Przejdź do głównej zawartości

THE GRAVEDIGGER RED WINE BARREL AGED od BROKREACJI



Nie. To nie deja vu moi drodzy.  Z Waszymi patrzałkami wszystko w porządku. To po prostu już trzeci brokreacyjny The Gravedigger na blogu. Tych wersji jak wiadomo było całkiem sporo, więc zapewne nie jest to moje ostatnie zdanie w tym temacie ;)
Podsumowując moje dotychczasowe trofea, mam już zaliczoną – urywającą wszystko co popadnie – wersję podstawową Grabarza oraz blenda, będącego mieszaniną trzech różnych rodzajów tego piwa (leżakowanych po Whisky, Brandy i czerwonych winie). A propos wina… dziś właśnie wersja leżakowana w beczce po czerwonych winie. Prawdopodobnie było to Bordeaux, choć ręki se uciąć nie dam. Zbyt mała pewność, a rączka zawsze się jeszcze przyda…
RISy leżakowane w beczułkach po czerwonym winie to niebywała rzadkość. Takie zabiegi to zdecydowane domena różnego rodzaju flandersów. A tu proszę, taka niespodzianka. Nuty winne, jak wiadomo, powodują uczucie ściągania w ustach. Ciekaw jestem, czy moja teoria się w tym wypadku potwierdzi?


Tuż po przelaniu i obejrzeniu piwa ze złością skonstatowałem, że w szkle pływa mi pełno farfocli, wcale nie małych rozmiarów! Dziwne, bo nie wstrząsałem zawartości przed odkapslowaniem, a dodam, że piwo bardzo długo już sobie u mnie stało w pozycji pionowej. Mhmmm… widocznie ten typ tak ma. Klarowność to nie jest jego drugie imię.
Piwo oczywiście czarne jak noc lub co tam sobie wymyślicie. Piana beżowa, dość skąpa, ale drobna i zbita. Żywotna na tyle, ile trzeba.
W smaku już od pierwszego łyku czuć straszną zadziorność tego Grabarza. Ma charakter skurczybyk jeden. To trzeba mu przyznać. Trunek nad wyraz mocno zalatuje kawą. Totalnie czarną bez odrobiny cukru, czy śmietanki. Mocna, tęga i szalenie mocno palona kawa. Do tego dochodzi fest palony słód, strasznie gorzka czekolada, prażone ziarno, a nawet nieco spalenizny i popiołu. No i ta niebywale mocarna goryczka – skubana walcuje kubki smakowe na amen! Naprawdę dawno nie piłem tak gorzkiego piwa. Olbrzymia gorycz jest wypadkową paloności oraz chmielu pod postacią mieszanki ziołowej (z wyraźną przewagą piołunu). Goryczka bardzo długo zalega, jest nieułożona, szorstka, tępa jak obuch siekiery i taka trochę chropowata. Naprawdę pozostawia niefajny posmak w ustach. Daleko w głębi majaczą szczątki suszonych owoców i w sumie to by było na tyle. Całość w rzeczy samej sprawia delikutaśnie ściągające wrażenie, lecz innych wpływów czerwonego wina, czy też samej beczki to ja tu nie czuję. Alkohol jest nieźle ułożony, choć nie powiem, że go nie czuć (w końcu to ponad dyszka procentów). Piwo lekko piecze w gardełku, przy okazji grzejąc tasiemca w jelicie. Nie jest źle, choć z pewnością mogłoby być lepiej w tym kontekście.
Dość kontrowersyjne w smaku piwo pachnie już trochę lepiej. W zasadzie 90% aromatu to RISowa klasyka – gorzka czekolada, tęga kawa (bez grama dosładzaczy), wyraźnie palone słody, a na deser nieco suszonych owoców z fajnie zaznaczoną śliwką, wiśnią, rodzynkami oraz figą. Tuż nad horyzontem unoszą się echa prażonej cykorii, przypalonego karmelu i spalonych tostów. Strasznie dużo tutaj tej spalenizny… Żadnego drewna natomiast nie odnotowałem, podobnie jak obecności czerwonego wina niestety. Trochę lipa, bo się trochę podjarałem muszę przyznać. A tu klops. Wina ni ma :/ Spory plus natomiast za fajnie ukryty i ułożony alkohol. Coś tam niby z lekka smyra w nosek, ale przy takim woltażu, to zupełnie normalna sprawa.
Ależ mnie zdziwił ten Gravedigger Red Wine BA. Generalnie nie ma żadnej tragedii, bo piwo jest pełne w smaku, w miarę gęste i dosyć złożone. No, ale ta szalenie szarpiąca goryczka oraz ogólnie źle rozłożony balans narobiły tutaj sporego bigosu. Piołunowo-palona, długo zalegająca gorycz naprawdę odbiera radość z picia. Pijalność jest mizerna, serio. Ja wiem, że RIS to specjał wybitnie degustacyjny, ale ciecz siorbie się nadspodziewanie wolno. Cholernie wytrawny finisz jest długi i niezbyt nieprzyjemny. Jak wspominałem – ma charakter ten Grabarz, cwaniaczek jeden! Bez kija lepiej nie podchodź ;p
Druga rzecz, która sprawiła mi zawód to czerwone wino. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie niech się odezwie. Ja niestety z red łajna nic prócz lekko ściągającego usposobienia nie zauważyłem. Beczka po prostu nie zagrała. Przykro mi. Miało być kolejne cudo, a wyszło bardzo przeciętnie.
OCENA: 5/10
CENA: ok 18ZŁ
ALK. 10,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 22.03.2018
BROWAR BROKREACJA//BROWAR MARYSIA

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz