Jako, że jestem piwnym blogierem, zajmuję się piwną tematyką i ponoć znam się trochę na
tym, to niejednokrotnie spotkałem się z pytaniem: „jakie jest twoje ulubione
piwo?”. Moją odpowiedzią jest zawsze ta sama, krótka i cięta riposta: nie mam
ulubionego piwa.
I to jest prawda – nie mam jednego piwa, które darzę
największą sympatią (zwłaszcza biorąc pod uwagę nierówność warek). Oczywiście
można by to pytanie trochę doprecyzować, uściślić, np. jakie piwo najczęściej
pijesz latem, a jakie zimą? Jaki styl piwa jest twoim ulubionym? Itepe, itede.
Ostatnio zacząłem się trochę nad tym zastanawiać. W
jaki sposób mogę określić to jedno jedyne piwo, które najbardziej mi smakuje?
Które najmocniej wydarło mnie z moich Kubotów? Które zrobiło mi remont
generalny na poddaszu…? Otóż jednego nie sposób mi wskazać, ale mogę wskazać
tych kilka The Best of The Best! Do
tego celu właśnie służy mi ten blog, który prowadzę już od prawie sześciu lat.
Te zapiski, te oceny tak naprawdę nie są dla Was, tylko dla mnie. Każdy
przecież ma inny gust. Jeden lubi gówno na surowo, drugi lubi, gdy jest
zapieczone w piekarniku. Tak to już jest.
W związku z powyższym postanowiłem zrobić krótkie
zestawienie piw, które dostały na blogu maksymalną notę (10/10). W pewnym
sensie będzie to moja odpowiedź na pytanie z początku tekstu. Zaczynamy :)
Ehhhh… Zupełne początki działalności bloga, nieumyta
szklanka, fatalne zdjęcie. Początki zawsze są trudne, ale do tej pory nie mogę uwierzyć,
że to piwo tak niebywale mną zawładnęło. Pierwsza ‘dyszka’ na blogu, doświadczenie
w porównaniu z obecnym raczej niewielkie. No, ale trudno. Nie żebym się
wstydził tej oceny. To piwo naprawdę mi bardzo smakuje, nawet do tej pory.
Pijam je co jakiś czas, ale naprawdę się dziwię, że dałem aż tyle… Chociaż tu
trzeba zauważyć, że wraz ze zmianą wizerunku (butelki i etykiety) zmieniła się
też chyba receptura tego piwa. Nie mówię, czy na lepsze, czy na gorsze, ale z
pewnością to już nie to samo, co było w starych półlitrowych butelkach. Tak,
czy siak piwo jest bardzo dobre. Szczerze polecam, mimo że teraz nie dałbym tak
wysokiej oceny.
Noooo!!! To już zupełnie inna para gumowców. Pity
przeze mnie egzemplarz w marcu 2016 odcisnął na mnie takie piętno, że do dziś
pamiętam doskonale jak to cudo smakowało. Zaledwie 21ºBlg, ale z powodzeniem
piwo zamiotło pod dywan 99% trunków z wyższym ekstraktem. Cholernie rzadko
można spotkać się w piwie z taką gładkością, taką czernią, złożonością,
kompleksowością i aksamitnością w ustach. Do tego dochodzą te delikatne nuty
torfowo-asfaltowe, które wprost uwielbiam! Poważnie, długo musiałem zbierać
szczękę z podłogi po wypiciu Elixiru. Spójrzcie jeszcze na idealnie dobraną
nazwę. No jak w mordę strzelił eliksir! :D Nie wiem, czy to piwo wciąż jest
jeszcze warzone, ale jeśli tak, to kupujcie na hektolitry, bo warto!!!
Piwo legenda, o którym powinni uczyć w szkole. Gdyby
nastąpiła kiedyś w historii ludzkości zagłada naszej cywilizacji, to o Hadesie
pamięć nigdy nie powinna zaginąć. W nieistniejącym jeszcze Muzeum Polskiego
Piwowarstwa powinno stać na półce obok Dziadka Mroza, Chateau i Samca Alfa z
Artezana. Obok Imperium Prunum z Kormorana, wymrażanek ze Spółdzielczego, Ataku
Chmielu od Pinty i trzech wersji Buba Extreme od SzałuPiw. Swego czasu było to
najmocniejsze i najbardziej ekstraktywne polskie piwo. Russian Imperial Stout, w którego składzie znalazło się sześć
odmian papryczek chili, mleko w proszku oraz ziarna kakaowca. Czyż to nie brzmi
wspaniale? Całość jest nieziemsko harmonijna, wielowątkowa, bogata, gładka,
pełna w smaku, genialnie zbalansowana. Dla mnie to piwo na ówczesne czasy było
ideałem. Ciekaw jestem jak oceniłbym je teraz?
