestety nie mam. Musiałem spiąć dzisiaj poślady i odwalić swoje osiem godzin. Takie życie.
No, ale jakoś przeżyłem w tym TRW. Czeka na mnie teraz nagroda, którą sam sobie wyznaczyłem ;) Chodzi o piwo Insomnia Plum Madness Stout. Od Hopkinsa oczywiście, no ale to już na pewno wiecie. Piwo zostało specjalnie uwarzone na czwartą edycję kwietniowego birgika (BGM dla mało kumatych). Jest to Stout podrasowany płatkami śliwy macerowanymi w góralskiej śliwowicy. Może nie brzmi to jakoś szalenie ekstremalnie, ale Hopkins udowodnił już w przypadku Transfuzji, że drewniane płatki macerowane w wysokoprocentowym alkoholu dają świetne efekty. Jak będzie tym razem?


Rzeczony napitek bardzo ładnie wygląda w szkle, jak zresztą wszystkie piwa od Hopkinsa. Ciecz jest czarna i nieprzenikniona. Zupełnie jak wnętrze dupy murzyna. Wiecie, takiego najczarniejszego, prosto z Wagadugu, czy innej Nairobi. Nie żebym wiedział jak ono (to wnętrze) wygląda, ale tak właśnie je sobie wyobrażam. Piwo zdobi olbrzymia czapa piany. Wielka jak stodoła moich sąsiadów. Beżowa pianka jest drobna, zwarta i trwała. Opada naprawdę wolno, przy okazji oblepiając szkło.
Bardzo byłem ciekawy wpływu góralskiej śliwowicy na ów trunek. Co prawda piłem takową tylko raz (bardzo dobra i mocna jak jasny skurczysyn) i to dość dawno temu. Muszę jednak stwierdzić, że raczej nie czuję tutaj akcentów śliwki, ani śliwowicy. Jest za to jakieś drewno, zapewne to te płatki śliwy. Jest to stare zleżałe drewno, poniekąd kojarzące się z whisky, która de facto jest przecież leżakowana w drewnie. Ale to tylko niuanse, bowiem prym wiedzie tutaj słodko-gorzka czekolada i łagodna kawa bez cukru. Akompaniuje im nie mniej wyraźnie palony słód, odrobina ziołowego chmielu oraz ciemne, razowe pieczywo typu pumpernikiel na przykład. Paloność nie jest jakaś powalająca, ale w miarę odczuwalna. Całość ma średnie ciało, bardzo niskie nasycenie i umiarkowanie mocną goryczkę o kawowo-ziołowym rodowodzie. Nieźle się to pije, choć do urywania czegokolwiek daleka droga.

Sam aromat natomiast sprawuje się już trochę lepiej. Tutaj i owszem wyczuwam niewielkie cienie góralskiego napitku, ale wciąż nie jest to mocny zapach. Subtelna śliwkowa owocowość jest bardzo przyjemna, ale stanowi tu tylko tło dla ciemnych prażonych słodów, lekkie kawy i deserowej czekolady. Paloności jako takiej jest naprawdę mało, tyle co kot napłakał. No może dwa koty. Ponownie nos łechce mi lekko drewniana nuta, ale w tym przypadku daleko jej do konotacji z łyskaczem. W sumie gdyby nie ta śliwkowa rozkmina, to byłby to bardzo przeciętny i zwyczajny zapaszek. Dobrze, że płatki śliwy zrobiły swoje, choć powiem szczerze, że spodziewałem się większego odlotu, większego szaleństwa.
Insomnia od Hopkinsa to stosunkowo lekkie jak ten ekstrakt piwo. Prawie 16° Plato na liczniku, a ja mam wrażenie, że to jakaś „czternastka”. Jak mówię pełnia nie rzuca na kolana, ale za to balans jest świetny. Kawowa goryczka jest wspaniale wyważona, krótka i szlachetna. Nie zalega i doskonale kontruje słodową podbudowę. Typowej wytrawności tu nie uświadczymy, co jedynie półwytrawność. Z drugiej też strony piwo nie jest słodkie. O żadnym ulepku nie może być nawet mowy. A co z pijalnością? Nie jest najgorsza. Nie oznacza to jednak, że piwo wchłania się jak gąbka wodę. Przeciętność to chyba najlepsze określenie dla tej cechy.
Sumarycznie niezłe piwo, ale jakieś takie bardzo mało ekstremalne, czy szalone. Można spróbować, ale Transfuzja dużo ciekawsza.
OCENA: 7/10
CENA: nieznana
ALK.6,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.06.2016
BROWAR HOPKINS//STARY BROWAR KOŚCIERZYNA

Komentarze

  1. Przyjmuję do wiadomości, że ktoś nie ma pojęcia jak wygląda zakończenie układu wydalniczego mieszkańca Nairobi. Ale, że ktoś sobie wyobraża jak takowe wygląda to tego już niestety nie ogarniam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki