Przejdź do głównej zawartości

GRYBOWSKIE PEREGRYNACJE CZĘŚĆ II


Mimo, że mam sporo ciekawszych piw w zanadrzu, to znalazłem chwilę czasu, by zmusić się do eksploracji drugiej połowy paczki, którą dostałem od Browaru Pilsweiser z Grybowa.
W pierwszej odsłonie wziąłem na warsztat 5 jasnych, niczym nie wyróżniających się lagerów, po czym okazało się, że zamiast pięciu różnych piw dostajemy w zasadzie tylko dwa, bo reszta to ich klony tyle, że pod innymi markami (a przynajmniej mi się tak wydaje). Na szczęście dzisiejsza piątka to już na bank inne piwa. Zobaczcie sami.

Pilsweizer Trzcinowe zapewne wg browaru miało być wabikiem na wszelkiej maści piwnych odkrywców, co to dopiero przerzucają się z koncernowych siuśków na to-ciekawsze-piwo. Intencje mieli może i dobre, ale gorzej z wykonaniem.
Tajemnym składnikiem, który miał to piwo wyróżnić pośród szarej masy eurolagerów jest syrop z cukru trzcinowego. Bez wątpienia wpłynął on na kolor, bowiem piwo jest sakrucko mętne, a jego brązowa barwa przypomina wodę z dopiero co rozjechanej przez auto kałuży. Ów cukier nie wpłynął pozytywnie także na pianę, która co prawda jest drobna, ale przy tym niewysoka i strasznie nietrwała. Lacing prawie, że zerowy.
Sam aromat natomiast nie jest taki zły, poza tym, że bardzo dużo w nim klimatów opalanego cukru i karmelu. Dominuje w nim solidna słodowość, jednak tuż za nią czają się cienie suszonych owoców (figi, rodzynki, morele) oraz nieco alkoholu! Czaicie? Przy tym woltażu alkohol?!
W smaku jest już tylko gorzej – dosyć niskie wysycenie, sporo cukru, słodu, biszkoptów, mnóstwo karmelu oraz nieco toffi czynią z tego piwa bardzo jednowymiarową mieszankę. Słodycz jest chwilami wręcz zalepiająca, co skutkuje olbrzymią treściwością, niezłą pełnią, ale także nikłą pijalnością. Piwo po prostu męczy.
ALK.4,5%, pasteryzowane, niefiltrowane
OCENA: 4/10
CENA: paczka od producenta
TERMIN WAŻNOŚCI: 27.08.2015

Najnowsze dzieło grybowskiego browaru jest dla odmiany całkiem niezłym napitkiem. Pilsweizer Femme Fatale to w założeniu coś na kształt dark lagera.
Piwo pieni się dość obficie, jasno beżowa piana jest drobna, zbita, w miarę gęsta i przede wszystkim trwała. Kolor tegoż trunku to bardzo ciemny brąz, wpadający w mahoń, a pod światło mieniący się niewielkimi rubinowymi refleksami.
Zapachem rządzi lekko prażony słód, subtelna czekolada oraz wyraźny karmel. Nieco z boku wtóruje mu skórka od chleba, doprawiona cukrem kandyzowanym (w niewielkiej ilości) i odrobiną ciemnych owoców (winogrona, czarna porzeczka).
O dziwo w smak Femme Fatale jest mało słodkie. Prym wiodą tutaj tosty, lekko opiekany słód i ciemne herbatniki. W tle majaczy odrobina kawy zbożowej, subtelny chmiel oraz goryczka od niego pochodząca, która jest krótka i nader szlachetna. Wysycenie jest średnie – jak dla mnie optymalne.
Piwo jest średnio treściwe i odpowiednio pełne w smaku. Cechuje go nadzwyczajna lekkość, niezły balans oraz co najmniej średnia pijalność (a to już coś). Smaczne, ale tyłek pozostał na swoim miejscu.
ALK.6%, 13° Blg, pasteryzowane
OCENA: 7/10
CENA: paczka od producenta
TERMIN WAŻNOŚCI: 13.12.2015