No jakby się uprzeć to też jest jedna z legend
polskiego piwowarstwa nowofalowego. Co ciekawe dosyć szeroko dostępna,
wielokrotnie powtarzana i co najważniejsze nie rujnująca zbytnio naszego
portfela. W końcu to legendarna Pinta, która nie powstała tylko po to, by się
nachapać (chyba).
Połączenie imperialnego porteru bałtyckiego z amerykańskim,
nowofalowym chmieleniem to był istny strzał w dziesiątkę! Piwo urzeka
cytrusowymi wstawkami, jak i typowo porterowymi klimatami. Do tego dochodzi
niebagatelna pełnia smaku, gęstość, aksamitność, głębia oraz treściwość. Piwo
idealne w każdym calu. Można się nim cieszyć bez końca. Zupełnie jak dziecko z
piątego lizaka tego samego dnia. Jeśli gdzieś będziecie widzieć, to śmiało
kupować. Ja mam zachomikowaną butelkę z drugiej warki. Niedługo będzie
odszpuntowana. Bardzo jestem ciekaw, jak to piwo zmienił tak znaczny upływ
czasu.
Jeśli coś jest imperialne, to musi być od razu
zajebiste? Nie musi, ale w tym wypadku akurat tak jest. Zwykła wersja tego piwa
- mimo, że była mocno filcowała kalesony - nie wywarła na mnie, aż takiego
wrażenia, jak ten cymesik. Wersja wzmocniona, to właśnie jest to, co tygrysy
(takie jak ja) lubią najbardziej. Jestem wielkim fanatykiem słodów whisky w piwie, toteż pijąc to piwo
byłem dogłębnie ukontentowany. Mariaż gorzkiej czekolady, kawy, palonych słodów
i suszonych owoców z nutami torfowo-asfaltowymi udał się w tym piwie wyśmienicie!
Naprawdę nie ma się tutaj do czego doczepić.
Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Co jakiś czas piwo jest powtarzane,
więc nie żałujcie kapuchy, bo naprawdę jest to dobra inwestycja.
Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć słynnego RISa
z Pracowni Piwa. Warto wspomnieć, że jest to jeden z pierwszych polskich
imperialnych Stoutów. Od lat święci
triumfy na polskim rynku piw rzemieślniczych, dając poczucie spełnienia
każdemu, kto po nie sięgnie. Piwo tak mocno spodobało się Pracowni, że powstało
kilka jego różnych wersji różniących się głównie dodatkami.
Nie jest tanie, ani też szeroko dostępne. Tak
naprawdę to dosyć trudno je zdobyć, mimo że wciąż chyba jest co jakiś czas
warzone. Bardzo prawilne parametry, doskonała receptura i jeszcze lepsze
wykonanie sprawiły, że do tego piwa w żaden sposób nie idzie się przyczepić.
Wszystko jest tu doskonałe. Od gęstości, oleistości i aksamitności, po
pijalność, złożoność i ułożenie. Po prostu cud, miód i orzeszki! Palce lizać :)
Chodzi mi tu oczywiście o wersję podstawową, bo
musicie wiedzieć drogie dzieci, że piwo to doczekało się kilku wersji
specjalnych leżakowanych w beczkach po różnych alkoholach (była też wersja oak chips oraz blend). Zwykła wersja bez kontaktu z drewnem była piwem zupełnie
nie z tej Ziemi! Szalenie czarnym, kosmicznie gęstym, lepkim i jedwabistym. Pełnia
smaku, idealny balans oraz niebywała złożoność miażdżyły kubki smakowe na
potęgę. Do tego ta jebucka, ale jakże szlachetna i ułożona goryczka na poziomie
równym 100 IBU! W zapachu również istna ambrozja, ale co ja tu będę Wam
wypisywał. Piwo jest chyba cały czas w ofercie browaru, więc sami się
przekonajcie. O ile oczywiście z biegiem lat nie majstrowano przy recepturze…
Komentarze
Prześlij komentarz