Przejdź do głównej zawartości

PROJEKT 30 - "1". Imperialny Porter Bałtycki z Browaru Maryensztadt



Dziś bardzo szczególny dzień oraz szczególny wpis, bo i okazja jest nie byle jaka. Pękło milion (1000000) wyświetleń bloga!!! W końcu! Po ponad pięciu latach doczekałem się tej okrągłej liczby. Jestem być może najmniej poczytnym piwnym blogierem w tym kraju, ale wali mnie to. Kopyra milion osób ogląda pewnie w miesiąc, albo i krócej, ale z nim przecież żodyn nie ma startu. Ja się cieszę z tego miliona jak dziecko z lizaka, mimo, że zajęło mi to ponad pięć lat.
Taką okazję trzeba było oczywiście odpowiednio uczcić. Najlepiej jakimś sztosem. Miałem w planach kolejny Wielki Test (na razie nie zdradzę jaki), ale technicznie po prostu nie dałem z tym rady. Na milion wyświetleń sięgnąłem więc w głąb piwnicy po jednego z przebywających tam sztosów. Wybór jak widzicie padł na pierwsze piwo z limitowanej serii Projekt 30 z Browaru Maryensztadt. Piwo zostało oznaczone po prostu cyfrą „1” i jest to imperialny porter bałtycki. Jak głoszą twórcy: „Projekt 30 to seria piw, przy warzeniu których staramy się osiągnąć 30 Plato. Ich wyjątkowość polega na niepowtarzalności. Każde piwo to tylko jedna warka, więc ten kto po nie sięgnie staje się częścią historii naszego browaru”. Przyznacie, że brzmi to niezwykle pięknie i wzniośle :)
Jak na sztosa przystało piwa na rynek trafiło niewiele, a jego cena do najniższych nie należała (choć do najwyższych również nie). Piwo ma potężne ciało (dokładnie 29,33° Plato), ale posiłkowano się przy tym ekstraktem słodowym, co oczywiście jest rzeczą zrozumiałą. Z niespotykanych w porterze składników mamy tu miód spadziowo-gryczany. Trochę to dziwne, ale OK. Oby tylko nie było zbyt słodko…


Nie sposób wspomnieć w tym wypadku o opakowaniu, które z już z odległości dwóch kilometrów mówi nam, że w środku czai się coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. I nie chodzi tu wcale o przeterminowanego Harnasia leżakowanego dwa lata w beczce po kiszonej kapuście. Ekskluzywna włoska mała buteleczka, zamykana „szampanowskim” drewnianym korkiem nie jest co prawda nowością na naszym kraftowym podwórku, ale wciąż robi niesamowite wrażenie. Etykieta jest tu minimalistyczna, ale w zamian tego mamy stylową zawieszkę z masą niezbędnych informacji o całym Projekcie 30, o samym piwie jak i jego parametrach. Piwo zostało rozlane 20 stycznia 2017 roku, więc siedzi już w butelce 7 miesięcy. Kolejnych kilka miechów zapewne leżakowało w browarze, zatem w tym momencie będzie już miało być może około roku. To wystarczająco długo na ułożenie się 10,5% alkoholu.
Sprawdźmy co czai się w środku. Ciecz po przelaniu z pozoru wydaje się być czarna, jednak to tylko pozory, bo naprawdę nosi ciemno brunatną barwę. Piana jest niezbyt wysoka, drobna, puszysta, beżowa z koloru. Opada w średnim tempie.
Siup do dzioba. Mniam, mniam… Jest wyraźnie słodko, cholernie czekoladowo oraz trochę miodowo i karmelowo. Tak, w rzeczy samej czuć tutaj ten miód, ale bardzo fajnie się on komponuje z całą resztą. Opiekane słody robią tu za robola, czyli są tylko tłem dla mlecznej czekolady, drogich pralinek oraz masy suszonych owoców – śliwek, rodzynek, czarnych porzeczek, fig i daktyli. Niebywale estrowy to napitek. Nie wiem na ile jest to efekt utlenienia, a na ile samej receptury. Z tła udało mi się wyłapać akcenty cukru brązowego oraz rozpuszczalnego kakao. Całość słodka, ale nie ulepkowata. Goryczka pochodząca od ciemnych słodów majaczy gdzieś na horyzoncie, ale jej moc jest naprawdę niewielka. Szlachetna nuta alkoholu przyjemnie rozgrzewa od środka, dając wrażenie picia likieru czekoladowo-owocowego. W samych ustach natomiast nie czuć ani grama etanolu! Nic nie piecze, nic nie pali, po prostu mistrzostwo ułożenia i harmonii! Genialnie to smakuje. Bogato i złożenie. Gładko i aksamitnie. Brawo! :D

Piwo się już totalnie ogrzało, więc to najlepsza pora zapuścić kinola do szkła. A jest co wąchać muszę przyznać. Aromat jest bardzo intensywny i wyrazisty, choć do ścisłej czołówki piw jakie piłem troszkę mu jeszcze brakuje. Co czuję? Przede wszystkim słodycz. Słodycz miodową i karmelową, taką troszkę jakby koźlakową. Ale bez obaw – czuć, że jest to porter bałtycki, nasz piwowarski skarb Polski. Ciemne opiekane słody dają o sobie znać już w drugim akordzie. Dalej przygrywa słodka, mleczna czekolada wespół z całą masą suszonych owoców. Dla rozrywki przypomnę – rodzynki, śliweczki, figi, czarne porzeczki oraz daktyle. Alkohol ponownie wspiął się na wyżyny swoich możliwości, bo w zasadzie go nie czuję. Coś tam niby z lekka smyra, ale jest typowo minimalny poziom. Tak się skubany schował, że mam wrażenie wąchania co najwyżej 7,5 procentowego trunku. Z tła można wyłapać nieśmiałe echa przypieczonych tostów i skórki od chleba. Przepięknie to pachnie. Takie napitki to ja mogę wąchać do obiadu (śniadania i kolacji również) ;p
Piwo jest przyjemnie gładkie, śliskie i aksamitne, a przy tym dość gęstawe, choć obligatoryjnie trzeba przyznać, że jak na prawie 30 ballingów, to szału ni ma w tym aspekcie. Jest gęsto, ale „zaledwie” umiarkowanie gęsto. Słodko też jest, ale to już wiecie – balans dzięki temu został wyraźnie przesunięty w kierunku treściwości. Pełnia smaku robi co trzeba, przypominając nam o jebuckim wręcz ekstrakcie.
Jest to trunek wybitnie degustacyjny, do powolnego sączenia i mlaskania na lewo i prawo. Jednak miejcie świadomość, że mimo olbrzymich parametrów, pije się go dość żwawo. Oczywiście grzechem byłoby wypić go w 5 minut, ale jeśli zaszła by taka potrzeba, to naprawdę nie byłoby z tym problemu.
Cholernie smaczne piwo z tego wyszło. Po około roku czasu jest niemal totalnie ułożone i strasznie wielowątkowe. Dzieje się tu co niemiara. Piwo godne miliona odsłon! :D
OCENA: 8/10
CENA: 26ZŁ (Skład Piwa)
ALK. 10,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak
BROWAR MARYENSZTADT

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

SHORT TEST: Dojlidy Classic powraca

  Prolog: Kompania Piwowarska wskrzesiła markę Dojlidy. To fakt, a nie żaden ponury żart. Nie znam dokładnie historii tej marki (Dojlidy to nie było tylko jedno piwo), ale Kompania Piwowarska szybko się jej pozbyła, gdy stała się właścicielem browaru w Białymstoku. O co kaman: Dojlidy Classic, to oczywiście „jasne pełne”. To nie jest identyczne piwo, jak było kiedyś. Jest po prostu „inspirowane oryginalną recepturą” i powraca w odświeżonej formie jako hołd dla wielowiekowego dziedzictwa marki. Znaczy się – gówno z tego będzie. Wdzianko: Ładne, głęboko złociste, nie takie blade, jak typowy koncerniak. Piana średnio ziarnista, nader obfita, umiarkowanie trwała. Kichawa mówi: Dosyć ładny, świeży, głównie chlebowy zapaszek. Do tego dochodzą jakieś ciastka, słód oraz subtelny chmiel w oddali. Całość pachnie rześko i naprawdę solidnie. Jadaczka mówi: Dużo słodu, herbatników, chlebka i zboża. Ciała to tu nie brakuje. W tle biszkopty oraz delikatna chmielowość. Goryczka jakaś tam...

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

WIELKI TEST PIW NIEPASTERYZOWANYCH

Był wieczór. Była zima. Był luty i było zimno, ale nie było śniegu. Na kwadrat wjechało mi kilkoro znajomych z tortem, szampanem i „czymś mocniejszym”. Tak, dwa dni wcześniej miałem urodziny. Nie powiem które, bo i tak zabrakłoby Wam palców do liczenia. Podpowiem tylko, że „trójka” z przodu już jakiś czas temu wskoczyła ;) Przyjąłem gości z wielką uciechą, no ale przecież w gościach nie można siedzieć o suchym pysku. No to tak na rozgrzewkę żeśmy zrobili test – Wielki Test Piw Niepasteryzowanych! A co było dalej, to już pozostanie naszą słodką tajemnicą ;p Planowałem to już od bardzo dawna, ale Bóg mi świadkiem, naprawdę ciężko jest zebrać odpowiednią ekipę. Moja ekipa do Wielkich Testów oczywiście nie jest stała jak możecie zobaczyć po zdjęciach, ale można powiedzieć, że trzon „testerów” pozostaje raczej niezmienny. Cóż ciekawego jest w piwach niepasteryzowanych? W sumie to nic. Wydaje mi się, że boom na tego typu napitki już dawno minął. Obecnie chyba już mało kto daje się ...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

V.I.P. MOCNE Z BIEDRONKI - RÓŻNICE MIĘDZY PUSZKĄ A BUTELKĄ

Ludzie ratunku! „Bieda-piwo” z biedry wkracza na salony! Kto nigdy w życiu nie pił V.I.P.a z Biedronki niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Żadnych chętnych? Tak myślałem.  V.I.P. Mocne to piwo kultowe . Jest bezczelnie tanie, mocne (nieźle dmucha w kaszkiet) i można je kupić w każdym z tysięcy sklepów największej sieci handlowej w tym kraju. Stosunek ceny do procentów jest w V.I.P.ie tak korzystny, że wywołuje spazmy i inne orgazmy wśród głodnej alkoholu klienteli. Zna je każdy, a kto nie zna, ten musi poznać . Mi też kilka razy zdarzyło się mieć z nim kontakt. W czasach liceum człowiek nie miał zbyt wiele hajsu, więc musiał sobie jakoś radzić… Ale nie o tym miało być, nie o tym. Odkąd pamiętam na biedronkowej półce zawsze dumnie stały puszki z V.I.P.em. Jednak ku mojemu zdziwieniu jakiś czas temu obok puszek pojawiły się także butelki! Biorę jedną do łapy i czytam: „Wyprodukowano przez – Zakłady Piwowarskie Głubczyce S.A.”. O żesz w mordę – pomyślałem. Przecież p...

Argus IPA z Lidla

Chyba pierwszy raz w historii moje zdjęcie wrzucone do sieci wywołało jakąś „gównoburzę”, a przynajmniej mikro „gównoburzę”. Chodzi o fotkę Argusa IPA sprzed sześciu tygodni. Na tym Argusie nie ma, ani słowa po polsku. W zamian są węgierskie napisy i adres siedziby Lidla z Węgier. No co sobie wówczas człowiek mógł pomyśleć? Że piwo wyprodukowano nad Dunajem, ale jakimś dziwnym przypadkiem trafiło do Polski. Otóż, okazało się raczej coś odwrotnego, bowiem uwarzono je w Browarze Jędrzejów, należącym do Van Pura. Wydaje mi się, że jest to wersja eksportowa, która miała właśnie trafić na Węgry, ale przez jakąś pomyłkę część partii trafiła do „polskich” Lidlów. Po pewnym czasie, do tego samego Lidla dotarło już właściwe opakowanie z polskimi oznaczeniami. Jednakże różniące się kolorem przewodnim. Ja dzisiaj degustuję ‘wersję węgierską’. Nie wiadomo jaki tu jest ekstrakt, ani właściwie jaki to rodzaj ipki. Na pewno session , a co więcej, to zaraz się okaże.   Piwo jest takie trochę ci...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst...