Lato się nam jakby trochę w końcu rozkręciło.
Słoneczka jest całkiem sporo, a i temperatury wreszcie wskazują sympatyczne
trzydzieści kresek :D Wiem, dla niektórych to zdecydowanie za dużo, ale mnie
bardziej wkurwia żałosne 19, czy 20 stopni niż upał rzędu trójki z przodu. Lubię
ciepło, a nienawidzę zimna – proste.
Jako wielbiciel mocnych i tęgich napitków niewiele
jest w moich zapasach piw typowo letnich i sesyjnych, ale całkiem niedawno
stałem się posiadaczem Summer Ale od Doctora Brew. Z rezerwą podchodzę do
wytworów sympatycznych skądinąd doktorków, ale z drugiej też strony piłem już
od nich kilka urywających wiadomą część ciała trunków. W każdym bądź razie nad
letnim ejlem nie zastanawiałem się
zbyt długo, zwłaszcza, że mój „oszołom”
wystawił go po dobrej cenie. Jako ‘łowca okazji’ nie mogłem przejść nad tym
obojętnie ;)
Po przelaniu do szkła mym oczom ukazuje się taki oto
obrazek: wyraźnie zamglony, pomarańczowo-złocisty płyn, spowity średnio obfitą
czapą białej i drobno pęcherzykowej piany. Piana jakoś specjalnie trwałością
nie grzeszy, ale za to fajnie oblepia ścianki. Sumarycznie dość dobrze to
wygląda. Salma Hayek w bikini z pewnością wygląda lepiej, ale to nie ten blog…
;p
Gorąc jest, pić mi się chce, więc pora zwilżyć
gardełko. Jeden łyk, drugi, trzeci. Kurde gdzie się tu podziały bąbelki?
Wysycenie jest tragicznie niskie, w zasadzie to prawie nie ma go wcale. A
powinno być, bo przecież to jest piwo na lato. Ma być rześkie i orzeźwiające.
No w sumie dość rześkie jest, ale jakby dwutlenek węgla łechtał mnie po jamie
ustnej, to bym się wcale nie obraził. Piwo smakuje jak typowy ‘amerykanin’ –
jest tutaj sporo cytrusów, bardziej w formie skórek niż miąższu. Chodzi mi
głównie o nuty cytryny, limonki i różowego grejpfruta. W następnej kolejności
na scenę wkracza wyraźna chmielowość, taka bardziej już tradycyjna, może nawet
lekko trawiasta. Tuż za nimi drepcze nieznaczna doza żywicy, igliwia oraz ziół.
Lekka słodowość typu zbożowo-chlebkowego pełni natomiast rolę sympatycznego
tła. W to wszystko miesza się wyraźna i dosyć mocna goryczka o
żywiczno-grejpfrutowym zacięciu. Goryczka minimalnie zalega, ale sumarycznie
jest w miarę szlachetna, miękka i gładka. Fajnie się to pije, choć piać z
zachwytu nie zamierzam.
W aromacie jest w zasadzie dosyć podobnie, choć nie
identycznie. Zapach jest mocny i wyrazisty. Aromaty same włażą do nosa, nie
trzeba się wcale wysilać. Tu również jest bardzo owocowo, głównie cytrusowo,
lecz w oddali pojawiają się nuty słodszych owoców tropikalnych, których w smaku
na przykład nie czułem. Jest mango, liczi oraz marakuja. Mój nos rzecze „wery najs”. Żywica oraz akcenty leśne
jakby przygasły, dając pole do popisu jasnym słodom o ciasteczkowo-chlebowym
profilu. W oddali majaczy taka kolejna owocowa nuta, coś jakby dojrzałe jabłko
zmieszane z brzoskwinią, czy inną nektarynką. Dziwne, ale prawdziwe. Tłem sunie
minimalna chmielowość wspierana przez łagodne ziołowe cienie. Całość pachnie
świeżo i przyjemnie. Można wąchać bez obawień :)
Summer Ale od Doctora Brew to niezłe piwo. Lekkie, w
miarę rześkie i wyraźnie owocowe. Pełnia smaku jest na miejscu, została
dostosowana do charakteru napitku, który jest przecież bardzo lekki. Niby tylko
11° Plato, ale nie posądzał bym tu nikogo o wodnistość. Balans też całkiem
wporzo. Goryczka sprawia miłe wrażenie, jest wyrazista, konkretna i robi co do
niej należy.
Fajne piwko na upały. Wchodzi dobrze, jest bardzo
pijalne. Mimo to jakoś szczególnie mnie nie urzekło. Może przez to niskie
nagazowanie. Mam wrażenie, że czegoś mu brakuje, może to właśnie o to chodzi?
OCENA: 7/10
CENA: 5.98ZŁ (Auchan)
ALK. 4,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 18.02.2018
DOCTOR BREW
Komentarze
Prześlij komentarz