Przedziwnym wynalazkiem okazuje się Pilsweizer Aloes & Curacao, gdzie w składzie wylądował sok z aloesu (1%), aromat gorzkich pomarańczy Curacao oraz miód wielokwiatowy (1%). Jakby komuś mało było jeszcze udziwnień, to dla koloru (jak sądzę) dolany został błękit brylantowy FCF! Najdziwniejsze jest jednak to, że piwo wcale nie jest niebieskie, lecz okrutnie zielone! Normalnie jakby ktoś tu Ludwika nalał. Nawet piana (drobna, średnio wysoka, szybko opada) zyskała delikatny odcień zieleni.
Wyraźnie owocowy aromat przywodzi na myśl dojrzałe pomarańcze, brzoskwinie, morele i nieco ananasa. Na drugim planie prym wiedzie spodziewany aloes, który znamy np. z różnej maści kosmetyków. Miodu natomiast nie czuje tu wcale, co mnie oczywiście w najmniejszym nawet stopniu nie smuci. Całość pachnie rześko, świeżo i nawet naturalnie bym rzekł (!).
Wyraźnie owocowy smak jest w zasadzie odzwierciedleniem wrażeń zapachowych, czyli ponownie kolaż cytrusów, brzoskwiń i zielonego aloesu. Sumarycznie smak jest w miarę naturalny (nie czuję żadnej chemii), a ponadto cechuje go bardzo oszczędna słodycz. Kurczę dziwnie to smakuje, poniekąd kojarzy mi się z Tymbarkiem Kaktusowym! Tak, czy siak powszechnie znanego smaku piwa tu nie uświadczymy.
Jeśli jesteś miłośnikiem aloesu, lubisz kolor zielony, a od piwa nie wymagasz jakiegokolwiek smaku piwa, to ten trunek jest dla Ciebie. Ja odpuszczam, bo to nie moje klimaty, choć myślę, że w swojej kategorii piwo jest nawet niezłe.
ALK.4,5%, pasteryzowane, niefiltrowane
OCENA: 6/10
CENA: paczka od producenta
TERMIN WAŻNOŚCI: 26.11.2015

Następny jegomość, czyli Pilsweizer Góralskie to jedno z dwu najlepszych z całej dziesiątki podesłanej mi przez Browar Grybów. Od zawsze narzekaliśmy, że czeskich desitek jest u nas mało, więc oto proszę – lekka „dziesiątka” z Grybowa.
Piwo to generuje niezbyt wysoką czapę białej, średnio ziarnistej piany, która szybko się dziurawi i w efekcie po kilku chwilach jest już wspomnieniem. Lacing jest zaznaczony, ale na dość niskim poziomie.
Tuż po przelaniu do pokala (czy innego ustrojstwa) naszym oczom ukazuje się jasno złote i bardzo klarowne piwo, z którego wydobywa się przyjemny zapach świeżego słodu, okraszonego odrobiną biszkopta, chlebka oraz szczypty trawiastego chmielu. Jest to czysty aromat lekkiego, nie narzucającego się jasnego lagera.
Piwo jest dość wysoko wysycone, ale na szczęście nie ma w tym jakiejś przesady. Drobne i nader wysokie nasycenie dodaje mu sporo świeżości, której należy przecież oczekiwać, po tak lekkim napitku.
W smaku dominuje delikatna słodowość typu chlebowego, otoczona po bokach przez subtelne nuty chmielu w najczystszej postaci. Goryczka praktycznie nieobecna, a szkoda bo lekka kontra, by się tu przydała. Mimo swojej prostej jak cep budowy i nieskomplikowanej natury, piwo to może się podobać. Jest lekkie, gładkie, wysoce pijalne i dość przyjemne w odbiorze. Pełnia oraz treściwość są na średnim poziomie, ale przecież to zrozumiałe przy tak niskim ekstrakcie. Chwilami jest trochę płytkie, ale nie ma co marudzić. Jest good.
ALK.4,7%, 10° Blg, pasteryzowane, filtrowane
OCENA: 7/10
CENA: paczka od producenta
TERIMN WAŻNOŚCI: 24.11.2015

Ostatni na tapecie wylądował Pilsweizer Krzepkie. Jest to po prostu zwykły strong lager, który już z definicji ma jedno proste zadanie - zryć nam beret, tudzież dać w palnik.
Tuż po przelaniu piwo okryło się średnio obfitą, białą pianą o średniej ziarnistości i raczej nikłej trwałości. Lacing również znikomy.
Krzepkie zostało poddane procesowi filtracji, stąd idealna klarowność, mieniąca się kolorami ciemnego złota. W aromacie jest nieco słodko, rzekłbym nawet, że chwilami wręcz cukrowo. Dominantą jest tutaj mocna słodowość, której akompaniuje lekki chlebek oraz zwiewna i całkiem nienajgorsza zbożowość. Niestety w tle przewijają się niezbyt mocne, acz obecne akcenty miodowe, bez wątpienia świadcząc o utlenieniu. Sporym plusem jest natomiast kompletny brak niuansów alkoholowych, co przy takim woltażu jest raczej rzadkością.
W smaku piwo jest trochę słodkawe, typowo słodowe z wyraźnymi wtrętami biszkoptowymi oraz chlebowymi. Monotonie doznań słodowych co jakiś czas przerywa subtelna nuta chmielowa, która jednak nie przekłada się na goryczkę.
Aż dziw bierze, że przy takich parametrach piwo w ogóle nie męczy, nie jest ciężkie, ani alkoholowe. Jest natomiast dość treściwe, pełne w smaku, a także nawet nieźle pijalne.
Szału nie robi, ale jestem do niego w miarę pozytywnie nastawiony.
ALK.7,6%, 15,1° Blg, pasteryzowane, filtrowane
OCENA: 6/10
CENA: paczka od producenta
TERMIN WAŻNOŚCI: 03.11.2015

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak