Zgodnie z moim najnowszym postanowieniem (poza nie upijaniem się koncernowym syfem), co miesiąc wyróżniam jedno piwo, które wbiło mnie w fotel i zrobiło z mózgu jajecznicę. Wszystko po to, by jeszcze dobitniej docenić pracę danego browaru oraz by ciemny lud miał pojęcie jak zajebiste i nietuzinkowe potrafią być niektóre piwne specjały. I to nasze polskie, a nie jakieś tam ‘zagramaniczne’ za pisiont złociszy. W marcu na blogu panował istny róg obfitości . Po pierwsze wypiłem dość sporo, jak na moje możliwości piw. Po drugie zdecydowana większość była dobra lub bardzo dobra. Bardzo wiele trunków uzyskało jakże wysoką notę 8 pkt. Było nawet ze dwie „dziewiątki”! Mimo nader wysokiego poziomu marcowych degustacji jedno piwo wyróżniało się bardziej niż inne . Zmiotło pod dywan pozostałych rywali jednym pierdnięciem. Jednym małym bączkiem zepchnęło konkurentów na drugi plan, dzięki czemu już wtedy niemal wiedziałem, który trunek zostanie Piwem Miesiąca. I nie pomyliłem się. Int...