Przejdź do głównej zawartości

OKO W OKO - Lech Diesel vs Okocim Radler Cola z Limonką


Wydawać by się mogło, że temat radlerów został już dawno wyczerpany, bo przeróżnych wersji napojów typu shandy jest u nas od cholery. Jak się jednak okazuje – nic bardziej mylnego. Koncerny widząc, że ten segment rynku piwnego nadal rozwija się najszybciej i w dwóch ostatnich latach jest główną siłą napędową największych w kraju ‘korpobrowarów’, w grze o tron postanowiły wprowadzić do gry nowego zawodnika – piwo z colą. Oczywiście zgodnie nomenklaturą, którą wymyślił Franz Xaver Kugler w 1922 roku radler to połączenie piwa i lemoniady (zazwyczaj cytrynowej). Mogę co prawda machnąć ręką na radlery np. jabłkowe, czy limonkowe, ale żeby miks piwa i coli nazywać radlerem, to chyba lekkie nadużycie. Oczywiście tyczy się to tylko napoju z Okocimia, bowiem nowy „leszek” został nazwany jak najbardziej poprawnie.
Czemu więc diesel? Zapewne kolor tej nieszczęsnej mieszaniny skojarzył się komuś z ciemnym płynem napędzającym nasze rechoczące „powozy” i tak już zostało. Dolewanie coli do piwa kilkanaście lat temu wymyślili nasi zachodzi sąsiedzi, skąd moda to powolutku rozlała się również na inne piwne podwórka. Kilka tygodni temu dotarła również nad Wisłę.


Powiem szczerze, że z początku nie miałem w planach kalać moich kubków smakowych (nawet w celach blogowych) tymi wynalazkami, ale gdy dowiedziałem się, że na rynku niemal jednocześnie pojawiły się dwa diesle, postanowiłem zrobić bezpośrednią konfrontację i sprawdzić dla Was i za Was, czy w ogóle sprawa jest warta jakiegokolwiek zachodu. No i przede wszystkim rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze. Tak więc do dzieła!

Lech Ice Diesel

(piwo 50%, napój o smaku cola 50%). Wynalazek z Kompanii Piwowarskiej ma miedziano-brązową barwę z nielicznymi rubinowymi refleksami. Piana o barwi ecru jest średnio obfita i drobna, lecz jej żywot kończy się nader szybko. Nie ubolewam jednak nad tym zanadto, bo piana bynajmniej nie jest tym, czego bym najbardziej oczekiwał po miksie piwa z colą.
W aromacie zapachu piwa nie uświadczymy – mamy za to dość intensywny zapaszek znany z każdego napoju typu cola, za który odpowiadają przede wszystkim orzeszki (nasiona) drzewa kola i liście koki. Na drugim planie z łatwością można wychwycić nuty karmelu, ulotnego toffi i cukru kandyzowanego. W ślepym teście twierdziłbym, że to lekko rozwodniona Coca-Cola, czy inna Pepsi.
Lech Diesel jest co najwyżej średnio nasycony CO2, a jego smak jest lustrzanym odbiciem wrażeń zapachowych – smak coli, karmelu i cukru brązowego. Gdzieś tam daleko w głębi, na granicy autosugestii majaczy subtelna słodowość. Całość jest słodka, chwilami nawet zalepiająca i zadziwiająco mało rześka, bowiem piwo nad wyraz szybko się wygazowało.
OCENA: 3/10
CENA: 3,49ZŁ (Carrefour)
ALK.2,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.08.2015
KOMPANIA PIWOWARSKA

Okocim Radler Cola z Limonką

(piwo 45%, napój o smaku cola 55%). Kolor tej mieszaniny jest w zasadzie identyczny jak tej powyżej, czyli jest to kolaż brązu, miedzi i rubinu. Natomiast sama piana jest już wyraźnie jaśniejsza i przypomina przybrudzoną biel lub lekką szarość. Jej struktura jak i żywotność jest bardzo podobna jak u kolegi z konkurencji (nie ma się nad czym rozwodzić).
Aromat jest chyba trochę lepszy niż w Lechu. Jego intensywność jest nieco większa, co jest zrozumiałe, bo tu jest więcej coli. W sumie jednak nie o samą wyrazistość chodzi – tutaj silniej objawiają się brązowe klimaty, czyli karmel i cukier kandyzowany, przez co całość jeszcze bardziej oddala się od jakichkolwiek typowo piwnych niuansów, a zbliża do Pepsi Twist, ponieważ w tle machają do nas delikatne cytrusy z cytryną i limonką na czele.
Na korzyść dla Okocimia jest również dużo większe wysycenie, dzięki czemu specyfik ten jest zdecydowanie bardziej rześki i orzeźwiający niż trunek z KP.
W smaku także nie ma zaskoczenia – coca-cola wdzięcznie pieści moje podniebienie, skutecznie oszukując moje zmysły, które już zapomniały, że 45% tego wywaru to jasne piwo. Na szczęście tutaj cola została zaprawiona niewielką domieszką limonki, którą co ważne wyczuwam (choć nie ma jej dużo). Jej obecność wnosi fajną kwaskowość i dodatkową świeżość, której Lech Diesel jest niemal pozbawiony. Poza tym piwo nie jest tak słodkie i mdłe jak kamrat powyżej.
OCENA: 6/10
CENA: 3.10 (spożywczak)
ALK.2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 13.08.2015
CARLSBERG POLSKA


Czarno na białym widać, że bezpośredni pojedynek zdecydowanie wygrał Okocim Radler Cola z Limonką. Moim zdaniem powodem tego była przede wszystkim sama limonka, jak również ogólnie większa rześkość, lepsze nasycenie oraz mniej słodki, cukrowy posmak.
Lepsze okazało się zatem piwo, w którym de facto jest mniej piwa. Może o to w tym wszystkim zatem chodzi? Żeby radlery organoleptycznie nie miały nic wspólnego z piwem.

Ps. Nadmieniam, że nie jestem i nigdy nie byłem fanem tego typu wynalazków. Nadal można nazywać mnie hop headem i beer geekiem. Oczywiście nie wypiłem całej zawartości tych dwu butelek, z czego bardzo była zadowolona moja lepsza połowa ;p

Komentarze

  1. Kompania znów potwierdza na przykładzie Diesel'a nigdy nie umialo robić piw smakowych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oba te bełty to nieudolne, koncernowe podróbki "prawdziwego" piwa z całkiem zacnego browaru. Chodzi mi o piwo Fortuna Czarne (http://www.browarfortuna.pl/nasze_piwa/fortuna_czarne/)
    "...W skład receptury wchodzi słód karmelowy, palony w browarze Miłosław oraz wyciąg z orzeszków drzewa kola..."

    Może lepsza połowa doceni. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę się z Tobą nie zgodzić - niniejsze piwa to w sumie radlery/piwa typu shandy, a Fortuna to piwo aromatyzowane, więc stawianie ich w jednej linii (porównywanie) nie ma w ogóle sensu.

      Usuń
  3. Czytam którąś recenzję i nie wierzę. To coś z logo Lech jest paskudne na 2 ale nie w tym problem. Problem mam ze zrozumieniem czym jest kandyzowany cukier. Chcesz pisać mądrze a nawet nie znasz znaczenia słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz problem ze zrozumieniem, czym jest kandyzowany cukier to odsyłam do internetu :)

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki