Przejdź do głównej zawartości

CORNELIUS AMERICAN LAGER. Czy to może się udać?




Po wczorajszym bardzo dobrym Bitterze od Corneliusa jestem mocno rozochocony, by nie powiedzieć podjarany. Pozytywne emocje zapewne mnie nie opuszczą przynajmniej do czasu spróbowania drugiego piwa w ramach „Tygodnia z Browarem Cornelius”.
Jest nim – jak widzicie poniżej – American Lager – piwo proste w swojej konstrukcji jak budowa szczoteczki do zębów (zwykłej, nie elektrycznej). Podstawą jest tu jasny lager, natomiast wabikiem na birgików są jankeskie chmiele rzecz jasna.
Jako, że jest to już drugie piwo z tej serii, więc zbytnio chyba nie zgrzeszę jeśli napiszę dwa słowa o etykietach zdobiących „te lepsze Corneliusy”. Ogólnie rzecz ujmując wygląda to naprawdę  nieźle i schludnie. Etykiety są spójne, a cechą je odróżniającą jest inny kolor przewodni. Na froncie jest sympatyczny kogucik z piwem w ręce (w łapie? w skrzydle?). Mamy tu niemal wszystkie niezbędne informacje, choć przy niektórych piwach, nie wiedzieć czemu, brakuje pełnego składu.
Cornelius American Lager ma nas kusić nowofalowym Amarillo i Mosaic (to na aromat), a także niemieckim Magnum, ale to wiadomo, że na goryczkę. 


Już na wstępie puszczam farbę, bo nie ma sensu trzymać Was w niepewności do końca. Piwo jest naprawdę spoko. Lagerowa podstawa oferuje wyraźną słodowość typu zbożowego, która o dziwo zahacza o subtelne akcenty karmelu. Jankesi natomiast przychodzą z odsieczą, dając od siebie nieco żywicznych aspektów i cytrusowych owoców z przewagą grejpfruta i skórki limonki. Tłem suną lekkie chmielowe i ziołowe nuty pochodzenia jak mniemam niemieckiego. Bezceremonialnie i totalnie znienacka w to wszystko wtrąca się całkiem pokaźna goryczka. Jest naprawdę mocna, a zarazem niezalegająca. Niejedna IPA mogłaby od niej pobierać nauki. Chmielowo-ziołowa goryczka momentami ląduje w żywicznych rejonach, przypominając nam niejako, że mamy tu do czynienia z nową falą. Piwo wysycone jest w umiarkowany sposób – jak dla mnie ilość gazu jest po prostu optymalna. Smaczne, dosyć złożone i fajnie zbalansowane piwko. Ciekawi jesteście jak pachnie?
W zapachu w zasadzie jest dosyć podobnie, czyli też fajnie. Trunek cechuje się wyrazistością aromatu, nie trzeba jakoś specjalnie napinać pośladów, by wyczuć o co w tym chodzi. Przeważają tutaj amerykańskie chmiele – cytrusy są o wiele bardziej wyraźne  niż w smaku. Różowy grejpfrut, limonka i cytryna. Każde z nich bardziej w formie skórki, aniżeli miąższu. Nieco dalej pojawia się nieśmiałe mango, co tylko i wyłącznie dodaje uroku temu napitkowi. Żywica, trawiasty chmiel oraz iglaki to dopiera trzeci plan, zaś tło należy do dość subtelnej słodowości o podobnym jak w smaku zbożowo-karmelowym profilu. Może jakiegoś wielkiego szaleństwa tutaj nie ma, ale zapach z pewnością może się podobać. Zdecydowanie jestem na tak :)

Problemem, podobnie jak w pierwszym piwie, jest nietrwała piana. Początkowo bujna i obfita, jednak z każdą upływającą sekundą dążąca do autodestrukcji. Kilka minut i już jej nie ma. Dziwne, bo przecież nasycenie nie jest niskie. Samo piwo wygląda apetycznie. Oferuje typowo złocistą i klarowną barwę, jak na lagera przystało.
American Lager od piotrkowskiego „Kogucika” to naprawdę całkiem niezłe piwo. Pełnia smaku sprawia solidne wrażenie. Balans, jak i sama goryczka to już natomiast poziom mistrzowski. Jankesi spisują się też dobrze. Oczywiście owocowa bomba to to nie jest, ale też trzeba pamiętać, że IPA, a nowofalowy lager to dwa różne światy. Piwo pije się w miarę szybko, nie trzeba się zbytnio ociągać z kolejnym łykiem. Wysoka, ale szlachetna goryczka pozostawia wyraźnie wytrawne skojarzenia, co moim zdaniem dodatkowo sprzyja szybkiemu opróżnianiu pokala.
Smaczne, stosunkowo lekkie i niezobowiązujące piwo. Fajnie zgrali wszystko do kupy. Naprawdę ciekawa alternatywa dla poszukiwaczy nowych doznań za niewielkie pieniądze.
OCENA: 7/10
CENA: 2.99ZŁ (Auchan)
ALK. 5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 17.08.2017
BROWAR CORNELIUS/SULIMAR

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki